niedziela, 20 września 2015

Prolog - cz.2



                                                                                    ,, Między prawdą, a kłamstem
                                                                                           jest klucz do odpowiedzi...''




                                                 ( Stefan )
Minął rok, 365 dni, 8 760 godzin, 525 600 minut i 31 536 000 sekund od tego feralnego i zarazem szczęśliwego dnia. Dlaczego feralny, a dlaczego szczęśliwy? Bo zostawiłaś mnie, samego ze swoimi problemami, a zarazem zyskałem małą osóbkę, którą teraz kocham nad życie, a ty? A ty kiedy wyjechałaś, zmieniłaś się. Próbowałem nawiązać z tobą kontakt, lecz każda próba okazywała się porażką. Gdy w końcu nie mogłem wytrzymać, przyjechałem do ciebie, ale to co tam usłyszałem i zobaczyłem, przerosło moje wyobrażenia. A było to tak...

    Młody chłopak, niewysokiego wzrostu, o brązowej czuprynie zaparkował czerwone audi pod jednym z niemieckich osiedli. Z tyłu od strony pasażera wyciągnął dziecięce nosidełko, a w nim leżał śpiący, mały chłopczyk o imieniu Leon. Pomału, bez szelestu wszedł z nim na posesje państwa Kraus. Zadzwonił dzwonkiem, raz, drugi, trzeci w końcu w drzwiach stanęła szczupła blondynka, na której tak mu zależało. Wyszeptał tylko ciche:
- Mogę?- przytaknęła głową i przepuściła go w drzwiach.
Bez żadnego zbędnego słowa, szli w milczeniu, aż w końcu znaleźli się w salonie. Blondynka cały czas była wpatrzona w telewizor, który transmitował kolejny serial. Chłopak usiadł w fotelu, na przeciwko niej. Widząc, że nic nie zdziała, aby nakłonić ją do rozmowy, wyłączył telewizor i zaczął mówić:
- Vicky to może się wydawać nierealne, ale to jest nasz syn. Popatrz na niego. Ma twoje rysy twarzy, jesteście, jak dwie krople wody.- próbował się do niej zbliżyć, jednak dziewczyna gwałtownie wstała i powiedziała:
- To nie jest moje dziecko! Moje maleństwo zginęło kilka miesięcy temu. Jego nie ma i nie będzie!
- Vicky popatrz na niego. Ja wiem, że jest ci trudno w to uwierzyć, ale mi też było. To jest nasz synek.- wyciągnął Leona z nosidełka i zbliżył się do dziewczyny. Jednak ona za każdym jego kolejnym krokiem, oddala się.
- Zabierz go ode mnie! - chłopak nie chciał dać za wygraną i coraz śmielej zaczął do niej podchodzić.
- Popatrz na niego, popatrz mi w oczy i powiedz, czy to nie jest nasz syn?- dziewczyna lekko się zachwiała i spojrzała w jego oczy i z determinacją stwierdziła:
- Mój syn umarł. To jest tylko czyjeś podrzucone dziecko!- wtedy serce chłopaka przestało na moment bić. Jego jedyna nadzieja, że jednak się uda, że będzie, jak dawniej wszystko zmieni, umarła. Zrezygnowany spuścił głowę. Wyprostował ją dopiero po chwili, kiedy usłyszał mu tak znajomy głos.
- Cześć kochanie!
- Mógłbyś w końcu opuścić mój dom?- zapytała po chwili blondynka, a on zrezygnowany opuścił mieszkanie. W progu minął tylko uśmiechniętego od ucha, do ucha Philipa Sjoenna.


 No to chyba zaczynamy. Blog, pt. You're my end and my beginning Even when I lose I'm winning, wraca do życia. 
Chciałabym Wam z całego serduszka podziękować, bo gdy zakończyłam tu 1 część, było ponad 11 tyś wyświetleń, a teraz jest ponad 15 tyś. Nie wiem, jak mam Wam za to dziękować.
Zarazem chcę Was przeprosić, że tak późno dodaję prolog, ale sprawy po obozie lekkoatletycznym, lekko się skomplikowały, do tego rok szkolny, wybory SU, trzecia gimnazjum. To wszystko, a zarazem nic zatrzymało mnie na moment i nie mogłam nic napisać, skleić, chociaż mam w zanadrzu napisane 2 rozdziały. Nie będę przedłużać. Widzimy się za 2 tygodnie, jak zawsze! <3