poniedziałek, 30 marca 2015

13. ,, Chciałabym cofnąć czas...''



                                                              „Miłość nie polega na tym, 
                                                                   aby wzajemnie sobie się przyglądać, 
                                                               lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku.”
                                                                                        

                                                                                         Antoine de Saint-Exupéry



                                                          ( Vicky )
Obudziłam się w szpitalu. Przestraszyłam się, bo nie było nikogo znajomego. Nie mogłam sobie przypomnieć, co musiałam zrobić, aby wylądować na sali.
- Przepraszam, co się stało?- zapytałam ochrypłym głosem.
- Zaraz przyjdzie lekarz i wszystko pani wyjaśni.- powiedziała z uśmiechem pielęgniarka. Popatrzyłam za szybę, gdzie stał Welli i Gregor. Pomachali mi, a ja jedynie się uśmiechnęłam. Mój organizm był przemęczony. Po chwili do sali, w której przebywałam sama, przyszedł lekarz. Miał około 40 lat. Z pozoru wydawał się miły.
- Dzień dobry! Nazywam się Martin Pascal, jestem ordynatorem tego oddziału. Wczoraj niespodziewanie pani zemdlała. Czy miała pani, przez ostatnie dni kontakt ze stresem?- zapytał.
- Niestety, ale tak. Mój...- zacięłam się, nie wiedziałam, jak ująć w słowa- ojciec mojego dziecka, wylądował w szpitalu, prze zemnie.
- W swoim stanie, powinna pani o siebie lepiej dbać.- jakbym nie wiedziała- Czy zażywa pani jakieś leki?
- Tak, ale to na wzmocnienie organizmu. Mam, niedobór niektórych witamin.- odparłam.
- Ostatnie badania wykazały, że pani ciąża jest zagrożona. Najlepiej by było, jakby pani przez kilka tygodni została u nas, a później leżała cały czas w domu.
- A, czy to konieczne?- zapytałam.
- Jeśli chce pani urodzić to dziecko, które trzyma pod swoim sercem, to koniecznie. Zaraz przyjdzie do pani pielęgniarka i zmieni kroplówkę. Potem zabierzemy jeszcze panią na badania.- odpowiedział i wyszedł, a za nim wszedł do sali Gregor z Marinusem.
- Jak się czujesz?- zapytał Kraus.
- Bywało gorzej.- odpowiedziałam cicho.
- Pewnie chcesz się zapytać o Stefana?- zapytał Gregor.
- Żyje?- chciałam usłyszeć to jedno słowo.
- Vicktoria oni robili wszystko co w ich mocy. Ale...- przerwałam Marinusowi.
- Ale nie żyje?- odpowiedziałam ze łzami.
- Żyje, ale jego stan jest krytyczny.- wtedy pozwoliłam, aby moje oczy wypuściły łzy, które zagnieździły się w powiekach.
- Kiedy będę mogła go zobaczyć?
- Vicky ty nas nie rozumiesz. On jest w śpiączce, nie może sam oddychać!- krzyknął Gregor.
- To wszystko moja wina.- odparłam i spojrzałam na okno. Wtedy poczułam, jak ktoś trzyma mnie za rękę:
- Nawet tak nie możesz mówić, rozumiesz?!- był to mój brat.
- Jak mam nie mówić, jak to prawda!- wyrywam rękę i krzyczę.- Wyjdźcie stąd!
- Vicky!- próbuje mnie uspokoić Gregor.
- Wyjdźcie stąd!- krzyczę po raz kolejny. Widzę, jak zrezygnowani opuszczają salę. Liczę do dziesięciu, aby chociaż się w minimalnym stopniu uspokoić. Teraz ode mnie będzie zależało, czy dam radę donosić ciążę.


                                               ( Gregor )
- Marinus musimy coś zrobić. Ja jej tego nie powiem.- mówię, siadając na krzesło.
- Trzeba coś wymyślić. Ona się załamie, jak się dowie!- krzyczy ze złością Kraus.
- Na razie nikomu nic nie mówmy, nawet trenerom i chłopkom. Oni wtedy będą patrzeć na niego z litością, a tego na pewno nikt by nie chciał.- zapada między nami cisza.
- Musimy ją chronić.- mówi ze łzami Marinus.
Siada koło mnie i zakrywa twarz dłoniami.

