czwartek, 22 stycznia 2015

4. ,,Miłość to pułapka, nikt nie wychodzi z niej bez szwanku...''

                                                                                ,,Na zawsze ona,
                                                                          jedyna jedna,
                                                                              nie zatrzyma tego nawet kevlar...''


Wróciliśmy do hotelu grubo po 01.00 w nocy, a jutro przecież zawody.
Po cichu rozstaliśmy się i każdy odszedł w swoją stronę, ale ja zrobiłam coś czego nie powinnam. Odwróciłam się, podbiegłam do niego i pocałowałam go w policzek, a on się jedynie uśmiechnął i przytulił mnie. Nie chciałam się z nim rozstawać, ale nie chciałam, abyśmy jutro mieli kłopoty, zamieniliśmy parę słów i rozeszliśmy się. Gdy weszłam do pokoju myślałam, że wybuchnę śmiechem. Cała kadra leżała na złączonych łóżkach. Andi leżał prawie na podłodze, w jego nogach spał Marinus, na nim Richard, a biedny Markus wziął sobie kołdrę i poduszkę i położył się na stole. Chwyciłam szybko telefon i zaczęłam robić zdjęcia. Na szczęście było jedno łóżko wolne, więc poszłam się przebrać i położyłam się do łóżka. Zgasiłam światło i gdy chciałam pójść w stronę łóżka, natrafiłam na czyjąś rękę. Severin spał w szafie. Matko, co oni robili jak mnie nie było? Ominęłam go zwinnym krokiem i położyłam się w końcu na łóżku. Nie mogłam zasnąć. Nie tylko przez rozmyślenia, ale także przez tych pijaków, którzy grali koncert chrapiąc. Zostało mi tylko jedno. Wzięłam leżące klucze na szafce nocnej i poszłam w stronę pokoju z tym numerem. Weszłam po cichu do pokoju numer 140. Spał tam jedynie Wank, który chyba jako jedyny zmienił pokój. Szybko wpęłzłam pod koc i poszłam spać.

Następny dzionek :-)

Wstałam i szybko pobiegłam do pokoju. Królewny jeszcze spały. Nadarzyła się okazja, aby się zemścić. Włączyłam płytę w radiu i pogłośniłam najmocniej jak się da.  Wszyscy wyskoczyli jak poparzeni, a ja tylko się śmiałam. Posłali mi groźne spojrzenia, na co odpowiedziałam:
- Ze mną się nie zadziera Panowie. Zmykać na trening! Zaraz przyjdę i podam Wam rozpiskę- uśmiechnęłam się i poszłam się ogarnąć.
Gdy wyszłam nikogo już nie było, zeszłam na stołówkę. Siedział. Wpatrywał się we mnie, powodując u mnie rumieńce. Nie wiem dlaczego tak na mnie działał.  Chyba zbyt szybko mu zaufałam. Zamówiłam sobie naleśniki z nutella i kawałki brzoskwini. Lubiłam takie połączenia. Przysiadłam się do moich kochanych dzieciaczków i powiedziałam:
- Rozmawiałam już z trenerem. Dzisiaj macie 15 kółek truchciku i siłownia.  Chciałam więcej, ale dzisiaj zawody, więc Wam odpuszczę. Nie mówiłam nic trenerowi o Waszej libacji alkocholowej, możecie spąć spokojnie. Kablem to ja nie jestem!- posłałam im uśmiech, na co oni odetchnęli z ulgą.
- Strasznie jesteś na Nas zła?- zapytał Markus.
- Może strasznie to nie, ale kiedyś się na Was odegram. A po za tym mam piękne zdjęcia, jak słodko razem śpicie. Nie chcielibyście, aby ujrzały one światło dzienne. Prawda?
- Tak- odpowiedzieli chórkiem.
- No nie bądzcie takimi sztywniakami. Zjadajcie to szybko i na trening, bo o 14;45 zawody!

Śniadanie minęło w miarę spokojnie . Nie wliczając tego, jak Welli oblał Markusa. No nic poszłam do Mia, wzięłam papiery przez nią naszykowane i zaczęłam je wypełniać w ciszy, w swoim pokoju. Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam i otworzyłam leciutko. Zobaczyłam Micheal'a Haybock'a. Zdziwiłam się, widząc go. Powiedział tylko :
- Mogę wejść?
- Tak, co Cię tu sprowadza?- zapytałam.
- Mam sprawę.
- Jaką?
- Mogłabyś się odpierdolić od Stefana?
- Przepraszam, ale o co Ci chodzi?
- On ma dziewczynę, nie psuj mu tego!
- Ale on jest tylko moim przyjacielem!- próbowałam się bronić, na rózne sposoby.
- Jakoś wczoraj tego nie widziałem!
- Jeśli tyle, to proszę o opuszczenie pokoju i nie przychodź więcej!
- Ja tylko nie chcę, abyś później poszkodowana była!- zamknął za sobą drzwi i wyszedł.
 Super! Zawsze musi się znaleźć osóbka, która zniszczy humor z samego ranka. Nie miałam głowy do wypełnienia dalszych papierów. Wzięłam telefon, słuchawki, kurtkę i wybiegłam na zewnątrz. Zimny powiew wiatru, dał mi orzeźwienie. Poszłam w stronę skoczni, aby porobić zdjęcia małym chłopcom, którzy lepili bałwana. Zdjęcia wyszły super! Nie spodziewałam się, że mam taki talent. Ze skoczkami mi tak nie wychodzi. Może dlatego, że się cały czas wiercą, popychają i biją. Powinnam zmienić pracę. Postałam jeszcze z 10 minut, gdy spojrzałam na zegarek. Była 13.00. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę hotelu, gdzie stała grupka Austriaków. Zobaczyłam Micheal'a, który patrzył na mnie złowrogim spojrzeniem. Co ja im takiego zrobiłam. Ominęłam ich ogromnym łukiem i gdy chciałam wejść do środka, wpadłam na niego. Patrzył tymi swoimi oczami i powiedział:
- Przepraszam, nic Ci się nie stało?
- Nie, nie!- nie chciałam z nim rozmawiać. Czułam się zazdrosna, a on w cale nie był dla mnie kimś ważnym.
- Coś się stało?- zapytał łapiąc mnie za nadgarstek.
- A co miało się stać? Na drugi raz informuj dziewczynę, że masz kogoś na boku i nie rób jej złudnych nadzieji!- powiedziałam z ironią w głosie i weszłam po schodach mijając Marinusa, który dziwnie na mnie popatrzył.
- Ej Vicki zaczekaj!- krzyczał, ale stanął na jego drodze Kraus.
- Co wielmożny Pan, chce od mojej siostry?
- Nie Twój interes Kraus!
- No chyba mój, moja siostra nie płacze z byle powodu! Co żeś jej zrobił?!
- Nic, ja tylko chciałem jej coś wyjaśnić.
- Wiesz, co myślałem, że Austriacy to porządni ludzie. Myliłem się!- minął go i poszedł w stronę wyjścia.
                                                                               (Stefan) 
-Który z Was mieszał w tym palce?- wybiegłem ze wściekłością w stronę chłopaków.
- Królewna Panicza nie zechciała?- mówił Gregor.
- A chcesz mieć zrytą twarz, jak po kosiarce Schlieri?
- Ej nie do mnie pretensje! To Haybock wymyślił!
- Ja Cię kiedyś zamorduję! Masz to odkręcić zrozumiano?!- krzyczałem w stronę Michiego.
- A co mi zrobisz?
- Mam nadzieję, że dzisiaj zaliczysz upadek! Cześć!- i pobiegłem w stronę hotelu.
 Przeszukałem cały hotel. Został mi tylko jeden pokój. Modliłem się, aby akurat w nim była. Zapukałem leciutko w drzwi. Po chwili otworzyłam mi z uśmiechem, ale gdy mnie zobaczyła mina jej zrzedła i ponownie zamknęła drzwi. Tego mogłem się spodziewać. 
- Vicki otwórz, chcę Ci coś wyjaśnić!
Nic, kompletna cisza. Próbuję jeszcze raz:
- Michi wszystko wymyślił. Porozmawiajmy, proszę! Nie chcę stracić kolejną osobę, na której mi zależy!- próbowałem, ale nic. Napierała już mnie od środka złość. Wstałem i kiedy chciałem wyważyć drzwi, one się otworzyły, a ja w konsekwencji wylądowałem na łóżku. Choć był plus, poprawiłem jej humor. Zamknęła drzwi, położyła się na łóżku koło mnie i powiedziała:
- Możemy o wszystkim zapomnieć? Tak jakbyśmy się w ogóle nie znali?
Co ona wygaduje. Myślałem, że jej na mnie zależy.
- Przepraszam, ale co chcesz przez to powiedzieć?
- Udawajmy, że się nie znamy. Nie chcę, abyś miał problemy, nie tylko z trenerem, ale także z kolegami.
- Co ty wygadujesz. Ej Vicki spójrz na mnie!- wziąłem jej głowę w ręce i zacząłem mówić- Jesteś najlepszą osobą, jaką spotkałem dotychczas. Przy Tobie, czuję się wolny, mogę mówić wszystko. Kocham Cię!
Wyrwała się z moich rąk i powiedziała:
-Proszę nie wypowiadaj czegoś, czego później będziesz żałował!
- Proszę Cię, uwierz mi, nie ma nikogo!- chciałem ją tylko przekonać.
- Twoje słowa i tak nie mają już najmniejszego sensu. To już koniec Stefan!
- Koniec czego?- zobaczyłem jak jej ciało opada bezwładnie na podłogę. Próbowałem ją złapać, krzyczałem, ona tylko odpowiedziała:
- Jeden problem masz już z głowy...-zobaczyłem tylko jak jej oczy gasły. Wybiegłem szybko z pokoju i zacząłem szybko krzyczeć. Przybiegł Markus, który zadzwonił po pogotowie, które po 3 minutach było już pod hotelem. Zabierali ją. Wyglądała tak niewinnie. Brawo Stefan, to wszystko przez Ciebie!

