czwartek, 14 maja 2015

17. ,,Hold fast hope...''


                                                            To możliwość spełnienia marzeń sprawia,
                                                                 że życie jest tak fascynujące.
                                                                  - Paulo Coelho




                                                       ( Vicky )
Kolejną noc, budzę się w tym obskurnym miejscu. Coraz bardziej zaczynam się bać o swoje dziecko. Odór pleśni, przyprawia mnie o częste zawroty głowy i wymioty. Na szczęście od kilku dni nie jestem przywiązana do tego cholernego, starego łóżka. Tylko nadzieja, że ktoś zaraz otworzy te drzwi i mnie uratuje, utrzymuje mnie przy życiu. Gdybym nie była w ciąży, już dawno bym skoczyła z okna, ale boję się. Boję się, że przez moją lekkomyślność mogę stracić swój największy skarb.
Codziennie przychodzi tu dwóch chłopaków, którzy przypominają mi, abym w końcu podjęła decyzję. Zwlekam z wyrażeniem swojej opinii. Może, gdy zacznę rodzić, to zawiozą mnie do szpitala? Wtedy będę miała jedyną szansę ucieczki.
Moja podświadomość podpowiada mi, że skądś znam te głosy. Są dla mnie znajome, gdzieś ich już słyszałam, ale gdzie? Rozmyślałam nad tym od dnia przybycia tutaj.
Nagle drzwi, otworzyły się z hukiem, a w nich stanął, Freitag?:
- Richi, jak dobrze, że jesteś. Oni chcieli odebrać mi dziecko...- wtedy poczułam żelazny uścisk na nadgarstku, który sparaliżował moje ciało.
- Nigdy nie mów do mnie Richi. Podjęłaś już decyzję?- osłupiałam.
- A więc, to ty?- nie dowierzałam. Stałam, wpatrując się w jego klatkę piersiową.
- Myślałem, że jesteś mądrzejsza i się wcześniej dowiesz, a jednak przeceniłem cię. - zaśmiał się.
- Dlaczego to zrobiłeś?- zapytałam, a po moim policzku spłynęła łza.
- Poprawiam, dlaczego to zrobiliśmy? Otóż jest kilka powodów. Mówiłem, że ze mną się nie zadziera.- zbliżył swoją głowę do mojej i szepnął mi do ucha, po czym pocałował mnie w szyję.
- Kto jeszcze ma z tym związek?- zapytałam zdenerwowana. Po chwili ciszy, za drzwi wyłoniła się głowa Michaela. Stanął przede mną. - Jesteś najlepszym przyjacielem Stefana.
- Byłem, to już przeszłość. Pamiętasz, jak mnie oschle potraktowałaś w hotelu? Coś za coś.- zaśmiał się ironicznie.
- Michaelu, skoro nasza koleżanka dowiedziała się prawdy, to chyba trzeba by było ja uciszyć.- przytaknął mu.
- Nie proszę, tylko nie moje dziecko.- złapałam się za brzuch i zaczęłam cofać się.
- Vicky, przecież wiesz, że stąd nie ma ucieczki.- zaśmieli się obaj.- Mam pewną propozycję. Masz pięć minut na ucieczkę. Po upłynięciu czasu zaczniemy cię gonić i wtedy cię zabijemy.
- Wy jesteście chorzy!- krzyknęłam.
- Nie chcę ci przypominać, ale stoper już ruszył!- wpatrywałam się w nich nie wierząc, co przed chwilą usłyszałam. Po chwili ruszyłam szybko, jak na moje możliwości i wybiegłam z rudery. Znajdowaliśmy się na jakimś pustkowi. Nawet jakbym dała radę uciec i tak by mnie znaleźli. Pobiegłam w stronę lasu. Kolce jażyn, gałęzie raniły moją skórę, jednak ja próbowałam nie zwracać na nie uwagi. Po chwili wybiegłam na polną drogę. Nie wiedziałam, gdzie się dokładnie znajduję. Po chwili do moich uszu, dobiegły donośne krzyki. Wiedziałam, że dalsza ucieczka nie ma sensu, ale moje nadzieje na uratowanie, ożywiły się, gdy zobaczyłam w oddali mały domek, na wzgórzu. Wiedziałam, że mogą mnie tam szukać. Pobiegłam w jego stronę. Zaświeciłam światło i wybiegłam z niego tak szybko, jak wpadłam. To może dać mi kilka sekund przewagi.
Miałam rację. Jednak to nie zmieniało postawy mojej sytuacji. Mój organizm pomału zaczynał przeciwstawiać się wysiłkowi, który mu zgotowałam. Na szczęście, po kilku minutach wybiegłam na jezdnię, gdzie pojawił się samochód. Wyskoczyłam mu na środek ulicy. O mało, a byłaby ze mnie miazga. Z oddali coraz bardziej dało się usłyszeć krzyki chłopaków. Bez zastanowienia wsiadłam do samochodu, a moim oczom ukazał się Gregor.
- Matko Vicky, wiesz, jak długo cię szukaliśmy?
- Gregor, jedź oni zaraz tu będą!- krzyknęłam.