                                                        ( Phillip )
- Jesteś tego pewny, że się uda?- słyszę ciche głosy dobiegające z sali bilardowej. Po cichu podchodzę do drzwi i zadziwia mnie ten widok. Nie wierzę, że widzę ich razem. Podchodzę jeszcze bliżej, aby usłyszeć o czym mówią.
- Uwierz mi, ona jest taka głupia, że nawet nie zauważy nic.- odpowiada upijając łyk wody.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.- skądś znam ten głos, ale nie mogę sobie przypomnieć.
- Teraz chcesz się wycofać? Jednego już kochasia załatwiliśmy, na długo nie wróci do skoków.- śmieje się- Teraz czas wykończyć drugiego, jeżeli chcesz ją odzyskać.
- To zaczynamy!- mówi.
Pomału wstają, a ja chowam się za stołem. Mam nadzieję, że mnie nie zauważą.
Wyszli z sali i każdy poszedł w swoją stronę. Gdybym mógł zobaczyć kto to był. Muszę wyjechać do Niemiec. Muszę ostrzec Vicktorię. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wystukałem numer Fannemela:
- Halo?- słyszę cichy pomruk.
- Anders mam sprawę.- mówię.
- Człowieku! Wiesz, która jest godzina?
- Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje!- śmieje się.
- Zadzwoniłeś tylko po to, żeby mi o tym powiedzieć?- pyta ze złością.
- Nie. To sprawa życia i śmierci.- mówię już poważniejszym tonem.
- A to coś nie może poczekać do jutra?
- Zostałeś mi tylko ty!
- To gdzie mam przyjechać?- pyta.
- No widzisz, jak my się rozumiemy?- śmieję się - Zaraz ci prześle adres.
Rozłączyłem się i po chwili wysłałem adres miejsca, gdzie ma po mnie przyjechać. Wyszedłem na ulicę, gdzie się umówiłem z Andersem. Po kilku minutach przyjechał. Otworzyłem drzwi, a kule położyłem na tył samochodu.
- Co to jest za sprawa nie cierpiąca zwłoki?- pyta ziewając.
- Zawieź mnie na lotnisko.- odpowiadam całkiem normalnie.
- Stary ty chyba na mózg opadłeś!- śmieje się, ale widząc moją minę przybiera grobową minę. - No pochwal się, która to skradła serca Sjoeena?
- Otóż mój drogi, jeśli za chwile nie zawieziesz mnie pod lotnisko, trener się dowie, gdzie byłeś w nocy przed konkursem drużynowym w Falun. Nie będzie chyba zbytnio zadowolony!- uśmiecham się szyderczo.
- Dobra, już dobra!- zapala samochód i wyjeżdżamy z parkingu.
Teraz liczy się każda sekunda.