 30 minut wcześniej:

                                                                      ( Vicki )
Kolejny raz zawód. Kolejny raz życie przestało mieć jakikolwiek sens. Wyciągnęłam nagle kilkanaście tabletek. Zaczęłam je połykać. Nie wiem co mną kierowało. Chciałam przestać, ale z każdą kolejną czułam się wolna, jakby moja dusza opuszczała ciało. Gdy brałam już ostatnią, ktoś zapukał do drzwi. Schowałam puste opakowanie do bluzy i poszłam otworzyć. Wysiliłam się na uśmiech. Otworzyłam drzwi, a tam stanął on, uśmiech szybko zszedł mi z buzi. Zatrzasnęłam za nim drzwi. Mówił coś krzyczał, lecz nie rozumiałam jego słów. W końcu otworzyłam mu drzwi, a on z impetem skoczył na moje łóżko. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w jego stronę. Tabletki zaczynały działać, dlatego położyłam się koło niego i zaczęłam rozmowę:
- Możemy o wszystkim zapomnieć? Tak jakbyśmy się w ogóle nie znali?
Zobaczyłam jak na jego buzie wkrada się złość, a zarazem smutek.
- Przepraszam, ale co chcesz przez to powiedzieć?
- Udawajmy, że się nie znamy. Nie chcę, abyś miał problemy, nie tylko z trenerem, ale także z kolegami.- chciałam już skończyć, ale on nie dawał za wygraną.
- Co ty wygadujesz. Ej Vicki spójrz na mnie!- objął moją głowę i zaczął mówić- Jesteś najlepszą osobą, jaką spotkałem dotychczas. Przy Tobie, czuję się wolny, mogę mówić wszystko. Kocham Cię!
Wyrwałam się z jego rąk i powiedziałam
-Proszę nie wypowiadaj czegoś, czego później będziesz żałował!
- Proszę Cię, uwierz mi, nie ma nikogo!- próbował mnie przekonać, ale ja tylko powiedziałam ciche:
- Twoje słowa i tak nie mają już najmniejszego sensu. To już koniec Stefan!
- Koniec czego?- i w tej chwili moje ciało osuwało się na ziemie. Po chwili była już tylko ciemność, ale zdołałam powiedzieć jedno zdanie:
- Jeden problem masz już z głowy...

Obudziłam się w szpitalu, koło mnie stał Marinus. Czuje już jego zawód.  Kolejny raz się poddałam, nie walczyłam. Mam już taki charakter. Po drugiej stronie stał Karl i Wank, a za szybą widziałam całą kadrę, nawet trenera, który kłócił się z kimś. Rozpoznałem jego brązowe włosy, jego rysy twarzy. Nie chciałam nikogo widzieć. Kraus wpatrywał się we mnie i powiedział:
- Nieźle Nas przestraszyłaś mała!
- Gdzie ja jestem?
- W szpitalu, ale w Niemczech. Mam jedno pytanie, dlaczego to zrobiłaś?
- Opowiadaj, jak tam konkurs?- chciałam zmienić temat, udało mi się tylko zbić z tropu Wanka/
- No wiesz, mistrz powraca. Kamil wygrał zawody, na drugim miejscu uplasował się Kraft, a na 3 Severin...- przerwał mu Marinus.
- Chłopaki wyjdźcie.
- No ruszaj się Wank, później poplotkujecie!- zaśmiał się Karl i wyciągnął z sali Andreasa.
- Teraz możesz mi powiedzieć. Co się stało?
- Nie gadajmy o tym proszę, to się więcej nie powtórzy. Nie zniosłabym Twojej rozpaczy!- chciałam jakoś go pocieszyć.
- Jeśli chcesz on nadal tam jest i powiedział, że nie wyjdzie stąd dopóki z Tobą nie porozmawia.
- Wpuść go!
- Na pewno?
- Bo zmienię zdanie Marinus!- rzuciłam  w jego stronę uśmiech.
Po chwili drzwi otworzyły się ponownie. Szedł niepewnie w moją stronę. Usiadł na krześle, gdzie wcześniej siedział Kraus. Wyszeptał ciche:
- Przepraszam...
Spodziewałam się tego, będzie obarczał się winą, choć to Micheal namieszał w tym wszystkim. Powiedziałam:
- Wiem, że nie chciałeś tego. Ale to się stało. Pamiętasz, co mi mówiłeś jak ostatni raz popatrzyłam wtedy w Twoje oczy?
- Kocham Cię!
- Widzisz, a powiedziałbyś to teraz?- chciałam zobaczyć jego reakcję. Cisza, nawet spodziewałam się tego:
- Widzisz, gdybym umierała pewnie też byś to powiedział. Rzucałeś słowa na wiatr. Nie znałeś ich znaczenia. Wypowiedziane komuś mogą albo zaszkodzić, albo polepszyć. Chciałabym, abyśmy zostali przyjaciółmi. Na razie.
- Ale ja tak nie będę potrafił żyć, nie rozumiesz tego?!- zobaczyłam w jego przepuchniętych oczach po płaczu, nowe nabierające się łezki. 
- Ale czy ja powiedziałam, że na zawsze? Ej Stefan, jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciel.
- A nie moglibyśmy spróbować? 
- Stefan, proszę...
- Dorze, zaczekam. A kiedy wypisują Cię ze szpitala?- zmienił temat. Wiedział, że nic nie wskóra.
- Chyba za kilka dni- posłałam mu uśmiech.
- Mógłbym Cię odebrać ze szpitala?
- Jasne, czemu nie ? - pocałował mnie w czoło i już miał wychodzić, kiedy powiedziałam:
- Pamiętaj, że zajmujesz ważne miejsce w moim serduszku!
Uśmiechnął się i wyszedł. W końcu chwila spokoju i relaksu. Zobaczyłam moje ulubione ciastko stojące na szafce. Szarlotka, a na niej karteczka:
                       
                               ,, Nie zrezygnuję z Ciebie, nawet jakbym miał walczyć do śmierci''

Ojej i mamy 4 rozdział, dużo się porobiło, trochę namieszałam w życiu. Możecie się zdziwić, ale ta karteczka nie będzie od tego Pana, którego się domyślacie. No ale koniec, nic nie mówię :)
Jakoś nie mogłam go zacząć pisać, ale jak zaczęłam, to nie chciałam kończyć. Weny brak, a zaraz przychodzi i niszczy mój plan, który zaplanowałam. Więc do następnego :*
Trzymajmy kciuki za naszych skoczków, którzy powalczą w sobotę i niedzielę :) Przeczuwam nie przespaną noc w niedzielę :D

       


sobota, 17 stycznia 2015

3., Najgorsza jest walka pomiędzy tym co wiesz, a tym co czujesz...''

                                                                                                   No stranger would it be
                                                                                        If we met at midnight

                                                                                                       In the hanging tree...    