- Kto?- zapytał, a przed nami w tej chwili ukazał się Richi z pistoletem. Usłyszałam tylko jeden, głuchy strzał i krzyk Gregora, który sparaliżował moje ciało. Czułam niemiłosierny ból, który przeszywał moje ciało. Poczułam, jak Gregor w końcu rusza swoim samochodem, po chwili straciłam kontakt z rzeczywistością.
Obudziły mnie jaskrawe promienie, które oświetlały moje ciało. Myślałam, że to już niebo, jednak po chwili usłyszałam głos lekarza:
- Pani Vicktorio, czy pani mnie słyszy? Proszę pokazać, jakiś znak. Niech zamruga oczami.- wpatrywałam się tępo w sufit. Swoją ręką, przejechałam po moim brzuchu, który był... płaski.
- Co z moim dzieckiem?!- gwałtownie wstałam, jednak po chwili tego pożałowałam.
- Niech się pani położy!- próbował mnie uspokoić.
- Gdzie jest moje maleństwo?!- po moim policzku zaczęły spływać łzy, jedna po drugiej.
- Niech teraz pani o tym nie myśli. Teraz zajmiemy się panią.
- Do cholery niech mi pan powie!- krzyknęłam.
- Niestety robiliśmy, wszystko co w naszej mocy, jednak ogromny wysiłek i kula po strzale, spowodowały uraz płodu. Myśleliśmy, że się uda, uratować panią i dziecko- mój świat w jednej chwili przestał istnieć. Moje życie nie miało już sensu. Przestałam się szamotać z lekarzem i powoli położyłam się na łóżku.
- Mógłby pan wyjść?- zapytałam wpatrując się w okno.
- Na korytarzu, czeka na panią młody chłopak. Wpuścić go?
- Tak.
Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Dlaczego ja? Najpierw ucieczka, choroba, porwanie, a teraz to. Co ja zrobiłam, takiego złego, że cały świat odwrócił się przeciwko mnie?
- Vicky, jak się czujesz?- zapytał Gregor siadając na krześle. Obdarzyłam go wzrokiem i cichutko odparłam.
- Czuje się, jakby ktoś rozerwał mnie na dwie części, jedną zostawił, a drugą spalił.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Na mnie i na Amelię.
- Stefan wie?- zapytałam.
- Czeka na korytarzu. Wpuścić go?- zapytał.
- Jakbyś mógł.- wstał i poszedł w kierunku drzwi, gdy miał już wychodzić, powiedziałam - Dziękuję.- uśmiechnął się i wyszedł. Teraz czekał mnie najgorszy moment w życiu. Nie wiedziałam, jak on na to zareaguje. Po chwili drzwi mojej sali, się otworzyły, a w progu pojawił się Stefan, który poruszał się na wózku. Widziałam jego niespokojny wyraz twarzy.
- Stefan, przepraszam.- nic nie odpowiedział, jedynie zbliżył się i ujął moją dłoń.- Gdybym nie była taka zarozumiała, nasze dziecko by żyło. Przepraszam.
- To nie twoja wina - po raz pierwszy spojrzał w moje oczy, miał łzy w nich tak jak ja - Nie cofniemy przyszłości. - wyrwałam jego dłoń z uścisku.
- Złapali ich?- zapytałam.
- Po kilku godzinach, ale są już na komendzie.- odpowiedział.- Nie mogę uwierzyć, że oni to na prawdę zrobili.
- Stefan to nie ma już sensu.- zaczęłam cichutko, po krótkiej przerwie, na jego twarzy malowało się zdziwienie.- Nic już nas nie łączy. Jesteś w końcu wolny.
- Wiem, że jest ci ciężko, ale ja także straciłem dziecko. Też nie mogę się z tym pogodzić, ale może to jest jakiś znak, że...- przerwałam mu.
- Że nie jesteśmy sobie pisani.
- Vicki, ta strata nie zmieniła mojej postawy wobec ciebie. Wciąż cie kocham i chcę z tobą być.
- Ciągnięcie tego, nie ma sensu.
- Vicky, nie zostawię cię teraz samej.- przygarnął mnie do siebie i przytulił.- Mój organizm zaczął się regenerować, zaczął walczyć. Gdy teraz się rozejdziemy, moje życie nie będzie miało przyszłości.
- Przepraszam.- pocałował mnie w czoło i delikatnie położył.
- Muszę już iść. Zaraz mam badania. Gdybyś czegoś potrzebowała, zadzwoń do Gregora.- już naciskał klamkę, kiedy powiedziałam.
- Kocham cię.- myślałam, że nie usłyszy, mojego szeptu, jednak odwrócił się i się uśmiechnął. Po chwili odszedł jadąc na wózku.
Resztę dnia spędziłam na rozmyślaniu. To jest tylko cholerny sen, z którego się zaraz obudzę i będzie jak dawniej. Będę szczęśliwa. Lecz z każdą upływającą minutą wiedziałam, że to jest ten sam dzień, ta sama godzina. Tylko ja nie mogę się z tym wszystkim pogodzić. Do tego trapiące uczucie, że może jednak udało się uratować moje maleństwo, a to co lekarze mówią, to tylko pomyłka.
Usiadłam po turecku chowając głowę w dłoniach. Sama sobie z tym wszystkim nie poradzę.