                                                              ( Vicky )
Leżałam tępo wpatrując się w sufit. Nikt nie chciał mi powiedzieć, co się dzieje ze Stefanem. Dzisiaj lekarz postanowił, że wypisze mnie ze szpitala, ale czy chce wracać? Wracać do tego opustoszonego mieszkania? Po co, jeśli mogę umrzeć tu i teraz? Odwróciłam głowę w stronę drzwi, które od paru dni się nie otwierały. Tylko pielęgniarki i lekarze przychodzili i pytali o moje samopoczucie. Fizycznie czułam się świetnie, ale psychicznie nie dawałam rady. Mówiłam, że nie chcę nikogo widzieć, a tak na prawdę chciałabym, aby ktoś mnie teraz przytulił, powiedział, że będzie dobrze. Dlaczego to życie musiało się tak skomplikować? Tak, tak Kraus zasłużyłaś sobie! Ale ja też chcę zaznać odrobiny szczęścia.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi, w których stanął Phillip, cały swoim rodzaju.
- Cześć.- mówi cicho i siada koło moje łóżka.
- Czego chcesz?- mówię przez zaciśnięte zęby.
- Nie przyjechałem rozmawiać o nas, tylko o tobie. Vicky grozi ci niebezpieczeństwo! Słyszałem wczoraj rozmowę, ktoś chce zabić Stefana, a później ciebie wykorzystać!
- I co myślisz, że ci zaufam? Mylisz się kotku.- mówię wpatrując się w okno.
- Możesz na chwilę mnie posłuchać?- krzyczy.
- Wynoś się stąd! Nie chcę cię już więcej widzieć!
- Chciałem cię tylko ostrzec, ale widzę, że traktujesz mnie jak śmiecia. I wiesz co? Niech ci się coś stanie! Tylko pamiętaj u mnie pocieszenia już nie znajdziesz!- wychodzi trzaskając drzwiami, zostawiając mnie z burzą myśli.
Drzwi po raz kolejny otwierają się, a w nich staje Richard:
- Mogę?- pyta stając w progu. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, boję się go. Chociaż było to tak dawno, ja nadal czuje wstręt do niego.
- Jasne.- odpowiadam sztucznie się uśmiechając.
- Chciałbym cię przeprosić.- zaczyna cicho.
- To zamknięta sprawa. Nie chcę do tego wracać.
- Ale...
- Richard, ja ci tego nigdy nie wybaczę! Codziennie budziłam się z krzykiem. Proszę idź stąd, to nie ma sensu.
- Powiedz mi, w czym on jest lepszy ode mnie?- pyta ze złością. - Czego ci brakowało odchodząc ode mnie?
- Może miłości, poczucia bezpieczeństwa, bliskości?
- Chciałem dać ci wszystko.
- Bijąc mnie i poniżając przy wszystkich?! Wynoś się!- krzyczę.
- Jeszcze pożałujesz!- mówi sam do siebie, jednak udaje mi się to usłyszeć. Wychodzi, gdzie w progu drzwi mija się z Gregorem.
- A temu co?- pyta. No tak, on nic nie wiem i aby nigdy się nie dowiedział.
- A tam dawna historia. - mówię opanowując głos.
- Przepraszam, że cię nie odwiedzałem, ale treningi. Wiesz, jak to jest.
- Nic się nie stało.- uśmiecham się. Zauważyłam, że się czymś martwi.
- Gregor, coś się stało?- pytam
- Nie nic.- uśmiecha się.
- Gregor?!
- Przyniosłem ci owoce, z tego ulubione co słyszałem od Marinusa.- położył mi owoce na szafce.
- Co się stało? Coś ze Stefanem?- pytam, widząc jego zdenerwowanie.
- Chodź, zaprowadzę cię gdzieś.- mówi przybliżając mi wózek, na który siadam , ale z nie chęcią. W końcu nie jestem taką kaleka, tylko kobietą w ciąży. A ciąża, to chyba nie jest choroba.
Prowadzi mnie na oddział intensywnej terapii. Domyślam się po co.
Stajemy pod dużą, szklaną szybą.:
- Pozwolili wejść, ale na chwilę.- uśmiecha się.
Otworzył mi drzwi, abym mogła wjechać wózkiem na salę. Można było tylko usłyszeć hałasy wydawane przez maszyny, które monitorowały życie Stefana. Wstałam z wózka i podeszłam do niego. Był taki spokojny, jego twarz nie wyrażała nic. Z moich oczu wypłynęły słone, gorzkie łzy, które opadły na jego ramiona:
- Nie zostawiaj nas.- powiedziałam cichutko i pocałowałam go w czubek głowy. Usiadłam na skrawku łóżka, objęłam jego dłoń i przyłożyłam ją do moje brzucha:
- To nasze dziecko. Pewnie będzie podobne do ciebie. Będzie kochać skoki narciarskie, lody czekoladowe. Będziesz czytał mu bajki na dobranoc, a po szkole zabierał na skocznie, choć wtedy będę żyła nadzieją, że poszliście na plac zabaw.- rozpłakałam się, ale mówiłam dalej, choć wiem, ze i tak mnie nie usłyszy.- Pokażesz mu, jak piękny jest świat, zapoznasz go z wieloma znanymi sportowcami. Staniesz się dla niego wzorem do naśladowania. Kochanym ojcem i mężem. Pomożesz mu rozwiązać każdy problem. Staniesz w jego obronie, gdy będzie działa mu się krzywda. Nawet, gdy popełni błąd, nie zostawisz go samego. Będziesz dla niego oparciem. - mówię, dławiąc się własnymi łzami. Nagle wszystkie maszyny zaczynają piszczeć. Do sali wpada lekarz, a ja powoli oddalam się, wiedząc, że nic nie zdziałam. Siadam na wózek i odpycham się, aby być już najbliżej Gregora. Przytula mnie i krzyczy mi radośnie do ucha:
- Już wszystko dobrze!- z czego on się cieszy? Lekarze właśnie próbują reanimować Stefana. Plamię, jego czystą, uprasowaną koszulę moimi łzami. Siadam na wózek i proszę, aby zaprowadził mnie do sali. W progu wita mnie lekarz z wypisem, który biorę do rąk i na od chodne mówię do widzenia.
Zabrałam wszystkie rzeczy i przy pomocy Gregora wyszłam ze szpitala. Wsiadłam do jego samochodu i po chwili znalazłam się w mieszkaniu, gdzie czekał już na mnie Andreas. Nic nie mówił, po prostu mnie przytulił. Zabrał walizkę z moimi rzeczami i zaniósł do mojej sypialni, a ja położyłam się w salonie, opatulając się szczelnie kocem. Nie chcę, aby ktoś mnie teraz widział i dotykał. Zasnęłam od razu, nie mówiąc nic już.
Obudziłam się wieczorem, w kuchni paliło się światło. Powolnie wstałam z łóżka i udałam się w jej stronę. Na korytarzu można było wyczuć już zapach mojej ulubionej sałatki. Gdy weszłam do kuchni, po raz pierwszy od wielu miesięcy, szczerze się uśmiechnęłam. Powodem mojego szczęścia był Marinus i Andi. Pamiętam, jak jeszcze kilka miesięcy temu robili mi przepraszającą kolację.
- Nasz śpioszek stał.- mówi z uśmiechem Welli.- Pyszna sałatka, dla pięknej królewny.- śmieje się, udając wykwintnego kelnera.
- Bardzo dziękuję, wielmożny, ale czym sobie zasłużyłam na taki poczęstunek?
- Od wielu dni, odżywiała się pani nie zdrowo. Postanowiliśmy o to zadbać.
- Robiąc mi ulubioną, kaloryczną sałatkę, a do tego rosół?- robię dziwną minę, po czym wybuchamy śmiechem.
Zabrałam się za jedzenie. Nie wiedziałam, ze będzie takie pyszne. Po kilku minutach moje talerze były pyszne. Gdy chciałam się nalać sobie wody, gwałtownie stając, uderzyłam się o róg stołu, poczułam ostry ból w podbrzuszu.
- Nic mi nie jest!- próbowałam uspokoić chłopaków. Po chwili ból minął i mogłam się normalnie wyprostować.- Pójdę wziąć kąpiel.
Wyszłam z kuchni i udałam się do łazienki. Wzięłam pomału prysznic, ubrałam się w piżamę i położyłam się spać, jeśli można było tak powiedzieć.