Cały przeszył tydzień byłam na walizkach. Konkurs w Bad Mittendorf uważam za udany, poznałam dużo ciekawych osób.
Aktualnie jesteśmy w Zakopanem. Nie myślcie sobie, że tak bez czynnie sobie jeżdżę i to za kadrowe! Otóż mój kochany braciszek, opowiedział całe moje życie trenerowi, (oprócz znajomości z Richardem), że nie dawno ukończyłam studia, kierunek fizjoterapia, jestem wspaniałym fotografem, bez żadnego pominięcia. Kiedyś go uduszę, ale zbyt go kocham. Więc trener postanowił, że będę jego asystentką, czyli będę pomagać rozpisywać mu treningi, zajmować się tymi dziećmi w czasie wolnego i gdy będą chorzy oraz robić zdjęcia. No nic, chociaż nie siedzę bezczynnie i się nie nudzę!
A zapomniałam Wam wspomnieć. W drodze do Zakopanego, Andi poprosił kierowcę o postój. Nic by w tym nie było dziwnego, gdyby nie przyszedł później do autokary cały wymazany sprejem serowym i masłem orzechowym. Przyznam się bez bicia, ale ten sprej o była moja działka, ale masło to wymyślił Freund, który chciał się na nim odegrać. Gdybyście zobaczyli minę trenera, a później pierwsza myśl: ,, Jedziemy na myjnię Panie kierowco!'' Zatrzymaliśmy się w pobliskim hotelu, aby wielmożny mógł się umyć.
No, a teraz na poważnie. Jesteśmy już na miejscu. Co czuję? Radość, pustka. Przeczuwam, że szczęście się do mnie odwróci jutro na konkursie drużynowym. Oby!
Z rozmyślań wybudził mnie Wank ( plotkara jakich mało!) :
- Wstajemy królewno! Jesteśmy już na miejscu!
- Już spokojnie mój rycerzu!- odpowiedziałam pokazując mu język.
 Wyszliśmy pomału z autokaru i zmierzaliśmy w stronę hotelu. Zobaczyłam w oddali dwa duże autokary. Na jednym pisała Austria, a na drugim Norway. Przeczuwam niezły melanż!
W recepcji dostaliśmy klucze. Hura! Dzielę pokój z moim kochanym rycerzem na białym koniu ( czyt. Wankiem) i Misiem Koalą ( czyt. Karl Geiger). Pewnie się domyślacie skąd te ksywki, oj długa historia. Kiedyś Wam opowiem.
Powoli weszłam do pokoju, gdzie czekali już na mnie, moi koledzy. Cieszyłam się, że całe piętro będzie należeć do Nas.

Nadszedł dzień zawodów, nasza reprezentacja na razie spisuje się znakomicie. Ale rywalizacja nadal trwa. Poznałam nową panią psycholog naszej kadry - Mia. Cieszę się, że nie będę sama z tymi dzikusami.
 Stałam koło domków, gdy podszedł do mnie jakiś skoczek i zapytał:
- Przepraszam, nie wiesz o której zaczyna się 2 seria??
- Za 5 minut powinna się rozpocząć- posłałam mu na koniec wypowiedzi mały uśmieszek.
- A to dziękuję! Jestem Stefan Kraft, a Pani...
- Victoria Kraus!
- Siostra Marinusa Krausa?- zapytał.
- Dlaczego Bóg mnie tak ukarał!- zaśmiałam się- Tak
- Miło mi poznać- uśmiechnął się.
- Mi również!
- Przepraszam, że pytam, może jesteś już z kimś umówiona, ale czy nie miałabyś ochoty wypić, oczywiście po zawodach, kiedy będę wolny, gorącą czekoladę?- zapytał z oczami shreka.
- Takiemu miłemu mężczyźnie nie da się odmówić!
- To o 19:45 w recepcji?
- Będę czekać. A ty uciekaj już na górę!- uśmiechnęłam się i poszłam w stronę zeskoku, aby zrobić lepsze zdjęcia.

 Udało się! Wygraliśmy konkurs drużynowy! Byliśmy nie do pokonania! Za nami uplasowali się Austriacy, a podium uzupełnili Słoweńcy. Byłam dumna także z innego powodu. Moi koledzy postanowili wygraną oddać amerykańskiemu skoczkowi Nicholasowi Fairallowi na rehabilitacje! Miły gest z ich strony. Złożyłam im gratulacje, porobiłam parę zdjęć i ruszyłam do hotelu. Zegarek wskazywał 19.20, więc szybkim krokiem zmierzałam w stronę naszego tymczasowego lokum. Wzięłam z recepcji klucze i poszłam do pokoju. Przebrałam się z kadrowego stroju, na bardziej luzacki ( jak to mówi Karl), uczesałam włosy w koka, wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, w tym aparat i powolnym krokiem ruszyłam w stronę recepcji.
Dochodziła już 20.00, a go nie było. Na co ja liczyłam? Pewnie siedzi wraz z kolegami i opijają 2 miejsce. Myślałam, że na prawdę chciał się spotkać. Potrzebowałam kogoś normalnego, z kim mogłabym porozmawiać, bo ta nasza psycholog Mia, miała czasami chore pomysły.
Postanowiłam poczekać jeszcze z 10 minut. Czas leciał nieubłaganie wolno. Jest w końcu idzie, ale nie sam. Wydaje mi się, że zapomniał o naszej czekoladzie. Szedł w stronę stołówki z Gregorem. Wstałam i szłam w stronę ich, powiedziałam tylko:
- Fajnie, że przyszedłeś!- minęłam ich i poszłam przed siebie. Usłyszałam jak ktoś do mnie podbiega i łapie mnie za nadgarstek:
- Vicki przepraszam! Wyleciało mi z głowy!- powiedział troszkę za głośno, bo usłyszałam to jego kolega, który zaraz wybuchł śmiechem.
- Było przynajmniej komuś przekazać z łaski swojej! A teraz mnie puść!- wyswobodziłam się z jego ramion i poszłam do pokoju. Czułam, że nadal wstał w tym miejscu, ale gdy weszłam za zakręt, przestałam już cokolwiek czuć.
Weszłam do pokoju, gdzie siedzieli już prawie wszyscy. Cieszyli się, w końcu są najlepszą drużyną. Usłyszałam głoś Marinusa, dość podpitego, który zmierzał w moją stronę:
- Przegapiła Cię kolejka!
- Nic się nie stało, kiedyś to nad robię- posłałam mu wymuszony uśmiech.
- Coś się stało?- próbował zachować powagę.
- Nie nic, a czemu pytasz?
- Bo wcześniej byłaś taka radosna, a teraz smutna.
- Powtarzam swoje ostatnie zdanie wypowiedziane do Ciebie : Nic się nie stało!- i pocałowałam go w policzek i poszłam w stronę chłopaków:
- Jeśli będziecie dalej tutaj popijać, to gwarantuję Wam, ze jutro żaden z Was nie wystartuje w zawodach. A tego chyba byście nie chcieli, prawda?
- No nie.- powiedzieli chórem.
- Więc teraz jak najciszej, proszę żebyście ruszyli te swoje tłuste tyłki i poszli do swoich pokoi jasne?
- Tak jest mamusiu!- powiedział Severin, który był kompletnie pijany i uściskał mnie.
- Do widzenia!- powiedziałam na odchodne i ruszyłam w stronę łazienki, aby wziąć prysznic.


 Tymczasem na stołówce:
- Stefan na prawdę?
- O co Ci chodzi?- zapytałem z gniewem.
- Zakochałeś się!
- Nie, to tylko przyjaźń!- odpowiedziałem.
- Proszę Cię, to aż czuć tą chemię między Wami- czasami mnie irytował, ale umiał chłopak podnieść na duchu.
- Mógłbyś z łaski swojej przymknąć tą jadaczkę i zjeść spokojnie kolację?
- Oj nie denerwuj się tak, złość piękności szkodzi. Jeszcze Twoja Vicki Cię nie zechce!- zaśmiał się i szybko ruszył w stronę pokoju.
Powolnie zasunąłem krzesło i ruszyłem za nim. Szedłem powolnym rokiem, rozmyślając o niej. Brawo Kraft! Zmarnowałeś okazję, aby znaleźć dziewczynę! To wina Gregora, bo wielki książę musiał rozdawać autografy pod hotelem. No nic może uda mi się jeszcze ją spotkać.
Szedłem po schodach, gdy usłyszałem krzyki na 2 piętrze. Znałem ten głos, to była Vicktoria.
Poszedłem w stronę wydobywającego się hałasu. Myślałem, że wybuchnę zaraz niepohamowanym śmiechem.