2 tygodnie później

 Czy coś się zmieniło od tamtej pory? Chyba nic, z wyjątkiem tego, że jestem w domu. Mój organizm zregenerował się, ale psychicznie nie daję już rady. Próbuje udawać przed innymi, że wszystko jest dobrze. Ciągła monotonność mnie dobija. Każdego dnia, umiera część mnie. Po tajemnie udaję się na spotkania z psychologiem. To dziwne, że zaufałam obcemu mężczyźnie, a nie moim najbliższym.
Aktualnie mieszkam u Stefana, jednak nie mogę go na nowo pokochać. Tak dobrze, przeczytaliście leki zaczęły działać, nie potrzebne są chemioterapie, ani opieka lekarza. Oczywiście, co kilka dni jeździ na badaniach, a ja? A ja wtedy siedzę sama w domu i płaczę do poduszki. Nie mogę znieść świadomości, że moja lekkomyślność wywróciła mi życie do góry nogami. Nie mogę ponownie zaufać bliskim. Nie mogę na nowo pokochać Stefana, Widzę, jak się wszyscy starają, jednak nie mogą wiedzieć jak się czuję. Nigdy nie dostali takiego kopa od życia. Ich słowa, że wszystko będzie dobrze, nie poddawaj się, pomału mnie irytują. Nic nie jest i nie będzie dobrze!
Nigdy nie będzie tak, jak dawniej!
Nigdy nie powtórzą się te szczęśliwe dni!
Nigdy nie będę mogła zapomnieć.
Nie zaufam nikomu.
Będę umierać powoli.
Powoli.
Aż ostatni raz wezmę wdech i ze spokojem będę mogła odejść...
- Kochanie już jestem!- z rozmyśleń wyrwał mnie głos Stefana, który jak co tydzień wracał z badań. Odwróciłam się do niego i cichutko powiedziałam:
- Witaj.- pocałował mnie w czoło i przysiadł się koło mnie. Otulił mnie swoimi silnymi ramionami i zaczął śpiewać piosenkę.
- Moja mama zaprasza nas na obiad. Jeśli czujesz się na siłach to...
- Z miłą chęcią.- w cale nie chciało mi się wychodzić z domu. Tylko tu czułam się bezpieczna, bałam się, że to wszystko wróci. Wrócą koszmary, które śnią mi się co noc. Ich twarze w drwiącym uśmiechu, trzymające moje śpiące dziecko.
- Jeśli nie chcesz, to nie musisz.- odparł spoglądając w moją stronę. Jego oczy były przepełnione miłością, ale i smutkiem.
- W końcu trzeba wyjść. To ja idę się zbierać.- próbowałam się uśmiechnąć i wstałam podążając do naszej sypialni. Stanęłam przed starannie wyrzeźbioną w drewnie w szafie i zaczęłam przeglądać ciuchy. Przeważały same dresy, bo tylko je ubierałam.Po kilku próbach znalezienia, czegoś co będę mogła nałożyć, do pokoju wszedł Stefan i przyniósł ze sobą średniej wielkości pudełko.
- To miało być na szczególną okazję.- popatrzył w podłogę - Ale teraz też jest szczególna. Proszę otwórz.- położył pudełko na łóżku i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z natłokiem myśli. Pomalutku zaczęłam rozwiązywać wstążki, aż w końcu nadszedł czas, aby podnieść górę. Moim oczom ukazała się piękna, beżowa, koronkowa sukienka. Wyciągnąłem ją delikatnie z pudełka i przyłożyłam sobie ją do ciała. Wyglądała pięknie. Bez zastanowienia ubrałam ją, a do tego dobrałam czarne botki. Na wierzch nałożyłam kurtkę, szyję opatuliłam szczelnie szalikiem, a na głowę nałożyłam czapkę. Cichutko zeszłam na dół, gdzie siedział już gotowy Stefan.
- Pięknie wyglądasz.- uśmiechnął się.
- Idziemy?- zgarnął kluczyki z blatu i udaliśmy się w kierunku drzwi.
Zima była tu wspaniała. Chociaż dobiegał dopiero koniec listopada, śniegu było po kolana. Wszędzie było pełno dzieciaków, jedni lepili bałwana, drudzy zjeżdżali na sankach. I wtedy po raz kolejny to ukłucie w sercu. Za kilka lat, mógł tak biegać mój synek.
Droga do rodziców Stefana zajęłam nam niespełna dziesięć minut. Zadzwoniliśmy dzwonkiem, a po chwili drzwi się otworzyły, a naszym oczom ukazał się brat Stefana:
- Witajcie! Wchodźcie.- uśmiechnął się i przepuścił nas w drzwiach. Już w progu można było wyczuć wspaniały zapach potraw.
- Zobacz, kto na ciebie czeka w salonie.- szepnął mi na ucho Stefan i popchnął w stronę pokoju. Po chwili moim oczom ukazały się dwie blond czupryny, ale jedna była ciemniejsza niż druga. Bez zastanowienia podbiegłam i z całej siły ich przytuliłam.