Kilka dni później.
                                                     ( Gregor )
- Doktorze, co z nim ?- zapytałem.
- Jego stan z dnia na dzień jest coraz gorszy. Nie mamy ciekawych prognostyk na kolejne dni. Jest bardzo możliwe, że kolejnych dni nie przeżyje.
- A nie da się nic zrobić?
- Pan Stefan dostał bardzo dużych obrażeń wewnętrznych. Do tego dzisiejsze badania wykazały, że ma nowotwór. Gdyby nawet przeżył, nie jestem w stanie powiedzieć ile żyłby z rakiem.- na ostatnie zdanie prawie nie spadłem z krzesła.
- Proszę zrobić wszystko, on nie może umrzeć.
- Robimy co w naszej mocy.- odpowiada.
- Gdyby się coś działo, proszę dzwonić.- powiedziałem i wyszedłem z gabinetu, kierując się w stronę wyjścia. W drodze wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do Marinusa. Po kilku sygnałach odebrał:
- Marinus Kraus, słucham?- usłyszałem głos w słuchawce.
- To ja Gregor. Rozmawiałem z lekarzem, powiedział, że Stefan ma bardzo duże obrażenia wewnętrzne, a do tego okazało się, że ma raka.
- Jak to raka?
- Ostatnio skarżył się na bóle, często wymiotował. Zazwyczaj śmieliśmy się z tego, a on nie wahał się, aby pójść do lekarza.
- Co my teraz z tym zrobimy?
- Nie wiem, ale Vicktorii tego nie można powiedzieć.- powiedziałem wprost.
- Ona się zdenerwuje, jak się dowie, a słyszałeś, że jej ciąża jest zagrożona.
- To chcesz, aby się zamartwiała całymi dniami i nie wychodziła z domu?- mówię ze złością.
- Dobra, ale później, czy wcześniej będzie trzeba jej powiedzieć.
- Dzisiaj do niej wpadnę, zobaczę co u niej.
- To na razie!
- Cześć.- mówię i rozłączam się. Podszedłem do samochodu i oparłem się o niego.
- Jaki ten świat jest nie sprawiedliwy.- powiedziałem do siebie i wsiadłem do samochodu, skąd odjechałem do swojego mieszkania.

                                                 ( Vicky )
Obudziłam się, wykrzykując jego imię. Codziennie budzę się, z jego imieniem na ustach. Tak bardzo bym chciała, aby było jak kiedyś. Gdy byliśmy beztroscy, pełni życia, młodzi, piękni, a teraz? Teraz każdy chodzi struty. Nikt ze mną nie rozmawiał od dawna z kadry Austrii. Uważali, że to wszystko moja wina. Stracili tak znakomitego skoczka, Próbowałam z nimi rozmawiać, lecz zawsze kończyło się to ostrej wymianie zdań, a później nikt się nie odzywał.
Z rozmyśleń oderwał mnie dzwonek do drzwi. Pomału wstałam, podtrzymując się krzesła i udałam się w stronę drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Thomas, Michael i Manuel :
- Możemy wejść? Chcielibyśmy pogadać.- pyta ze skruchą Ten pierwszy.
- Wchodźcie.- mówię z uśmiechem. Zapraszam ich do salonu, gdzie każdy siada na sofie.
- Dużo się tutaj zmieniło, odkąd byliśmy tu ostatni raz.- powiedział Michi.
- Zrobiłam mały remont, wiecie... - zacięłam się.
- Co wiemy?- pyta Manuel.
- Nic, nic. Napijecie się czegoś?
- Ja bym się chętnie napił herbaty z imbirem, jeśli masz.
- Ja bym nie miała? Thomas, jeszcze tyle o mnie nie wiesz.- uśmiecham się.
Wyszłam z pokoju kierując się w stronę kuchni. Zrobiłam wszystkim po herbacie i wróciłam do chłopaków.
- To co was tu sprowadza? Ostatnio byliście wrogo do mnie nastawieni.- mówię biorąc kawałek ciastka, jednak po chwili go odkładam. Nie mogę spożywać dużo cukrów.
- Już wszystko wiemy. Chcielibyśmy cię przeprosić.- mówi Manuel.
- Nie ma cie za co przepraszać, ja bym się tak samo zachowała. To wasz przyjaciel i wan rozumiem.
- Nie jesteś na nas zła?- pyta Didl.
- No może troszeczkę, ale po woli moja znika złość na was.
- Przepraszam, gdzie masz toaletę ?- zapytał wstając Michael.
- Wychodzisz, na prawo i od razu na lewo.- odpowiadam i zaraz znika za drzwiami.
- Co tam u was słychać?- pytam wpatrując się w chłopaków.
- Treningi i cały czas treningi. A ty jak tam się trzymasz?
- Szczerze?- przytakują - Czuję się, jak podła suka. Czego nie dotknę wszystko zaczyna się psuć. Co jest ze mną nie tak?- pytam wpatrując się w parującą ciesz w moim kubku.
- Nie wierzę!- słyszymy głos Michaela. Szybko wstajemy i udajemy się za głosem.
- Kto ci tu pozwolił wejść?!- cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Nie wiedziałem, że powiększy się rodzinka Krausów.- zaczyna się śmiać.
- To nie twój interes!
- A Stefan wie, że go zdradzasz?
- Michi uspokój się!- mówi Manuel.
- Dość! Wynoście się!- krzyczę. Po woli ubierają się i wychodzą.
- Gdybyś czegoś potrzebowała to dzwoń do mnie.- mówi Thomas i wychodzi.
Usiadłam po woli na krześle i przeanalizowałam wszystko co do tej pory się stało. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, lecz on wtedy zadzwonił, a moim oczom ukazał się na wyświetlaczu numer Gregora:
- Właśnie miałam do ciebie dzwonić.- mówię.
- Zaraz po ciebie przyjadę, ubierz się ciepło!- rozłącza się, a w myślach układa mi się wiele nie zbyt pozytywnych scenariuszy.
Po dziesięciu minutach drzwi do mojego mieszkania otwierają się z hukiem, a do wnętrze wpada Gregor:
- Jedziemy do szpitala.- zwinnie bierze mi na ręce i biegnie ze mną po klatce schodowej.
- Ale wiesz, że ja umiem chodzić?
- Niczym ty byś zeszła, to minęła by wieczność. A po za tym musisz na siebie uważać.- powoli wstawia mnie na chodniku przy samochodzie i otwiera drzwi. Szybko znajduję się na miejscu pasażera, a on za kierownicą.
Jechaliśmy w ciszy przez całą drogę. Dopiero, gdy byliśmy już na miejscu, powiedział do mnie:
- Wskakuj!- pokazał mi na swoje plecy.
- Ty chyba sobie żartujesz?!- śmieje się, jednak jego wyraz twarzy się nie zmienia. - Serio?
- Czy wolisz wózek?- wiedział, że nie lubię nimi jeździć.
- No dobra chodź tu!- weszłam na jego plecy i poszliśmy do szpitala. Droga była długa, bo zachciało się królewnie parkowania na końcu parkingu. Po kilku minutach sapaniach Gregora, doszliśmy do drzwi wejściowych. W progu czekał na nas już ordynator oddziału:
- Pani Vicktoria Kraus?- przytakuję - Proszę za mną.
Szłam w ciszy za lekarzem. Dopiero odezwałam się do niego w gabinecie:
- Pan Stefan Kraft niestety, ale musieliśmy...