 Tymczasem u Vicki:
Wyszłam z łazienki. Kompletna cisza. Patrzę w stronę półki nocnej. Zabiję ich kiedyś! Zabrali mój telefon, wyszłam w na korytarz, gdzie cała grupka przeglądała zawartość mojego telefonu i robiła sobie selfie. Poszłam po cichu w ich stronę i najgłośniej, jak się da krzyknęłam:
- Mówił Wam ktoś, że nie powinno się zabierać rzeczy, które nie należą do Was?- zaczęłam ich okładać poduszką.
- To był pomysł Wellingera!- krzyknął Severin, który ledwo trzymał się na nogach.
- Nie to był pomysł Wanka!- krzyczał Welli.
-Czyja by nie była, drużyna ponosi konsekwencje. Jutro biegacie 20 kółek w pobliskim lesie + trening, strasznie mocny! Już ja o to zadbam! A teraz oddawać mi mój telefon, bo idę po trenera!- myślałam, że wybuchnę, byłam dziś zła.
- Nie złość się tak. Złość piękności szkodzi!
- Oj żeby w Twoim przypadku nie zaszkodziła Richard! Przepraszam Tobie już nic nie zaszkodzi!- powiedziałam w jego stronę.
- Uuuuu, ale Ci pojechała Richi!- zaśmiał się Markus.
Miałam już dość kłótni z nimi. Nagle z tyłu usłyszałam znajomy głos:
- Panowie, nie ładnie tak denerwować Panie! To nie kulturalne z Waszej strony. Myślę, że zrozumiecie swój błąd i oddacie tej Pani telefon, prawda!?- to był Stefan, jeszcze on to tej pięknej grupki dołączył. Nagle wszyscy spuścili głowy w dół i zaczęli przepraszać i oddali w końcu mi mój telefon, gdzie szybko weszłam na galerie. Nie było mnie raptem 20 minut, a tu 1000 ich selfie. Matko Boska, zemszczę się! Nie odpowiedziałam nic, tylko wyminęłam z tyłu Krafta i ruszyłam  w stronę pokoju. Stanęłam. Nikogo nie było już na korytarzu oprócz mnie i Stefana. Poczułam na sobie czyjeś ręce, które obróciły mnie i przytuliły się do mnie, a później na ustach złożył mi pocałunek.
-Dalej się gniewasz?- zapytał puszczając mnie ze swych objęć.
- Wiesz, może!- wtedy chciał mnie dalej pocałować, ale ja go odepchnęłam.
- O nie proszę Pana, tak się nie bawimy!- uśmiechnęłam się do niego.
- Masz może ochotę na spacer, znam tu fajne miejsce, gdzie można odpocząć!
- Z miłą chęcią!- i ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych.
Szliśmy w całkowitym milczeniu, co nam odpowiadało. Na chwilę stanął i powiedział:
- No i jesteśmy!- byliśmy na małej polance, skąd można było podziwiać góry i piękne krajobrazy.
Długo jeszcze rozmawialiśmy, gdy na chwilę ucichł i zadał pytanie:
- Masz chłopaka?
- Miałam, ale okazał się totalnym egoistą. Powiem Ci, że go znasz. Tyle powinno Ci wystarczyć- uśmiechnęłam się w jego stronę. Widziałam zakłopotanie na jego buzi. Zaraz sama się spytałam:
-A ty masz dziewczynę?
- Nie mam, zerwała ze mną jakiś miesiąc temu, mówiąc, że była ze mną tylko dla kasy.
- Przykro mi!
- A najśmieszniejsze jest w tej sprawie, że  rzuciła mnie dla jakiego starego typa.- powiedział patrząc przed siebie.
- U mnie było inaczej. Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
- Okej !
- Całą prawdę wie tylko on, ja, Marinus i Andi. Możesz mi nie uwierzyć, ale miałam chłopaka psychopatę. Znęcał się nade mną, a na drugi dzień przynosił mi bukiet róż i szedł na trening z innymi skoczkami.- zaczęły nabierać mi się krople do oczu.
- To on jest skoczkiem narciarskim?
- Na to wygląda! To Richard- zaczęłam płakać.
- Ej nie płacz, zaczęłaś nowe życie, bez niego. Popatrz na to z innej strony. Możesz robić co chcesz, spełniać marzenia i mieć chłopaka, który zrobi dla Ciebie wszystko. No chodź tu do mnie!- usiadłam koło niego i przytuliłam się do niego. Oglądaliśmy niebo, które było pełne gwiazd. Przypomniał mi się spacer, na którym oficjalnie zostałam dziewczyną Richarda. To był rozdział już dla mnie zamknięty. Otworzyłam dzisiaj nowy. Który myślę, że będzie wspaniały.
                        



 Witam! Dzisiaj odbyły się zawody drużynowe. Chłopcy starali się ile sił, ale nie wygrali. No cóż wygrywa lepszy. Ale oni jeszcze pokażą, jak się skacze.
Chciałabym podziękować za miłe słowa, nie tylko w komentarzach, ale także te, które dostałam słownie. Cieszę się, że się Wam podoba i oby tak dalej.
Czytam aktualnie książkę, która strasznie pobudziła moją wyobraźnię. Dlatego rozdział dodaje dzisiaj wieczorkiem, Myślę, że się podoba.
Mile widziane komentarze, nawet z uwagami do pisania. Na pewno będę starać się je poprawić! :)
Więc do następnego kochani!
zapraszam na stronę którą piszę wraz z innymi adminkami :
 https://www.facebook.com/LubiszSkokiCzlowiekuJaJeKocham?fref=ts


niedziela, 11 stycznia 2015

2. ,, Nad przepaścią...''



                                                                                     To nie był Nasz czas,
                                                                                              Dużo się zmieniło,
                                                                             Wszystko się skończyło...
                                                                             
Wstałam, pomału podniosłam głowę. Na fotelu siedział Marinus.
Co ja wyprawiam? Nie dość, że marnuje tlen każdemu, kto chce żyć, to niszczę mu przyjaźń. Muszę zniknąć, ale nie mogę. Może zbyt gwałtownie uniosłam się na Andreasa, ale to był impuls.
Próbowałam odgonić od siebie złe myśli, ubrałam się na sportowo, tak jak lubię i zeszłam na dół.
Myślałam, że będzie jeszcze spał, jednak myliłam się. Wiedziałam, że konfrontacja musi kiedyś zajść, ale tak szybko?. Weszłam do kuchni nie zwracając uwagi na niego. Ale coś przykuło moja uwagę, może nie coś, tylko ktoś. Była cisza, kompletna. Nie mogłam wytrzymać. Odwróciłam się na pięcie i krzyknęłam:
- Po co wróciłeś, Nas już nie ma!- łzy napierały mnie od środka. Cholernie mi go brakowało, ale nie mogłam się poddać. Nie mogłam jak zwykle wrócić z podkulonym ogonem i patrzeć na to wszystko.
- Powtarzam moje pytanie! Po co wróciłeś?
Cisza, kompletna. A dobijał mnie fakt, że stoi z bukietem czerwonych róż, takie jakie lubię. Pamiętam jak pierwszy raz wręczył mi taki bukiet... Nie przestań, muszę nad sobą panować. Nie ma go, nie ma przeszłości. Nagle usłyszałam :
- Chciałem Cię przeprosić... Nie będę już stawał na Twojej drodze. A Andiego nie win za wczorajszy wybryk, to moja wina.- mówił ze smutkiem.
- O widzę, że wielkiego Pana Richarda Freitaga, sumienie ruszyło. Otóż nie mój kochaniutki, ta mała kruszynka, która zawsze bała się własnego cienia, znikła. Jej już nie ma. A Twoje przeprosiny nie są nic warte! Myślisz, że wręczysz mi ten głupi bukiet i wszystko będzie po staremu ? Nie! Nie chcę pamiętać tamtego dnia, kiedy Cię spotkałam, kiedy po raz pierwszy zakochałam się w Twoich brązowych oczach! Każdej nocy, budziłam się ze łzami, których sam byłeś winien. Myślisz, że zapomnę, jak kilka dni leżałam na obserwacji w szpitalu? Jak walczyłam o Nas , o Naszą miłość? Jesteś pieprzonym egoistą, bez uczuć. Zakochanym w samym sobie chłopakiem! - uderzyłam go w twarz. Pierwszy raz mu się postawiłam, a on to przyjął ze skruchą. Chyba w końcu zrozumiał, że nie dam mu już, którejś setnej szansy. Dopowiedziałam- Jeśli byłbyś łaskawy, to zejdź proszę mi z drogi i więcej się już nie pokazuj! A te kwiaty to możesz dać Krausowi, bo on najbardziej na tym ucierpiał.
Po wygłoszeniu monologu, zrobiłam sobie kawę, nie zwracając na nich uwagi. Jakby ich nie było.
Cały czas patrzył na mnie, tymi oczami jak zawsze rano, kiedy przepraszał mnie za kłótnie. Wiedział co stracił, ale to tylko i wyłącznie jego wina.
Po zjedzeniu śniadania poszłam do pokoju. Po drodze spotkałam Marinusa, z którym przybiłam piątkę. Byłam szczęśliwa, w końcu wykrzyczałam mu, co o nim myślę. Szybko przebrałam się w strój do biegania, włożyłam słuchawki w uszy, włączyłam moją kochany zespół Green Day i pobiegłam przed siebie.