- Co tu robicie?- zapytałam, a z moich oczu wypłynęły łzy.
- To już nie mogę do własnej siostry przyjechać?- odpowiedział Marinus.
- Stefan nas zaprosił, więc jesteśmy.- poczochrał moje włosy Andi.
- Wiesz ile je układałam?- zaśmialiśmy się. Tego mi brakowało, oderwania od monotonni.
- Może już usiądziemy, zaraz będzie podane do stołu.- odparł Kraus.
- Na jak długo przyjechaliście?
- Jutro już wyjeżdżamy. Wiesz konkursy, treningi.
- Rączki umyte?- zaśmiała się mama Stefana i położyła na stole ciepłe jedzenie.
Wszyscy wzięliśmy się za pałaszowanie. Nie obyło się bez słów pochwały. Po skończonym posiłku, Stefan poprosił o ciszę.
- Chciałbym coś ogłosić. - popatrzył w moją stronę, odsunął krzesło i uklęknął przede mną. - Vicktorio, tyle przecierpieliśmy, abyśmy mogli być szczęśliwi. Musieliśmy pokonać wiele przeszkód, abyśmy w końcu mogli być razem. Żałuję, cholernie żałuję, że nie ma z nami tu teraz jednej maleńkiej osóbki. Na pewno byłby z nas dumny, a my z niego. - sięgnął do kieszeni przy marynarce i wyciągnął małe, czerwone pudełeczko. Delikatnie je otworzył, a moim oczom ukazałam się piękny, złoty z maleńkim brylantem pierścionek. - Vicktorio Kraus, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i zgodzisz się zostać moją żoną?- wszystkie pary oczu zwróciły się w tej chwili w moją stronę. Wiedziałam, że każdy był w to zamieszany. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć.
- Stefan usiądź.- poprosiłam go.
- Zgadzasz się?- widziałam, że się zdenerwował.
- Tak głuptasie.- zaśmiałam się. Ale to nie był prawdziwy uśmiech. Nie wiedziałam, czy dam radę po raz kolejny okłamywać osoby, które chcą dla mnie jak najlepiej.
Nie wiedziałam, że to co teraz robię, w przeszłości skrzywdzi jego, mnie, nas.
Usłyszałam jak wydycha ze spokojem, powietrze. Nałożył mi pierścionek na palec i pocałował. Wszyscy zaczęli bić brawo, a ja siedziałam w amoku.
Po deserze, przeprosiłam wszystkich i pod pretekstem pójścia do toalety, udałam się przewietrzyć na balkon. Rześkie powietrze, oczyściło mój organizm. Po chwili do moich uszu dobiegł cichutki głosik:
- Jak się czujesz?
- Nijak.- odpowiedziałam, wpatrując się w niebo.
- Jeśli chcesz, możesz przyjechać do mnie na kilka dni.- zaproponował.
- Marinus, ja sobie nie radzę.- wtuliłam się w jego silne ramiona i zaczęłam cicho łkać.
- To nie jest koniec. Niedługo zostaniesz panią Kraft. Wszystko się ułoży, będziecie mieć gromadkę dzieci.
- A co, jeśli ja go nie kocham? A jeśli to jest tylko przywiązanie do bliskości? Może boję się zostać sama?
- Nawet tak nie mów. Powinnaś dopuścić do siebie Stefana. On także przeżywa śmierć dziecka. Codziennie z nim rozmawiam, uwierz mi, choroba go wyniszczyła, do tego ta strata. Vicky wy byście dnia bez siebie nie wytrzymali.- powiedział, głaskając moje włosy.
Staliśmy jeszcze chwilkę na balkonie, a później weszliśmy do środka. Pomogłam pani domu, posprzątać po obiedzie, a później pożegnałam się z wszystkimi i wróciłam ze Stefanem do domu. Gdy przekroczyłam próg mieszkania od razu udałam się do pokoju, gdzie przebrałam się i udałam się na dół. Zaparzyłam dwie herbaty i usiadłam w salonie koło Stefana.
- Musimy porozmawiać.- zaczęłam cichutko.
- Też o tym myślałem.- odpowiedział.
- Myślałam, żebyśmy wyjechali gdzieś wspólnie. Tu wszystko mi przypomina przeszłość.
- Zgadzam się z tobą. Jeśli chciałabyś, możemy wyjechać już jutro. Zamówię bilety i wyjeżdżamy.- pośpiesznie wstał i wziął do rąk laptopa i usiadł z nim na sofie. Podeszłam do niego i z całej siły go przytuliłam.
- A to za co?- zapytał z uśmiechem.
- A to już nie mogę się przytulić do mojego narzeczonego ?- zaśmiałam się. Jak to pięknie brzmi, narzeczonego.
- Nie no możesz.- zaśmiał się i wrócił do przeglądania ofert, a ja włączyłam telewizor, gdzie leciały aktualnie wiadomości. Moją uwagę przykuło jedno zdanie na pasku, poniżej :