No i mamy już 13 rozdział! Chciałam dodać go w sobotę, ale mój organizm po całej nocy chodzenia nie wyraził na to zgody, w ogóle nie mogłam się ruszać, nawet schylić, ale na szczęście mięśnie powoli się rozluźniają :) Ponad 60 km w nogach, czyż to nie cudowne <3
No dobra wracamy na ziemię. Rozdział może być, stać mnie na więcej, ale coraz bardziej w mojej głowie roją się pomysły. Nawet nie pytajcie, jaki był pomysł na koniec tego wszystkiego. Moja koleżanka stwierdziła, że będę samolubna, egoistyczna i zła, jeśli tak skończę los tych bohaterów. A wszystko do tego zmierza. No nic, musi się z tym pogodzić ;)
Czekam na Wasze opinie i dziękuję za wcześniejsze komentarze, nawet nie wiecie jaką one dają motywację!
Dziękuję wszystkim z całego serca! :*
Dzisiaj sobie wracam do domku, a w skrzynce czekały na mnie autografy Eve-nement Team <3 Warto było czekać :)

sobota, 21 marca 2015

12. „Skoro masz złamane serce, to znaczy, że się starałeś...”


                                               Nie ma miłości nieszczęśliwej.
                                                                 Może być tyko gorzka i trudna,
                                               nieodwzajemniona i niemądra.
                                                                   Ale nieszczęśliwej miłości nie ma!





                                                     ( Vicky )
Siedziałam otulona kocem w fotelu i słucham muzyki. Z okna można było oglądać piękny widok gór. Zawsze, gdy miałam problem, wybierałam się tam i znajdowałam odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Już minęły dwa miesiące odkąd zniknęłam. Coraz bardziej, łapią mnie wyrzuty sumienia. Mogło być tak pięknie, ale zawsze muszę wszystko popsuć. Może gdybym została, powiedziała mu prawdę to by coś zmieniło? Chyba nie, choć w sumie...
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu ukazał się numer Gregora:
- Myślałem, że już nie odbierzesz. Jak tam się czujesz?- zadawał ciągle to pytanie, kiedy odbierałam od niego telefon lub sama do niego dzwoniłam.
- Nic się nie zmienia. Gregor, chciałabym wrócić, ale nie mogę.
- Stefan nadal ciebie szuka. Ostatnio się z nim pokłóciłem, bo uważa, że wiem gdzie jesteś. Wymyślił, że mamy romans.
- To był zły pomysł, dlaczego mnie od niego nie odciągnąłeś?
- Myślisz, że nie próbowałem. On nie wytrzymuje już psychicznie. Wcześniej ci tego nie mówiłem, ale nie chciałem cię martwić. Vicky, on opuszcza treningi. A jak już przyjdzie to skacowany. Próbowałem z nim rozmawiać, ale nie pozwalał mi się do siebie zbliżyć. - po moim policzku spłynęła łza.
- Dlaczego wcześniej mi o tym nie mówiłeś?- zapytałam.
- Nie chciałem, abyś się w takim stanie denerwowała. - odpowiedział po chwili namysłu.
- Zmieńmy temat.- powiedziałam, gdy poczułam napływające łzy do moich oczu.
- Jak tam mały?
- A skąd wiesz, ze to będzie chłopczyk? Może to będzie dziewczynka.
- Wiesz słyszałem, że jak się w ciąży i dziecko będzie płci żeńskiej, to matka zbrzydnie. A ty nadal jesteś ładna, więc to będzie chłopczyk.- zaczęłam się śmiać, gdy wygłosił mi swój monolog.
- Ty i te twoje mądrości.
- Czytałem o tym w czasopismach dla kobiet.
- Dla kobiet?- zapytałam ze zdziwieniem.
- Oj bo Sandra kupuje jakieś gazety codziennie i walają się po domu, więc raz wpadła mi jedna w ręce i zacząłem czytać.
- No dobrze, już się tak nie tłumacz!- zaśmiałam się do telefonu.
- Wiesz co będę kończył, ktoś przyszedł.
- Pozdrów ode mnie Sandrę!
- Jaką Sandrę?- zapytał.
- Aj Gregor i tu cię mam.
- A o tej! Przepraszam. Dobra kończę, bo ktoś się dobija do drzwi.
- Pa!
Rozłączyłam się i położyłam telefon na półce. Ubrałam się i wyszłam na spacer.