 Tymczasem w mieszkaniu:
- Nie wiedziałem, że zrobiła się taka silna, żeby mi przywalić!- zaśmiał się ironicznie.
- Z łaski swojej wyjdź i nie wracaj, jeśli nie chcesz, żeby Cię własna matka nie poznała!- krzyknął Andreas.
- A ty młody się nie wtrącaj! Co Będziesz teraz udawał wielkiego przyjaciela? Straciłeś ją, a myślałem, że jakoś się Wam ułoży, od dawna mi mówiłeś, że jesteś w niej zakochany! A ty wypierdalaj stąd Richard!- wziął go za kurtkę i wyrzucił z mieszkania.
- Myślę, że sobie wszystko wczoraj uzgodniliśmy? Mam rację?
- Tak, nie popełnię tego błędu już drugi raz!
- Mam taką nadzieję Andi!- klepnął go po plecach.
- Dużo straciłem na tym wybryku prawda?
- Oj nagrabiłeś sobie, ale może Ci wybaczy. Walcz chłopaku, jeśli masz o co walczyć!
- Chciałem  też Ciebie przeprosić.
- Nie mnie przepraszaj, tylko ją!- wskazał z uśmiechem na Vicki, która rozciągała się po biegu pod mieszkaniem. Popatrzył tymi oczami na nią. Wiedział, że musi wszystko zrobić, aby ją odzyskać, tylko nie przypuszczał, że nie długo spotka rywala na swojej drodze.

Wpadłam do kuchni słysząc śmiechy i kłótnie:
- To nie tak ma być. Zaraz wróci Vicktoria i zobaczymy kto ma rację!- krzyknął Andi.
- Co się stało?! Dlaczego tu tak brudno!- nie mogłam powstrzymywać się od śmiechu. Andreas cały zapaćkany z mące, a Kraus miał wybite kilka jajek na głowie.
- No bo robiliśmy ciastko, takie specjalne for You. I sprzeczamy się, co trzeba zrobić najpierw.- powiedział na jednym tchu Marinus.
- Wiecie co? Ja mam lepszy pomysł! Idźcie pod prysznic, a ja sama zrobię to ciastko.- powiedziałam ze śmiechem, ale gdy zobaczyłam, że wychodzą, krzyknęłam- O nie, ale w takich warunkach nie da się pracować, najpierw musicie posprzątać!- zaśmiałam się i poszłam do pokoju przebrać się w coś luźniejszego. Gdy wróciłam, kuchnia lśniła, więc zabrałam się za kuchcenie, ale najpierw pozbyłam się tych dwóch, tylko że jeden po kilku minutach powrócił. Tak jak myślałam. Wygłosi swój monolog i będzie wszystko dobrze? Nie! Wiem, że coś czuje, ja do niego też. Ale niech ponosi swoje konsekwencje. Nie chcę być po raz kolejny przedmiotem potrzebnym, tylko wtedy, kiedy jest potrzeba. Zaczął niepewnie:
- Vicki, chciałem przeprosić. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Chciałbym Ci wykrzyczeć jak Cię kocham, ale pewnie mi nie uwierzysz... Za dużo wypiłem, wiem.- przerwałam mu.
- Andreas, proszę Cię, nie mów mi takich rzeczy, których będziesz później żałował, a ja będę cierpieć. Wiem, że mnie kochasz, ale ja czegoś nauczyłam. Życie skopało mi tyłek kilka set razy, zawsze ktoś musi ponosić swoje konsekwencje. Musisz wynieść, z tego lekcję. Wybaczę Ci, ale nie myśl, że od razu wpadnę w Twoje ramiona i wypowiem Ci słowa, które tak pragniesz, ale ja nie umiem Ci na nowo zaufać. Może z czasem, przejdzie mi.
- Dziękuję, chociaż za tyle!- i już miał mnie przytulić, kiedy odsunęłam się.
- Nie rozumiesz moich wypowiedzianych słów?- zapytałam z irytacją.
- Pamiętam, ale ja tak nie potrafię!
- Musisz ponosić konsekwencje, rozumiesz?
- Już teraz tak...- zrobił smutną minę.
- A teraz szoruj na górę, pod prysznic i mi nie przeszkadzaj!- zaśmiałam się, aby ożywić tą całą sytuację.
- Tak jest szeregowy Vicktorio!- i pomknął na górę.
 Co czułam nie wiem. Wiem, że to coś więcej, ale traktuję go tylko jak przyjaciela. Może w końcu to zrozumie. Odłączyłam się od świata i zaczęłam piec. Ciastko było idealne. Zawołałam tych dwóch, moich kochanych świrusów. Czy ja powiedziałam dwóch? Oj no niech będzie, wybaczę mu, ale powiem mu nic. Niech się chłopak stara.

 Po zjedzeniu ciastka, poszliśmy oglądać filmy. Oczywiście horrory, których nie cierpiałam. Może dlatego, że później wyobrażałam sobie nie wiadomo co. No nic. Wzięłam koc, poduszkę i położyłam się na sofie. Zajmując całą, na co chłopcy pomrukiwali, że na fotelu będzie mi wygodniej, ale wysłałam im całusa w powietrzu i wygodnie się położyłam.
Nie ma co horror, był straszny. Cały czas zakrywałam kocem twarz. Nagle zgasło światło. Krzyknęłam:
-Tak fajnie, kto sobie ze mnie robi jaja?! Przyznać się, bez bicia! Kto wyłączył korki?
- Andreas zostań tu, a ja pójdę na dół i zobaczę co się dzieje.- powiedział Marinus.
- Kraus, nie masz po co iść, wyjrzyj za okno. Wszystkie inne domy, nie mają prądu.
- No to mamy przechlapane. Nasz dom jest na elektrycznym ogrzewaniu.Więc, gdy nie ma prądu ogrzewamy dom kominkiem, jednak ciepła starcza tylko na jeden pokój. Musimy dzisiaj spać w salonie. Ja przyniosę drewno na opał, a wy przyszykujcie wszystkie możliwe koce, poduszki i kołdry. Spotykamy się za 20 minut w tym pokoju. Zrozumiano?!
- Tak jest !- odpowiedziałam równocześnie z Andim.
Zabraliśmy się za przyznaną nam robotę i w mgnieniu oka, znaleźliśmy wszystko co nam potrzeba.
Wyobrażałam już sobie, jak będę musiała się do niego przytulać. O nie tego nie zrobię, nie pokarzę mu, że jestem słaba.
Znieśliśmy wszystko na dół. Zaraz wrócił Marinus i rozpalił w kominku. W miedzy czasie ja z Wellim rozłożyliśmy koce i materace jak najbliżej kominka. Zapowiada się noc bez przespania!