                        ,, Michael Hayboeck i Richard Freitag zostali zatrzymani przez policję. Są zamieszani w porwanie młodej dziewczyny. Podobno poszkodowana straciła dziecko .''
Przełączyłam kanał, tak szybko, jak się da i trafiłam na jakąś komedię romantyczną.  W pewnej chwili podskoczyłam z przerażenia, kiedy Stefan krzyknął na cały dom:
- Znalazłem! Jedziemy do Hiszpanii!
- To kawał drogi, znajdź coś w pobliżu.- próbowałam uspokoić jego entuzjazm.
- Jutro wyjeżdżamy pakuj się.- uśmiechnął się.
- Stefan, tyle drogi... Chyba wiesz, że ja mam chorobę lokomocyjną?- próbowałam go przekonać.
- Oj nie marudź. Pakuj się.- zamknął laptopa, podszedł do mnie i z całej siły mnie przytulił.
- A to za co?- zapytałam wpatrując się w jego oczy.
- Dobrze, że wróciłaś.- jakby wiedział, jak teraz się czuję, to by nigdy nie pozwolił mi wyjść z domu.
- Zawsze byłam.- odparłam skradając całusa, na jego ustach. - A na ile wyjeżdżamy?
- Na dwa tygodnie.- odpowiedział ze spokojem.
- Ty chyba zwariowałeś!- krzyknęłam. - Co my tam tyle będziemy robić?
- Smażyć się na plaży.
- O nie mój drogi. Ja mam plany na przyszłość i ty tam jesteś w roli skoczka.- od razu jego wyraz się zmienił. Powoli się ode mnie oderwał i usiadł na fotelu.- Stefan, co się dzieje?
- Chyba nigdy nie będę mógł wrócić do skakania.- w jego kącikach oczu, wezbrały się łzy.
- Nigdy nie mów, nigdy.- przytuliłam go.- A teraz ruszaj dupsko i szykuj walizki, bo nie wiem czy wiesz, ale zamierzam ładnie wyglądać na tych wczasach, a co z tym się wiąże muszę wziąć dużo walizek, aby pomieścić ciuchy.
- Moja kochana, max możesz wziąć 2.- uśmiechnął się zadziornie.
- Oj nie bądź tego taki pewny.- zaśmiałam się i udałam się do pokoju, gdzie zaczęłam segregowanie ubrań, butów, kosmetyków, biżuterii i pomału pakowałam je do torby. Dwa tygodnie w Barcelonie, zapowiadają się fantastycznie, ale czy uda mi się choć na chwilę zapomnieć? Zapomnieć o bólu, który wyrządziły bliskie mi osoby?