                                                       
                                                           ( Stefan )
Przechodziłem właśnie miedzy drzewami, kiedy na mojej drodze ujrzałem drobną blondynkę, strasznie była podobna do Vicky. Podbiegłem do niej i chwyciłem za ramię :
- Vicky?- zapytałem.
- Koleś weź się odczep! Ja cię nie znam!- odpowiedziała przerażona dziewczyna.
- Przepraszam, pomyliłem cię z kimś.- odpowiedziałem speszony i odszedłem w stronę ulicy. Postanowiłem pogadać z Gregorem. Postanowiłem go przeprosić.
Wchodziłem na klatkę schodową, gdy usłyszałem płacz małego dziecka w krzakach. Odwróciłem się i wybiegłem szybko z klatki. Rozejrzałem się, ale nikogo nie było. Zaczynam popadać w paranoję. Ponownie wszedłem do bloku i szybko znalazłem się pod drzwiami do mieszkania Gregora. Zadzwoniłem dzwonkiem. Po chwili drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazał się mój przyjaciel:
- Mogę wejść?- zapytałem.
- Jasne, wchodź!- odpowiedział. Przybiłem z nim piątkę, tak jak to miałem zawsze z nim zwyczaju. Usiadłem w salonie na sofie, po czym uczynił to samo.
- Chciałem cię przeprosić. Chciałeś mi pomóc, a ja wymyślałem nie stworzone rzeczy. Przepraszam, nie powinienem był tak cię traktować. - powiedziałem.
- Nic się nie stało. Wiem, jak się czujesz, bo przechodziłem to samo.
- Nie jesteś zły?
- Jesteś dla mnie, jak brat. Nie mógłbym się na ciebie gniewać!- poklepał mnie po plecach.- Chcesz coś do picia?
- Napiłbym się kawy.
- To pójdę zrobić i pogadamy.
Wyszedł, a ja zostałem sam. Popatrzyłem w okno i zacząłem rozmyślać. Ciekawe, gdzie się podziewa, co robi. Boli mnie to i to cholernie, że mi nie zaufała i uciekła. Zostawiła mnie samego. Nagle usłyszałem dźwięk smartfona Gregora. Ktoś się do niego próbował dodzwonić:
- Gregor, telefon do ciebie!- krzyknąłem, ale chyba mnie nie usłyszał. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i usłyszałem głos, którego najmniej się spodziewałem:
- Gregor, ja...
- Vicky?
Rozłączyła się. Po chwili przyszedł Gregor z dwoma kubkami kawy.
- Od jak dawna mnie okłamujecie?- zapytałem ze wściekłością, choć próbowałem normalnie mówić.
- O co ci chodzi?- zapytał zdezorientowany.
- Kiedy chciałeś mi powiedzieć, że masz kontakt z Vicktorią? No kiedy?! - krzyknąłem.
- Stefan ty nic nie rozumiesz. Ona nie chciała się z tobą kontaktować.
- Dlaczego?! - spojrzałem mu w oczy ze złością.
- Musicie to sobie sami wyjaśnić. Nie mogę, ci teraz nic powiedzieć.
- Gdzie ona jest ?!
- W Niemczech. Ale Stefan czekaj!- złapał mnie za ramię.
- Nie wierzę, że mogłeś mi patrzeć prosto w oczy i mnie okłamywać!- wyszedłem trzaskając drzwiami. Biegiem wróciłem do domu, skąd zabrałem kluczyki do swojego audi. Wziąłem jeszcze coś na drogę i wsiadłem do samochodu. Próbowałem poukładać sobie w myślach wszystko co stało się do tej pory. Nie mogę w to uwierzyć, że odeszła ode mnie, a miała kontakt z Gregorem. Zaufała mu, zamiast mi. Poczułem ból na sercu i z każdą chwilą wszystko odbierało mi siły do walki i jazdy. Po namyślę jednak zapaliłem samochód i z piskiem opon ruszyłem przed siebie. W radiu leciała akurat nasza wspólna piosenka. Ciekawe, czy teraz też jej słucha. Przede mną jeszcze długa droga, więc mam czas na rozmyślanie.