Noc minęła spokojnie, ale gdy otworzyłam oczy byłam w lekkim szoku. Leżałam przytulona do Andreasa. Po cichu i bardzo powoli, aby go nie obudzić, wyrwałam się z jego objęć.
Był taki słodki jak spał. Do twarzy mu w takich roztrzepanych włosach. Nie zmarnuję tej okazji. Ostatnio sobie dość nagrabił. Wyjęłam z torebki czerwoną szminkę i zaczęłam go malować. Najpierw miały to być usta, ale strasznie się trącił. Andi był gotowy. No, ale żeby było sprawiedliwie, wymalowałam także Marinusa. Czekałam z przygotowaną kamerką, aż się wybudzą. Nadeszła wyczekiwana chwila. Pierwszy stał Andi, gdy na mnie spojrzał, na jego buzi pojawił się uśmiech, który odwzajemniła, ale gdy popatrzył na Marinusa, myślałam że udusi się ze śmiechu. Zaraz wstał też mój kochany braciszek. Popatrzył na Wellingera i spytał:
- Stary, co ty dzisiaj robiłeś?
-  Ja ? Spójrz lepiej na siebie! Hahahaha!
- Ja nie mam wymalowanych ust i całej buzi w porównaniu do Ciebie!- krzyknął Kraus.
Gdybyście zobaczyli ich miny, gdy popatrzyli się w ekrany telefonów, wybuchlibyście niepohamowanym śmiechem. Wiedziałam, że pora wiać i uciekłam do łazienki, gdzie zamknęłam się na cztery spusty. Słyszałam, tylko groźby, które wysyłali mi pod moim adresem:
- Niedługo będziesz musiała wyjść! Czekaj na słodką zemstę!- powiedział Andreas.
- Oj już się Wam boję! Hahaha!
Przebrałam się w przyszykowane wcześniej ich ciuchy. Przeczuwam, że zemsta będzie gorsza, od mojego pomysłu. Więc nie chciałam marnować swoich ciuchów, ubrałam ich. Na głowę nałożyłam czepek na basen. Wyglądałam jak jakiś klaun z cyrku. Spodnie za duże, bluzka także, do tego jeszcze ten różowy czepek. Ale skąd u nich się wziął różowy czepek?! No nic otworzyłam lekko drzwi, a oni stali z napełnioną miską jakiejś brei i całą na mnie wylali. Dopiero później zauważyli, że to były ich czyściutkie wyprane ubrania. Zaczęli przeklinać, a ja na to:
- Oj chłopcy, trzeba było zabierać ciuchy, jak Was prosiłam!- i pobiegłam na górę pod prysznic.
Nie wiem co to była za breja, ale śmierdziało jak nie wiem co. Ubrałam się w leginsy i luźną bluzkę. Włosy spięłam w nieartystycznego koka i postanowiłam w końcu coś przekąsić. Gdy schodziłam na dół, była cisza. Coś czułam, że to nie koniec. Zobaczyłam ich w kuchni siedzących na przeciw siebie. Jedli śniadanie. Nie odzywali się, a tylko Marinus powiedział, że jak chce to mogę poczęstować się kanapkami, które przygotowali. Usiadłam koło nich. Cisza. Chyba się obrazili, ale Andi zaczął rozmowę:
- Smakują Ci kanapki i herbata?
- Tak są pyszne, choć mniej słodzę.- posłałam mu uśmiech.
- Nie czujesz nic?- zapytał Marinus.
W tej chwili poczułam na języku dziwny posmak. Przypominał on mieszankę zgniłego jajka i pomidora. Zaczęłam wypluwać wszystko do kosza. Na co oni się tylko śmieli. Tak niech się śmieją.
- Chcecie wojny?! To ją będziecie mieli!- pobiegłam do łazienki zwymiotować to, ponieważ samo wypychało się z żołądka. Słyszałam tylko ciche odgłosy, po których zemdlałam. Ciemność zakryła mi oczy.

 Obudziłam się w szpitalu. Koło mnie stał Andreas i Marinus z tęgimi minami.
- Jak się czujesz?- zapytali równocześnie.
- Bardzo dobrze! Przyzwyczaiłam się do tych białych ścian. Uwielbiam ten kolor, te podłączone maszyny do mojego ciała. Kocham je!- krzyknęłam ironicznie.
- No bo,... bo... My chcemy Cię przeprosić! Nie wiedzieliśmy, że tak zareagujesz.
- Nie no nie gniewam się, to ja zaczęłam się z Wami droczyć, więc też przepraszam. Koniec wojny i głupich pomysłów! Okej?
- Dobrze!- powiedzieli równocześnie.
Nie umiem się na nich gniewać. Cały czas próbowali mnie jakoś rozśmieszyć. Koło 18.00 przyszedł lekarz i powiedział, że nic mi nie jest, tylko lekkie odwodnienie, więc mogę wyjść ze szpitala.
O 19.00 dał mi wypis  żwawym krokiem ruszyłam do samochodu. Usiadłam na tylnym  siedzeniu, gdzie koło mnie pojawił się zaraz Andi. Za chwilę ruszyliśmy i po kilku minutach byliśmy w domu.

 Z samego rana dochodziły mnie krzyki. Wstałam ze złością z łóżka, ale gdy wyszłam z pokoju myślałam, że uduszę się ze śmiechu. Andreas biegał w samych bokserkach i w goglach, a Marinus w kasku i stroju reprezentacyjnym. Zapytałam brata, który szedł w moją stronę:
- Gdzie się wybieracie?
- Zapomniałem, że dzisiaj mamy wyjazd na zawody do Bad Mitterndorf. Jeśli chcesz możesz jechać z  Nami, trener się zgodził. Dzwoniłem już do niego. Spakowałem trochę Ci ciuchów do torby, więc ubieraj się szybko, bo zaraz będzie Nasz autokar. 
- Nie wiem co powiedzieć. No dobra jadę z Wami!- szybko wbiegłam do pokoju, zapominając o tym, że na pewno w autokarze będzie także Richard. Uświadomiłam to sobie dopiero, gdy wsiadałam do pojazdu. Od razu każdy zaczął mi się przedstawiać. Usiadłam koło Wanka, który tak błagalnie mnie prosił. Fajnie mi się z nim rozmawiało. Czułam, że te zawody będą super!

No to mamy kolejny rozdział. Myślę, że przypadnie Wam do gustu. Trochę długi, wiem. Myślałam, by go podzielić i do drugiej części coś dopisać, ale znając moje szczęście wszystko bym zepsuła.
Oddaje Wam do ocenienia. Trzymajmy kciuki za Polaków, którzy dzisiaj będą walczyć w konkursie w Bad Mitterndorf!
Kamil wygrał plebiscyt, widać, że ma wiernych kibiców! :)
Do następnego ! :*


