niedziela, 11 stycznia 2015

2. ,, Nad przepaścią...''



                                                                                     To nie był Nasz czas,
                                                                                              Dużo się zmieniło,
                                                                             Wszystko się skończyło...
                                                                             
Wstałam, pomału podniosłam głowę. Na fotelu siedział Marinus.
Co ja wyprawiam? Nie dość, że marnuje tlen każdemu, kto chce żyć, to niszczę mu przyjaźń. Muszę zniknąć, ale nie mogę. Może zbyt gwałtownie uniosłam się na Andreasa, ale to był impuls.
Próbowałam odgonić od siebie złe myśli, ubrałam się na sportowo, tak jak lubię i zeszłam na dół.
Myślałam, że będzie jeszcze spał, jednak myliłam się. Wiedziałam, że konfrontacja musi kiedyś zajść, ale tak szybko?. Weszłam do kuchni nie zwracając uwagi na niego. Ale coś przykuło moja uwagę, może nie coś, tylko ktoś. Była cisza, kompletna. Nie mogłam wytrzymać. Odwróciłam się na pięcie i krzyknęłam:
- Po co wróciłeś, Nas już nie ma!- łzy napierały mnie od środka. Cholernie mi go brakowało, ale nie mogłam się poddać. Nie mogłam jak zwykle wrócić z podkulonym ogonem i patrzeć na to wszystko.
- Powtarzam moje pytanie! Po co wróciłeś?
Cisza, kompletna. A dobijał mnie fakt, że stoi z bukietem czerwonych róż, takie jakie lubię. Pamiętam jak pierwszy raz wręczył mi taki bukiet... Nie przestań, muszę nad sobą panować. Nie ma go, nie ma przeszłości. Nagle usłyszałam :
- Chciałem Cię przeprosić... Nie będę już stawał na Twojej drodze. A Andiego nie win za wczorajszy wybryk, to moja wina.- mówił ze smutkiem.
- O widzę, że wielkiego Pana Richarda Freitaga, sumienie ruszyło. Otóż nie mój kochaniutki, ta mała kruszynka, która zawsze bała się własnego cienia, znikła. Jej już nie ma. A Twoje przeprosiny nie są nic warte! Myślisz, że wręczysz mi ten głupi bukiet i wszystko będzie po staremu ? Nie! Nie chcę pamiętać tamtego dnia, kiedy Cię spotkałam, kiedy po raz pierwszy zakochałam się w Twoich brązowych oczach! Każdej nocy, budziłam się ze łzami, których sam byłeś winien. Myślisz, że zapomnę, jak kilka dni leżałam na obserwacji w szpitalu? Jak walczyłam o Nas , o Naszą miłość? Jesteś pieprzonym egoistą, bez uczuć. Zakochanym w samym sobie chłopakiem! - uderzyłam go w twarz. Pierwszy raz mu się postawiłam, a on to przyjął ze skruchą. Chyba w końcu zrozumiał, że nie dam mu już, którejś setnej szansy. Dopowiedziałam- Jeśli byłbyś łaskawy, to zejdź proszę mi z drogi i więcej się już nie pokazuj! A te kwiaty to możesz dać Krausowi, bo on najbardziej na tym ucierpiał.
Po wygłoszeniu monologu, zrobiłam sobie kawę, nie zwracając na nich uwagi. Jakby ich nie było.
Cały czas patrzył na mnie, tymi oczami jak zawsze rano, kiedy przepraszał mnie za kłótnie. Wiedział co stracił, ale to tylko i wyłącznie jego wina.
Po zjedzeniu śniadania poszłam do pokoju. Po drodze spotkałam Marinusa, z którym przybiłam piątkę. Byłam szczęśliwa, w końcu wykrzyczałam mu, co o nim myślę. Szybko przebrałam się w strój do biegania, włożyłam słuchawki w uszy, włączyłam moją kochany zespół Green Day i pobiegłam przed siebie.

 Tymczasem w mieszkaniu:
- Nie wiedziałem, że zrobiła się taka silna, żeby mi przywalić!- zaśmiał się ironicznie.
- Z łaski swojej wyjdź i nie wracaj, jeśli nie chcesz, żeby Cię własna matka nie poznała!- krzyknął Andreas.
- A ty młody się nie wtrącaj! Co Będziesz teraz udawał wielkiego przyjaciela? Straciłeś ją, a myślałem, że jakoś się Wam ułoży, od dawna mi mówiłeś, że jesteś w niej zakochany! A ty wypierdalaj stąd Richard!- wziął go za kurtkę i wyrzucił z mieszkania.
- Myślę, że sobie wszystko wczoraj uzgodniliśmy? Mam rację?
- Tak, nie popełnię tego błędu już drugi raz!
- Mam taką nadzieję Andi!- klepnął go po plecach.
- Dużo straciłem na tym wybryku prawda?
- Oj nagrabiłeś sobie, ale może Ci wybaczy. Walcz chłopaku, jeśli masz o co walczyć!
- Chciałem  też Ciebie przeprosić.
- Nie mnie przepraszaj, tylko ją!- wskazał z uśmiechem na Vicki, która rozciągała się po biegu pod mieszkaniem. Popatrzył tymi oczami na nią. Wiedział, że musi wszystko zrobić, aby ją odzyskać, tylko nie przypuszczał, że nie długo spotka rywala na swojej drodze.