                                                        ( Vicky )
Usłyszałam jego głos. Był inny niż zawsze. Nie było słychać już tej radości, wolności. Teraz było czuć smutek i żal. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Przepraszam, by wszystko zmieniło? Usiadłam na bujanym fotelu w pokoju, gdzie były pudełka z meblami. Dzisiaj mięli wpaść chłopaki i wszystko poskręcać, ale wątpię, żeby dali radę. Zadzwoniłam do Gregora, spytać się, czy kilkadziesiąt minut temu naprawdę rozmawiałam ze Stefanem:
- Halo? Vicky?- usłyszałam głos w słuchawce.
- Gregor, dlaczego nie pilnowałeś telefonu?
- Mówiłem ci, żebyś nie dzwoniła, gdy skończymy wcześniejszą rozmowę. Stefan u mnie był.
- Chciałam ci powiedzieć, że wracam.
- Nie ma takiej potrzeby!- odpowiedział.
- Dlaczego?!- zapytałam.
- On do ciebie jedzie!- odruchowo wstałam z fotela.
- Ja... ja... jak to?- nie mogłam uwierzyć w przed chwilą wypowiedziane słowa.
- Powiedziałem mu, że jesteś w Niemczech. Zaczął krzyczeć. Musiałem mu powiedzieć.
- Prosiłam cię.
- Przygotuj się jakoś, ja też zaraz przyjadę!- odpowiedział i się rozłączył.
Przejęta usiadłam na krześle i zaczęłam pić wodę. Co ja teraz zrobię?! Nie długo będę musiała wyznać mu prawdę. Nie wiem, jak on ją przyjmie. Nie będę już uciekać. Poczekam na jego przyjazd. Spróbuję nie myśleć teraz o tym, co ma się wydarzyć nie długo. Włączyłam telewizor, akurat leciała powtórka z Planicy. W pewnym momencie kamera zrobiła na mnie zbliżenie. Byłam taka szczęśliwa. Niczym się nie przejmowałam. Wszystko musiało się zepsuć na zgrupowaniu. Swój skok oddawał aktualnie Kamil Stoch. Bardzo go polubiłam. Dużo z nim rozmawiałam, ale najbardziej wygłupiałam się z tym, jak mu tam? Wiewiórem. Dostał ode mnie i to porządnie, za to, że zepsuł windę na Mistrzostwach Świata w Falun. Powiedział, że gdy jechał z chłopakami, oni powiedzieli, że ma nie robić żadnych odpałów. Bardzo się zasmucił i zaczął wciskać wszystkie przyciski. Utknęli w windzie i czekali na pomoc, aż cztery godziny. Oni mają takiego Żyłę, Austria Thomasa, a Niemcy Wanka i Freund'a. Uśmiechnęłam się na wszystkie wspomnienia, które wróciły, ale zaraz zawróciły, jak bumerang, bo swój skok oddawał Stefan. Skoczył daleko, choć do pobicia rekordu świata dużo mu zabrakło. Pamiętam, jak schodził ze skoczni zdenerwowany, jednak jak mnie zobaczył, złość wyparowała z niego. Kamerzysta zwrócił właśnie kamerę na nas. Na telebimach wszyscy zobaczyli, jak mnie całuje. Był szczęśliwy, chociaż miał nadzieję na pierwsze miejsce. Wyłączyłam telewizor i poszłam sobie zrobić coś do jedzenia. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Przestraszyłam się, ale pomyślałam, że to nie może być Stefan. Nie pokonałby tak szybko drogi z Innsbrucka do Garmisch. Powolnie otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazała się cała kadra skoczków niemieckich:
- To gdzie, ten mój mały skoczek? Musi poznać wujka!- krzyknął Wank, wpadając do mojego mieszkania.
- Przykro mi, ale chyba ci się czasy pomyliły. To dopiero 3 miesiąc Andreas!- uśmiechnęłam się i wpuściłam ich do środka.- Zrobić wam coś do picia?- zapytałam.
- Nie, my mamy swój własny asortyment.- powiedział dumnie Severin.
- Wy chyba sobie ze mnie żarty robicie? Nie pozwolę wam po pijaku tego składać. Jeszcze coś zniszczycie.
- Oj nie dramatyzuj siostra!- powiedział Marinus. Wybaczyłam mu ostatnie przewinienie, choć nadal nie mogę odbudować do niego zaufania.
- Nie wiem, jak ja z wami wytrzymam.- zaśmiałam się i usiadłam na krześle.
Chłopcy od razu zabrali się do roboty. Oczywiście zaczęli od wypicia po jednej butelki piwa.
Popatrzyłam na nich z politowaniem.
- No co? Trzeba opić przyszłego mistrza świata w skokach.- powiedział z goryczą w głosie, Richard.
Nadal nie mogłam spojrzeć mu w oczy po tym co mi zrobił. Choć to było już tak dawno, ja nadal nie czułam się bezpiecznie w jego towarzystwie.
Po kilku godzinach złożyli mebelki. Zabrali się za łóżeczko, ale swoje rozmyślenia, jak to złożyć zakończyli na pierwszym zdaniu instrukcji. Richard zasnął za dużym kwiatem paprotki, Wank trzymając w jednej dłoni piwo, a w drugiej moją drogocenna doniczkę na kwiaty. Severina znalazłam za łóżkiem, a Wellingera z Krausem pod stołem. Po prostu nie wierzę. Jak można tak się napić. Mają słabe głowy.
Nagle usłyszałam swój telefon. Na wyświetlaczu ukazało mi się zdjęcie Gregora:
- Vicky, stało się coś strasznego!- nie mówił, ale wręcz krzyczał ze łzami.
- Mów powoli. Co się stało?- zaczęłam stawiać sobie dziwne scenariusze przed oczami.
- Stefan, on...