poniedziałek, 5 stycznia 2015

1. Bo takie chwile jak te, nie zdarzają się zbyt często... ''

Wstałam około 8.00, co na sobotę było wielkim cudem. Marinusa już przy mnie nie było, więc ubrałam się i zeszłam na dół. Już na schodach można było poczuć świeże bułeczki ze sklepu, zapach prawdziwej kawy. Pomalutku schodziłam na dół. Weszłam do kuchni. Zdziwiłam się, ponieważ przy blacie stał Andreas z nożem i kroił pomidory i ogórki na sałatę. Zawsze jak przyjeżdżałam to Marinus przyrządzał potrawy, po tym jak o mało Andi nie spalił mieszkania :D. Nie wiem dlaczego, ale długo się w niego wpatrywałam. Nagle usłyszałam:
- O nasza księżniczka wstała. Marinus zaraz przyjdzie, poszedł załatwić jakieś sprawy i kazał mi Ciebie nakarmić, więc siadaj do stołu i już podaje!- posłał mi swój uśmiech.
- Dobrze, nie musisz się śpieszyć :)- uśmiechnęłam się i poszłam do salonu.
Po chwili dołączył do mnie i razem zajadaliśmy śniadanie. Sama przyznam, że jak na niego to wyszło rewelacyjnie, chociaż sałatka była lekko przysolona, ale to jak zawsze. Gdy siedzieliśmy na przeciwko siebie, zaczął wpatrywać się w moje oczy, później ręce, ponieważ miałam jeszcze blizny po ostatniej kłótni. On wiedział jak było, ale nie potrafił mi uwierzyć. Jak to, przecież jego kolega z kadry, zawsze grzeczny jak aniołek, mógłby znęcać się nad osobą, którą kocha? No przecież nie mógł, prawda? W miarę szybko się zorientowałam i zasunęłam skrawki bluzy na dłonie, a głowę lekko przychyliłam, Zaczął rozmowę:
- A więc to prawda?- popatrzył się w moje oczy, przez co wywołał u mnie dziwny dreszcz, którego nie mogłam opanować.
- Nie chcę o tym rozmawiać... Dziękuję śniadanie było pyszne, ale teraz idę odpocząć.- wstałam od stołu i poszłam do pokoju. Od razu wszystkie wspomnienia powróciły. Te wszystkie kłótnie, które zawsze kończyły się złamaniem u mnie zazwyczaj ręki, wszystkie kochanki, które przyprowadzał do domu. Nie mogłam już się powstrzymać i zaczęłam płakać. Tak poddałam się, a obiecałam sobie, że się nie poddam, że będę silna, nie będę płakać. Ale to wszystko mnie przerastało. Usłyszałam lekkie pukanie do drzwi, Powiedziałam :
- Proszę!
Był to Adreas. Złapały go wyrzuty sumienia? Nie obchodzi mnie to, chciałam zostać sama!
- Wiesz nie chciałem, abyś płakała. Po prostu nie mogłem uwierzyć w Twoje i Marinusa opowieści o Richardzie. Ale jak Cię dzisiaj zobaczyłem to wszystko zrozumiałem. Ja chcę Ci tylko pomóc Vicki!- popatrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi tęczówkami. Nie wiem dlaczego, ale wybuchłam jeszcze większym płaczem, na co on się przestraszył i już miał wychodzić, kiedy go zatrzymałam:
- Poczekaj! Przepraszam Cię za to, nie wiem co się ze mną dzieje. Wiesz może gdzie jest jakiś fajny klub. Trzeba się dzisiaj rozerwać!- zapytałam z wymuszonym uśmiechem.
- To mam pomysł! Zabiorę Cię dzisiaj do mojego ulubionego klubu, tylko jest jeden problem.
- Jaki?
- Twój brat Cie tam nie puści.
- O to się nie martw, coś wykombinujemy !- uśmiechnęłam się i poszłam razem z Andim oglądać TV. Ten chłopak jest na prawdę zwariowany. Biegał po całym mieszkaniu i udawał super bohatera, ale gdy wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko. Miarka się przebrała. Zaczęłam go łaskotać, a później okładać poduszką. Nagle w salonie pojawił się mój brat. Gdybyście zobaczyli jego minę. Skwitował Nas jednym słowem:
- Dzieciaki!- i wyszedł do kuchni coś zjeść. Po paru minutach byłam już zmęczona. Zeszłam z niego i poszłam przywitać się z braciszkiem. Zaczęłam rozmowę:
- Mam do Ciebie taką maleńką prośbę! Ale powiedz, że się zgadzasz!- uśmiechnęłam się, po czym Andi stanął za mną i nie wiem czemu, ale objął mnie w pasie. 
- No, nie za bardzo mogę się zgodzić na Twoja prośbę, jeśli nie znam.
- No bo dzisiaj chciałam pójść razem z Wami do pobliskiego klubu. To jak, zgadzasz się?
- Dzisiaj nie mogę, więc ty też nigdzie nie idziesz!- skwitował mnie i zaczął czytać gazetę.
- Oj Marianie zgódź się!- zaśmiał się Andi.- Będzie pod dobrą opieką!- po czym zrobił minę aniołka.
- No dobrze, ale jeśli wróci do domu zbyt pijana lub się jej coś stanie, oberwiesz za to. A i macie być już w domu o 12.00 Minuta spóźnienia 20 pompek!
- Dobrze, dobrze!- odpowiedziałam i przytuliłam brata za zgodę.
Gdy spojrzałam na zegarek, zobaczyłam , że jest już 14.00. Ach ten czas szybko leci, więc poszłam do pokoju przyszykować sobie ciuchy. Gdy rozpakowywałam torbę zorientowałam się, że nie mam żadnej sukienki. No nic. Trzeba zrobić porządne zakupy. Mój brat nie za bardzo chciał ze mną pójść, więc z poprosiłam o pomoc Andreasa, na co on zgodził się z wielkim entuzjazmem. Szybko podjechaliśmy pod galerie handlową i zaczęła się zabawa. Nie wiem, ale chyba przy 10 sklepie, Andi już miał dość. Ale gdy weszliśmy to tego przed ostatniego, jak ja to powiedziałam. No, ale prawdy w tym nie było. W końcu znalazłam moją wymarzoną sukienkę. Na co chłopak cieszył się jak dziecko. Pewnie miał dość łażenia już za mną, no ale nie wiedział co go jeszcze czeka. Kupiłam czarną sukienkę, Gdybyście zobaczyli minę Andiego jak wychodziłam z przebieralni. Jakby się chłopak zakochał. Nagle stanął i gdzieś pobiegł. Przestraszyłam się, bo zabrał moją torebkę. Po chwili wrócił i wręczył mi czerwone szpilki. Może nie wyglądały na zbyt wygodne, ale kupiłam je, ze względu na niego. Chłopak się umęczył. Po zakupach wyszliśmy z galerii i udaliśmy się do samochodu. Po paru minutkach byliśmy już w domu. Nie wiem jak to szybko zleciało, ale była już 18.00, a o 19:25 mieliśmy już wychodzić. Szybko poszłam pod prysznic, na co Andreas się oburzył:
- Chyba należy mi się jakaś nagroda!
- Przepraszam nie tym razem skarbie!
No, ale miał szczęście! Umyłam się w niecałe 15 minut. Rekord. Szybko wysuszyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż i ubrałam się w kupione rzeczy. Gdy zobaczyłam się przed lustrem zobaczyłam inną siebie. Ładną, uśmiechniętą dziewczynę. Po prostu jak nie ja. Miałam jeszcze 20 minut, więc zeszłam po schodach i udałam się do kuchni, aby coś przegryźć. Zobaczyłam siedzącego tam Marinusa, na co on powiedział:
- Obiecaj mi, że będziesz tam uważać i nie popełnisz jakiś głupstw. Dobrze?
- Dobrze, obiecuję!- i pocałowałam go policzek. Zjadłam przygotowane wcześniej przez brata spaghetti. Było pyszne. Po chwili zeszedł Andreas. Przystojniak z niego w garniturze.
Nagle Marinus wybuchł śmiechem:
-Coś mi się wydaje, że w nie idziecie do żadnego klubu tylko na kolację. No, ale macie moje błogosławieństwo i się dobrze bawcie! Andreas, ale z Tobą jeszcze muszę porozmawiać :)- zrobił swój uśmieszek. Złapał go za rękę i powiedział:
- Pamiętaj, jeżeli ją skrzywdzisz lub jak zobaczysz, ze zadaje się z jakimiś durnymi, zboczonymi typkami, od razu masz ją stamtąd zabrać. Zrozumiano?!
- Tak jest tatusiu!- zaśmiał się, ale jego radość nie trwała długo, zaraz po wypowiedzeniu tych słów, dostał od Mariunusa kuksańca w żebra.
W końcu mogliśmy już wyjść. Klub znajdował się jakieś 5-10 minut drogi od domu, więc postanowiliśmy się przejść piechotką. Niestety moja radość z wyrwania się z mieszkania,  nie trwała zbyt długo. Jak już wspomniałam szpilki, na które namówił mnie Andi, nie były zbyt dobrym rozwiązaniem na taką pogodę. Już na pierwszym zakręcie wywróciłam się na chłopaka. Ten to miał ubaw. Na szczęście nic się poważnego nie stało i mogliśmy maszerować dalej. Dobrze, że w końcu dotarliśmy na miejsce kolejnego upadku na śniegu bym już nie zniosła. Jak to Andreas wyliczył, wywróciłam się 10 razy. Ale to jest jego wina! Udawałam cały czas, że jestem na jego obrażona, ale się nie dał nabrać. Wchodząc do klubu, przeczuwałam, że wydarzy się nie przyjemna sytuacja, ale gdy wypiliśmy razem po kilka drinków, wszystko odeszło. Długo tańczyliśmy, już przy 2 piosence ściągnęłam te głupie, niewygodne szpilki i położyłam koło naszego stolika. Atmosfera była fajna. Dużo ludzi, nikt Cię nie zna. Ale w oddali zobaczyłam chłopaka. W duchu sobie pomyślałam:
- Nie, nie to nie może być on. Proszę nie!
Nagle koło mnie stanął Anderas:
- Coś się stało?- zapytał. Czułam, że coś knuje.
- Muszę wracać do domu.
- Ale to dopiero początek imprezy. Zostań!
- Nie proszę, ja chcę do domu!- powiedziałam i już miałam odwrócić się w stronę drzwi i wyjść, ale on zwinnie chwycił mnie za nadgarstki i mocno trzymał:
- Andi puść to boli!
- Nigdzie nie pójdziesz zrozumiano!- krzyknął stanowczym głosem.
- Pójdę, czy Ci się to podoba, czy nie!- w tej chwili uderzyłam go kolanem, w czułe miejsce i wybiegłam. Tylko wszystko zaczęło mi się dwoić, a czasami nawet troić. Co ja wypiłam. Próbowałam zadzwonić do Marinusa. Nic nie odbierał. Postanowiłam pomału iść i chwiejnym krokiem poszłam w stronę domu.
Po kilkunastu minutach byłam już na podjeździe. W oddali usłyszałam głos Andiego:
- Skarbie poczekaj! Nie chowaj się! - i szybko biegł w moja stronę.
W miarę zwinnie weszłam na schody i żwawo ( na miarę moich możliwości) weszłam do mieszkania. Pierwsze co zrobiłam? To zaczęłam krzyczeć ratunku. Po kilku krzykach, z pokoju wybiegł zaspany Kraus, krzycząc:
- Vicki co się stało!?
- Zobaczyłam w clubie Richarda, a później Andreas kazał mi zostać i złapał moje ręce i dość mocno mnie trzymał. Wyrwałam się mu i biegłam w stronę mieszkania. Ja się strasznie go boję Marinus!- zaczęłam płakać. Dlaczego ja mam takie zjebane życie. Zawsze muszę popaść na jakiegoś świrusa.
- Dobrze, idź do pokoju, ja z nim porozmawiam! Zamknij drzwi i nie wychodź!- powiedział, po czym ucałował mnie w czoło.
- Dobrze!