Wpadłam do kuchni słysząc śmiechy i kłótnie:
- To nie tak ma być. Zaraz wróci Vicktoria i zobaczymy kto ma rację!- krzyknął Andi.
- Co się stało?! Dlaczego tu tak brudno!- nie mogłam powstrzymywać się od śmiechu. Andreas cały zapaćkany z mące, a Kraus miał wybite kilka jajek na głowie.
- No bo robiliśmy ciastko, takie specjalne for You. I sprzeczamy się, co trzeba zrobić najpierw.- powiedział na jednym tchu Marinus.
- Wiecie co? Ja mam lepszy pomysł! Idźcie pod prysznic, a ja sama zrobię to ciastko.- powiedziałam ze śmiechem, ale gdy zobaczyłam, że wychodzą, krzyknęłam- O nie, ale w takich warunkach nie da się pracować, najpierw musicie posprzątać!- zaśmiałam się i poszłam do pokoju przebrać się w coś luźniejszego. Gdy wróciłam, kuchnia lśniła, więc zabrałam się za kuchcenie, ale najpierw pozbyłam się tych dwóch, tylko że jeden po kilku minutach powrócił. Tak jak myślałam. Wygłosi swój monolog i będzie wszystko dobrze? Nie! Wiem, że coś czuje, ja do niego też. Ale niech ponosi swoje konsekwencje. Nie chcę być po raz kolejny przedmiotem potrzebnym, tylko wtedy, kiedy jest potrzeba. Zaczął niepewnie:
- Vicki, chciałem przeprosić. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Chciałbym Ci wykrzyczeć jak Cię kocham, ale pewnie mi nie uwierzysz... Za dużo wypiłem, wiem.- przerwałam mu.
- Andreas, proszę Cię, nie mów mi takich rzeczy, których będziesz później żałował, a ja będę cierpieć. Wiem, że mnie kochasz, ale ja czegoś nauczyłam. Życie skopało mi tyłek kilka set razy, zawsze ktoś musi ponosić swoje konsekwencje. Musisz wynieść, z tego lekcję. Wybaczę Ci, ale nie myśl, że od razu wpadnę w Twoje ramiona i wypowiem Ci słowa, które tak pragniesz, ale ja nie umiem Ci na nowo zaufać. Może z czasem, przejdzie mi.
- Dziękuję, chociaż za tyle!- i już miał mnie przytulić, kiedy odsunęłam się.
- Nie rozumiesz moich wypowiedzianych słów?- zapytałam z irytacją.
- Pamiętam, ale ja tak nie potrafię!
- Musisz ponosić konsekwencje, rozumiesz?
- Już teraz tak...- zrobił smutną minę.
- A teraz szoruj na górę, pod prysznic i mi nie przeszkadzaj!- zaśmiałam się, aby ożywić tą całą sytuację.
- Tak jest szeregowy Vicktorio!- i pomknął na górę.
 Co czułam nie wiem. Wiem, że to coś więcej, ale traktuję go tylko jak przyjaciela. Może w końcu to zrozumie. Odłączyłam się od świata i zaczęłam piec. Ciastko było idealne. Zawołałam tych dwóch, moich kochanych świrusów. Czy ja powiedziałam dwóch? Oj no niech będzie, wybaczę mu, ale powiem mu nic. Niech się chłopak stara.