                             





Witam z kolejnym rozdziałem :) Myślę, że przypadnie wam do gustu, bo dla mnie jest nijaki. Akcja za szybko się rozwinęła, ale cóż poradzę. Czekam na wasze sugestie/ opinie dotyczące rozdziału.
Mam takie jedno pytanko :) Muszę znać wasze zdanie na ten temat, bo to się tyczy także was.
W połowie czerwca, nawet może wcześniej, wyjeżdżam do siostry na cały lipiec, a na początku sierpnia mam obóz lekkoatletyczny, więc nie będę mogła dodawać rozdziałów zbyt często. Może nawet w ogóle ich nie będę pisała. I teraz to pytanie, które chcę wam zadać od początku.
Zawiesić działalność bloga do końca wakacji, czy dodać w następnym rozdziale epilog?
Czekam na wasze zdanie, bo sama mam mętlik w głowie.

Dziękuję za ponad 11 tyś. wyświetleń!
Jesteście kochani!

7 komentarzy:

  1. Rozdział genialny! <3
    Tyle się w nim działo, że nie wiem od czego zacząć....
    Nadal nie mogę uwierzyć w to co zrobił Michi i Richi ;/ Czemu Richardowi tak zależało na tym dziecku? Tylko po to, żeby Vicktoria i Stefan się załamali? Niesamowite szczęście, że wpadła na Gregora... a właściwie to szczęście w nieszczęściu...
    Bardzo mi się podoba sposób w jaki opisałaś jej emocje i wątpliwości.
    No a teraz już weselej! Zaręczyny takie awwww <3 Stefan jest taki kochany! I całe szczęście, że leki zaczęły działać! Końcówka mega słodka! :)
    A teraz co do Twojego pytania... wiadomo... nie chcę, żeby ta historia się kończyła... więc moim zdaniem jeżeli masz jeszcze pomysły na ciąg dalszy to możesz poczekać i po wakacjach możesz kontynuować tę historię, lub zrobić jakby "drugą część" :) Jeżeli zaś nie masz już planu na to co ma się wydarzyć dalej to może i dobrym rozwiązaniem jest epilog :) Zrób jak uważasz a ja uszanuję Twoją decyzję ponieważ to co już zrobiłaś jest wielkie! Cała ta historia to jedno wielkie wow! <3 Daj znać jak coś postanowisz :)
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne!
    Początek był straszny. Nie sądziłam, że Richard i Michael mogli posunąć się do czegoś takiego.
    Dobrze, że Vicktoria zdążyła uciec,lecz i tak nie udało się jej nie cierpieć. Ciekawe co by było gdyby akurat nie przyjeżdżał tamtędy Gregor.
    Tak jak pisałam na początku, to jest cudowne!

    A jeśli chodzi o Twoje pytanie. Rób jak.chcesz. (ale jeśli wybierzesz epilog to Napiszesz jeszcze jakieś inne opowiadanie po wwakacjach,prawda?)
    Weny życzę i pozdrawiam! ;*
    Ps.Przepraszam za niezbyt spojny komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się ♥
    O Boże... Genialny rozdział, ale na początku... Prawie dostałam zawału, z resztą, nie po raz pierwszy dzisiaj :) Michi, Richard... Jakoś to wszystko mi się w głowie nie mieści. Jak oni mogli do cholery zrobić coś takiego?? O co w ogóle Freitagowi chodziło? Dlaczego aż tak zależało mu na dziecku? Nie podoba mi się to wszystko... Dobrze, że na drodze Victorii pojawił się ktoś taki jak Gregor. Aż się boję pomyśleć, jakby ta cała historia się skończyła, gdyby go tam nie było...
    Co do decyzji... Sama nie wiem, co bym zrobiła na twoim miejscu, bo to jednak spore odstępy czasu. Może lepiej będzie, jeśli sama zdecydujesz? W końcu to twoja historia, a każda z nas na pewno uszanuje twoją decyzję ♥
    Buziaki :**