Wbiegłam po schodach na górę i zamknęłam się w pokoju. Usłyszałam otwierające się drzwi i głos Marinusa:
- Ty głupku, jak mogłeś!- uderzył go.
- Chory jesteś! Dlaczego miałbym jej coś zrobić?!
- A to widzisz, właśnie sam teraz się przyznałeś do wszystkiego! Nic nie mówiłem, o co mi chodzi, a ty sam wszystko powiedziałeś!- uderzył go po raz drugi.
- Uspokój się! To on mi kazał!- próbował się bronić, ale nie specjalnie mu to wychodziło.
- Wiedziałeś, jak jest. Zgrywałeś jej przyjaciela. Wiesz jak ona się teraz czuje?! Już drugi raz zawiodła się na jakimś chłopaku!
- A ja jej kazałem wierzyć w wszystko co jej mówię! - krzyknął i poszedł do swojego pokoju.
Co czułam?! Ból! Ten cholerny ból, który zawsze mi towarzyszył. Dlaczego zawsze muszę mieć takie życie?! Usłyszałam pukanie do drzwi. Pomału je otworzyłam i zobaczyłam Marinusa. On także oberwał. Miał rozciętą wargę, ale gdy wyobraziłam sobie Wellingera, to mimowolnie się ucieszyłam.
Wpuściłam go do środka. Opatrzyłam ranę. Nie było tak kolorowo, na szczęście nie było tak głęboko, żeby trzeba było ją zszywać. Było już późno, więc położyłam się do łóżka, a Marinus postanowił spać na fotelu. Nie mogłam zasnąć. W myślach cały czas błądziło mi jedno pytanie:
                                                               
                                                             ,, Po co on wrócił?''

No i mamy 1 rozdział :) Nie zbyt taki emocjonujący, ale postaram się na lepsze! Dziękuję wszystkim, co czytają te moje marne wypociny. Myślę, że rozdział przypadł Wam do gustu. Więc do następnego!! :*
A nawiązując do skoków. Został ostatni konkurs TCS :( Może w tym ostatnim konkursie poszczęści się Polakom i któryś wygra. Oby ! :)

piątek, 2 stycznia 2015

Prolog

                                                                           Każdy z nas tego przecież chce,
                                                                                    zatrzymać się byle być szczęśliwym,
                                                                 mija czas, przemija dzień,
                                                                                           ja tego chcę - żyć nie na niby.

Mam już dość tych ciągłych ucieczek, życia w strachu. Popełniłam wiele błędów, nie chcę być człowiekiem, z którego wszyscy drwią, wyśmiewają się. Każdy ma przecież chęć, być chociaż przez chwilę szczęśliwy. Nieprawdaż?

  Wracałam wieczorem ze studiów. Ten ciągły strach, który towarzyszył mojej duszy był nie do zniesienia. W myślach błądziły pytania : Zmienił się?, Będzie tak jak dawniej?. Chciałam powrócić do czasów, kiedy byłam z nim szczęśliwa, kiedy czule się do mnie zwracał. A teraz obawa, czy znów mnie uderzy, czy znowu się napił? Dlaczego to życie musi być tak cholernie skomplikowane. Jeszcze rodzice, którzy dają mi pieniądze, tylko dlatego, że jestem z nim. Wszyscy udają szczęśliwą rodzinkę, ale ja tak nie umiem, nie potrafię! Jedynie wsparcie mam w nim. Choć po ostatniej wizycie, nie wiem, czy nadal chcę mnie oglądać. Próbował mnie chronić, być ojcem, którego nie miałam, bo zawsze wyjeżdżał za granicę. Nie mogłam już tak dalej żyć, postanowiłam to zmienić.
Gdy wchodziłam już na podjazd, zobaczyłam w kuchni przez okno palącą się lampkę. W duchu pomyślałam sobie, żeby nie był pijany. Kogo ja oszukuję? On codziennie wracał do domu schlany, a później się na mnie wyżywał. A na drugi dzień, z samego rana mnie przepraszał i wychodził na trening.
Otwierałam pomału drzwi. Cisza, kompletna cisza. Lecz, po chwili usłyszałam dziwne dźwięki.Postanowiłam wejść dalej. Poszłam do kuchni, skąd dochodziły krzyki i świeciło się światło. To co tam zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Ten pieprzony damski bokser, zabawiał się już nie wiem, z którą setną dziwką z burdelu. Miałam już tego dość, pobiegłam na górę, wzięłam wszystkie swoje rzeczy, spakowałam je do walizki i wyszłam. Na odchodne rzuciłam mu kilka gorzkich słów, na które odpowiedział:
- Jeszcze do mnie wrócisz kotku! Nikt Ci nie uwierzy!- zaśmiał się i wrócił do wcześniej wykonywanej czynności.
 Chciałam sobie wmówić, że dobrze postąpiłam, choć w głębi serca czułam, że nadal go kocham. Nie to tylko durne uczucie, które nie kocha go takim jaki teraz jest, ale jaki był wcześniej. Wsiadłam w najbliższy pociąg do Oberstdorfu, gdzie przebywał mój brat. Aktualnie po za skokami, studiował na tamtejszej uczelni. Zawsze mogłam do niego przyjeżdżać, kiedy tylko chciałam. Więc, co innego pozostało mi do wybrania. Rodzice, na pewno nie wpuściliby mnie do domu. Zdążyłam na ostatnią chwilę, bo pociąg zaczął już odjeżdżać. Usiadłam w pustym przedziale. Cieszyłam się, że siedzę sama, nie byłam w stanie z nikim rozmawiać. Po kilku godzinach byłam już na miejscu. Było dość późno, nie chciałam budzić brata, aby po mnie przyjeżdżał, więc wynajęłam taksówkę i pojechałam pod jego dom. Zdziwiłam się, bo gdy dotarłam pod jego dom, światło było zapalone w kuchni.Powolnym krokiem wyszłam z taksówki i poszłam w stronę drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem. Nie musiałam długo czekać, bo już po chwili drzwi otworzył mój brat. Wyszeptał tylko ciche:
- Wejdź.
I zaraz znalazłam się w niedźwiedzim uścisku. Tak właśnie tego mi brakowało, miłości, poczucia bezpieczeństwa, troska.
Nie zadawał wielu pytań, gdy zobaczył walizkę od razu wiedział o co chodzi.
Zaprowadził mnie do swojego pokoju, gdyż nie mieszkał sam, tylko jeszcze z Andreasem Wellingerem, którego nie bardzo znałam. A sam postanowił, że prześpi się na kanapie. Zaparzył ciepłą herbatę, nie czekał na jakąś reakcję z mojej strony, po prostu przytulił i położył się koło mnie. W końcu czułam się szczęśliwa i bezpieczna. Nie chciałam, żeby odchodził, więc ze mną zasnął W końcu czuję, że żyję :)

Witam, witam! Na początek chcę się Wam przedstawić. Jestem Agata, i jak już zobaczyliście po bohaterach opowiadania, jestem fanką skoków narciarskich. Chyba każdy z Was ma jakieś marzenia. Zawsze dążę do celu. Mam wielką nadzieję, ze ten blog przypadnie Wam do gustu. No to do Następnego! ( Czyli za 2 tygodnie :* )