 Po zjedzeniu ciastka, poszliśmy oglądać filmy. Oczywiście horrory, których nie cierpiałam. Może dlatego, że później wyobrażałam sobie nie wiadomo co. No nic. Wzięłam koc, poduszkę i położyłam się na sofie. Zajmując całą, na co chłopcy pomrukiwali, że na fotelu będzie mi wygodniej, ale wysłałam im całusa w powietrzu i wygodnie się położyłam.
Nie ma co horror, był straszny. Cały czas zakrywałam kocem twarz. Nagle zgasło światło. Krzyknęłam:
-Tak fajnie, kto sobie ze mnie robi jaja?! Przyznać się, bez bicia! Kto wyłączył korki?
- Andreas zostań tu, a ja pójdę na dół i zobaczę co się dzieje.- powiedział Marinus.
- Kraus, nie masz po co iść, wyjrzyj za okno. Wszystkie inne domy, nie mają prądu.
- No to mamy przechlapane. Nasz dom jest na elektrycznym ogrzewaniu.Więc, gdy nie ma prądu ogrzewamy dom kominkiem, jednak ciepła starcza tylko na jeden pokój. Musimy dzisiaj spać w salonie. Ja przyniosę drewno na opał, a wy przyszykujcie wszystkie możliwe koce, poduszki i kołdry. Spotykamy się za 20 minut w tym pokoju. Zrozumiano?!
- Tak jest !- odpowiedziałam równocześnie z Andim.
Zabraliśmy się za przyznaną nam robotę i w mgnieniu oka, znaleźliśmy wszystko co nam potrzeba.
Wyobrażałam już sobie, jak będę musiała się do niego przytulać. O nie tego nie zrobię, nie pokarzę mu, że jestem słaba.
Znieśliśmy wszystko na dół. Zaraz wrócił Marinus i rozpalił w kominku. W miedzy czasie ja z Wellim rozłożyliśmy koce i materace jak najbliżej kominka. Zapowiada się noc bez przespania!

Noc minęła spokojnie, ale gdy otworzyłam oczy byłam w lekkim szoku. Leżałam przytulona do Andreasa. Po cichu i bardzo powoli, aby go nie obudzić, wyrwałam się z jego objęć.
Był taki słodki jak spał. Do twarzy mu w takich roztrzepanych włosach. Nie zmarnuję tej okazji. Ostatnio sobie dość nagrabił. Wyjęłam z torebki czerwoną szminkę i zaczęłam go malować. Najpierw miały to być usta, ale strasznie się trącił. Andi był gotowy. No, ale żeby było sprawiedliwie, wymalowałam także Marinusa. Czekałam z przygotowaną kamerką, aż się wybudzą. Nadeszła wyczekiwana chwila. Pierwszy stał Andi, gdy na mnie spojrzał, na jego buzi pojawił się uśmiech, który odwzajemniła, ale gdy popatrzył na Marinusa, myślałam że udusi się ze śmiechu. Zaraz wstał też mój kochany braciszek. Popatrzył na Wellingera i spytał:
- Stary, co ty dzisiaj robiłeś?
-  Ja ? Spójrz lepiej na siebie! Hahahaha!
- Ja nie mam wymalowanych ust i całej buzi w porównaniu do Ciebie!- krzyknął Kraus.
Gdybyście zobaczyli ich miny, gdy popatrzyli się w ekrany telefonów, wybuchlibyście niepohamowanym śmiechem. Wiedziałam, że pora wiać i uciekłam do łazienki, gdzie zamknęłam się na cztery spusty. Słyszałam, tylko groźby, które wysyłali mi pod moim adresem:
- Niedługo będziesz musiała wyjść! Czekaj na słodką zemstę!- powiedział Andreas.
- Oj już się Wam boję! Hahaha!
Przebrałam się w przyszykowane wcześniej ich ciuchy. Przeczuwam, że zemsta będzie gorsza, od mojego pomysłu. Więc nie chciałam marnować swoich ciuchów, ubrałam ich. Na głowę nałożyłam czepek na basen. Wyglądałam jak jakiś klaun z cyrku. Spodnie za duże, bluzka także, do tego jeszcze ten różowy czepek. Ale skąd u nich się wziął różowy czepek?! No nic otworzyłam lekko drzwi, a oni stali z napełnioną miską jakiejś brei i całą na mnie wylali. Dopiero później zauważyli, że to były ich czyściutkie wyprane ubrania. Zaczęli przeklinać, a ja na to:
- Oj chłopcy, trzeba było zabierać ciuchy, jak Was prosiłam!- i pobiegłam na górę pod prysznic.
Nie wiem co to była za breja, ale śmierdziało jak nie wiem co. Ubrałam się w leginsy i luźną bluzkę. Włosy spięłam w nieartystycznego koka i postanowiłam w końcu coś przekąsić. Gdy schodziłam na dół, była cisza. Coś czułam, że to nie koniec. Zobaczyłam ich w kuchni siedzących na przeciw siebie. Jedli śniadanie. Nie odzywali się, a tylko Marinus powiedział, że jak chce to mogę poczęstować się kanapkami, które przygotowali. Usiadłam koło nich. Cisza. Chyba się obrazili, ale Andi zaczął rozmowę:
- Smakują Ci kanapki i herbata?
- Tak są pyszne, choć mniej słodzę.- posłałam mu uśmiech.
- Nie czujesz nic?- zapytał Marinus.
W tej chwili poczułam na języku dziwny posmak. Przypominał on mieszankę zgniłego jajka i pomidora. Zaczęłam wypluwać wszystko do kosza. Na co oni się tylko śmieli. Tak niech się śmieją.
- Chcecie wojny?! To ją będziecie mieli!- pobiegłam do łazienki zwymiotować to, ponieważ samo wypychało się z żołądka. Słyszałam tylko ciche odgłosy, po których zemdlałam. Ciemność zakryła mi oczy.