    PS. Zapraszam do siebie na szóstkę ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem.
    Rozdział świetny. Poza tym , że Victoria straciła maleństwo. Michael i Richard? No cóż tego to nawet nie warto komentować. Victoria? Jest jej bardzo trudno . Stefan? Też mu jest trudno i do tego ten konflikt z chorobą i skakaniem. No cóż ... liczę na to , że wszystko się jakoś ułoży. Czekam na kolejny :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział jest cudowny! Dziewczyno kocham Cię za ten styl pisania i Twoją wyobraźnię ♥
    Nie spodziewałam się, że Richi i Michael.. że zdobędą się na bycie takimi dupkami bez serca, idiotami.. Strasznie żal mi Vicky i Stefana, bo strata dziecka wiąże się z cholernym bólem. Jednak mają siebie i łączy ich wielkie uczucie, więc dadzą radę. Muszą dać, a wszystko z czasem się ułoży. Co do Stefana; jeszcze wróci do skoków, będzie najlepszym skoczkiem i będzie uczył skakać swoje dzieci, których zapewne się doczekają ;)
    Szczerzyłam się jak debil w momencie czytania o oświadczynach i jeszcze wtedy, gdy czytałam końcówkę. Naprawdę biło w niej takim szczęściem, że aż żal mi się zrobiło, że był to koniec rozdziału. ;*

    Eh, nie wiem co mogę Ci tutaj doradzić. Z jednej strony epilog jest dobrym rozwiązaniem, ale ta historia mogłaby przynieść jeszcze kilka ciekawych wątków. Zaś długie oczekiwania na rozdział wiążą się z niedosytem, lecz jest satysfakcja, że w ogóle są.. Zrób tak, jak podpowiada ci serduszko ;*

    Pozdrawiam serdecznie i czekam na Twoją ostateczną decyzję. ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Już jestem! :)
    Niesamowicie smutny, ale i czarujący rozdział. ♥
    Michael i Richard chyba doszczętnie poskradali rozumy. Ne wierzę w to, co wydarzyło się w tym rozdziale. Przez takie... swego rodzaju błahostki zniszczyli życie dwojga ludzi. A właściwie... trojga. :/ Nie mogę uwierzyć, że dziecko Vicki i Stefana nie żyje... Przecież to okrucieństwo! Powinno ich czekać co najmniej dożywocie! :/
    Nie dziwię się, że nasza bohaterka jest w takim stanie. Straciła istotę, którą kochała całym sercem... istotę, która była dla niej najważniejsza w świecie... Ale nie może odpychać Stefana. Nie tylko ze względu na stan Stefana i na jego chorobę, która na całe szczęście nie postępuje, a cofa się, ale także patrząc na to ile razem przeszli, ile przeżyli. Teraz może jej się wydawać, że jej życie nie ma sensu, ale tak nie jest. To szok, może swego rodzaju depresja, ale nie powinna postępować pod wpływem chwili. Ale jednakże również nie powinna zgadzać sie na ślub, kiedy jest na rozdrożu... W sumie, położona jest w bardzo trudnej sytuacji, ale wiem, że z czasem wszystko się poskłada. A wyjazd do Hiszpanii to wspaniały pomysł. ;)
    Nie! NIE MOŻESZ ZAKOŃCZYĆ TEGO OPOWIADANIA! Zakochałam się w nim i nie możesz przestać!
    Czekam na kolejny, ale nie na epilog! :)) :*
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojoj, porobiło się :/
    Ale teraz to już chyba wyjdą na prostą, co...? Znając Twój styl, to nie :P
    Rzuciło mi się to w oczy, wiem, że się czepiam, ale Barcelona nie jest nad morzem...
    A poza tym, lecę czytać dalej.
    Tak naprawdę, to nie S&S a ElusivE_ArtisT (nie chce mi się przelogować)

    OdpowiedzUsuń