 Obudziłam się w szpitalu. Koło mnie stał Andreas i Marinus z tęgimi minami.
- Jak się czujesz?- zapytali równocześnie.
- Bardzo dobrze! Przyzwyczaiłam się do tych białych ścian. Uwielbiam ten kolor, te podłączone maszyny do mojego ciała. Kocham je!- krzyknęłam ironicznie.
- No bo,... bo... My chcemy Cię przeprosić! Nie wiedzieliśmy, że tak zareagujesz.
- Nie no nie gniewam się, to ja zaczęłam się z Wami droczyć, więc też przepraszam. Koniec wojny i głupich pomysłów! Okej?
- Dobrze!- powiedzieli równocześnie.
Nie umiem się na nich gniewać. Cały czas próbowali mnie jakoś rozśmieszyć. Koło 18.00 przyszedł lekarz i powiedział, że nic mi nie jest, tylko lekkie odwodnienie, więc mogę wyjść ze szpitala.
O 19.00 dał mi wypis  żwawym krokiem ruszyłam do samochodu. Usiadłam na tylnym  siedzeniu, gdzie koło mnie pojawił się zaraz Andi. Za chwilę ruszyliśmy i po kilku minutach byliśmy w domu.

 Z samego rana dochodziły mnie krzyki. Wstałam ze złością z łóżka, ale gdy wyszłam z pokoju myślałam, że uduszę się ze śmiechu. Andreas biegał w samych bokserkach i w goglach, a Marinus w kasku i stroju reprezentacyjnym. Zapytałam brata, który szedł w moją stronę:
- Gdzie się wybieracie?
- Zapomniałem, że dzisiaj mamy wyjazd na zawody do Bad Mitterndorf. Jeśli chcesz możesz jechać z  Nami, trener się zgodził. Dzwoniłem już do niego. Spakowałem trochę Ci ciuchów do torby, więc ubieraj się szybko, bo zaraz będzie Nasz autokar. 
- Nie wiem co powiedzieć. No dobra jadę z Wami!- szybko wbiegłam do pokoju, zapominając o tym, że na pewno w autokarze będzie także Richard. Uświadomiłam to sobie dopiero, gdy wsiadałam do pojazdu. Od razu każdy zaczął mi się przedstawiać. Usiadłam koło Wanka, który tak błagalnie mnie prosił. Fajnie mi się z nim rozmawiało. Czułam, że te zawody będą super!

No to mamy kolejny rozdział. Myślę, że przypadnie Wam do gustu. Trochę długi, wiem. Myślałam, by go podzielić i do drugiej części coś dopisać, ale znając moje szczęście wszystko bym zepsuła.
Oddaje Wam do ocenienia. Trzymajmy kciuki za Polaków, którzy dzisiaj będą walczyć w konkursie w Bad Mitterndorf!
Kamil wygrał plebiscyt, widać, że ma wiernych kibiców! :)
Do następnego ! :*


8 komentarzy:

  1. Jest super nawet bardzo, a co do długości to mi się takie podobają więc to kolejny plus. Pozdrawiam i do następnego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudeńko ;) naprawdę przyjemnie się czyta :)
    czekam na kolejny :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam do siebie na kolejny jeśli masz ochotę ;3 http://przypadkowe-szczescie.blogspot.com/

      Usuń
  3. Przejrzałam zakładkę z bohaterami... i nie przepadam za Niemcami ani Kraftem, ale, cholerka, podoba mi się i zostaję! :)

    P.S. mogłabyś informować mnie o nowościach w SPAMIE na mojej podstronie? Link: lewandowska-janowicz-winiarska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciocia Dobra Rada vol.2!
    Jedna jedyna uwaga - pokaŻe nie piszemy prze "rz" - dorbnych literówek nie liczę, ale to akurat razi w oczy :)
    A tak poza tym to jedyne do czego moge się przyczepić to zatrucie pokarmowe, przez które Vicky (?) wyklądowała w szpitalu. Zakładając, że zjadła ze dwa gryzy tych cudnych kanpek, to chyba cyjanku by jej musieli tam nasypać, żeby aż do odwodnienia ją doprowadzić. Ale ok, rozumiem, dramturgia musi być ;) Andreas w bokserkach i goglach wygrał dziś wszystko, fajna szybka (czasem torche za szybka, ale ja po rpostu mam tendencję do rozwlekania wszystkiego) akcja więc zmykam czytać dalej :)
    E_A (dmuchająca pod narty)

    OdpowiedzUsuń