Kilkadziesiąt minut wcześniej:
                                                        ( Stefan )
Minąłem już granicę. Przy dobrej prędkości, powinienem być za godzinę już u Vicky. Tak bardzo chcę ją zobaczyć, ale boje się, że jak ją zobaczę, to wykrzyczę jej jak mnie zraniła.
Omijałem kolejny zakręt z dużą prędkością. Na szczęście nie było nigdzie na poboczu policji, ale kilka fotoradarów mogło mi zrobić zdjęcie. Nie to jest teraz istotne. Teraz jest ważniejsze moje życie. Nagle poczułem silne uderzenie. Przed oczami zrobiła mi się momentalnie ciemność. Czułem ból na całym ciele. Co chwilę otwierałem oczy, ale widziałem tylko zamazany obraz. Usłyszałem krzyki, po czym straciłem przytomność.
Obudziłem się w szpitalu. Byłem podłączony do różnych sprzętów. Za szybą zobaczyłem Gregora, który był strasznie zdenerwowany i z kimś rozmawiał przez telefon. Przechyliłem głową w lewo i zobaczyłem nogę całą w gipsie, jakieś bandaże na ręcach. Nagle słyszę krzyki lekarzy. Ktoś zaczyna mi świecić lampką po oczach. Drzwi do sali się otwierają, a w nich staje Gregor. Zaraz pielęgniarki go wypraszają. Czuję się słaby, przez co momentalnie zasypiam.
Obudziłem się, a koło mnie siedział Gregor z Thomasem:
- Co się stało?- pytam ochrypłym głosem.
- Jesteś w szpitalu. W Niemczech.- odpowiada Thomas.
- Jak to się stało?
- To na razie nie ważne. - mówi Gregor.
- Jest tu?- pytam z nadzieją.
- Powiedziała, że nie pójdzie stąd dopóki się nie obudzisz.- powiedział Thomas.
- Zawołajcie ją.- popatrzyłem na nich. Zaraz wstali i wyszli. Po chwili drzwi do mojej sali otworzyły się, a w nich stanęła ona. Przestraszona, ze łzami w oczach. Powoli przybliżała się do mnie. Usiadła na krześle, gdzie kilka minut temu siedział Gregor. Pochyliła głowę. Siedzieliśmy w ciszy, znaczy ja leżałem. Wyciągnąłem w jej stronę rękę, choć poczułem silny ból i moja ręka opadła na kołdrę.
-  Przepraszam.- słyszę cicho wypowiadanie przez nią słowo.
- Dlaczego mnie zostawiłaś?- pytam ze łzami, wpatrując się w jej oczy.
- Nie mogłam zostać przy tobie.- odpowiada ze smutkiem.
- Dlaczego?
- Stefan, ja, to znaczy my zostaniemy...- nagle do sali wpada Kofler z Manuelem.
-  Chłopie ty żyjesz! Wiesz, jak się martwiliśmy się o ciebie?- pyta Andreas.
- Chłopaki moglibyście na chwilę wyjść?- pytam.
- A ona co tu robi? Nie dość, że namieszała i cię zostawiła, to ma jeszcze czelność...- przerwałem mu.
- Wyjdźcie!- mówię ze złością. Patrzą na mnie, jak na jakiegoś wariata i wychodzą.- Kontynuuj.
- Ja jestem w ciąży!- patrzę na nią. Nic nie mówię. Jestem w szoku.- Wiedziałam.- dodaje po chwili.- Dlatego nie chciałam nic ci mówić.- wstaje z płaczem i wybiega z sali. Nawet nie mogę do niej podbiec, powiedzieć jej coś. Próbuję krzyczeć, jednak ból mi na to nie pozwala. Wpatruję się tępo w sufit. Dlatego uciekła. Próbuję wstać, jednak całe moje ciało przeszywa ból. Upadam bezwładnie na zimną posadzkę i mdleję.

                                                  ( Vicky )
Tak bardzo chciałam go zobaczyć. Wierzyłam, że będzie żył. Nie podda się.
Byłam głupia, że przyszłam. Co sobie wyobrażałam, że będzie skakał z radości na mój widok? Że mnie przytuli i będzie, tak jak wcześniej. Kolejny raz musiałam wszystko spieprzyć. Nie mam siły, na dalsze udręczanie się nad sobą. Chciałabym to wszystko zakończyć!
Wybiegłam z płaczem ze szpitala. Za mną ruszył zdenerwowany Gregor:
- Zatrzymaj się!- krzyczy. Momentalnie staję i patrzę w jego stronę.- Nie możesz go teraz zostawić!
- Po co ja mu teraz będę potrzebna? Widziałeś, jak zareagował? Gówno widziałeś!- odwracam się na pięcie i idę w swoją stronę. Nagle czuję szarpnięcie i tonę w jego objęciach.
- On cię kocha, jak wariat! Myślisz, że po co jechał do ciebie? Żeby się na ciebie wydrzeć, a później zostawić? On nie może bez ciebie żyć! Nie chcę go bronić, ale też bym tak zareagował. Myślisz, że nie chciał podbiec do ciebie i powiedzieć, że będzie wszystko dobrze, że sobie poradzicie? Chciał, ale gdy wykonał jeden ruch, aby wstać z łóżka, zgiął się w pół z bólu. Nawet krzyknąć nie mógł. Zaraz wbiegli na salę lekarze, nawet nie wiem co z nim teraz.- powiedział, a raczej krzyczał mi do ucha.
- Myślisz, że mi wybaczy?- pytam ze smutkiem.
- Nie dowiesz się dopóki nie spróbujesz.- uśmiechnął się- A teraz idź do niego i walcz, bo masz dla kogo. Nie tylko dla siebie, ale także dla dziecka.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła?- śmieję się i wchodzę ponownie do szpitala. Kieruję się na salę, z której przed chwilą wybiegłam. Przez szybę widzę tylko tłum lekarzy. Pielęgniarki wchodzą i wychodzą, krzycząc w swoją stronę. Wchodzę i widzę, jak jeden z lekarzy prosi o respirator. Momentalnie podbiegam do Stefana i łapię go za rękę:
- Musisz żyć! Rozumiesz? Musisz!- krzyczę ze łzami. Jedna z pielęgniarek odsuwa mnie od niego. Mówi coś do mnie, jednak niczego nie mogę zrozumieć. Nagle jeden z lekarzy krzyczy:
- Na salę operacyjną natychmiast!
Osuwam się bezwładnie po ścianie. W pewnej chwili podbiegł do mnie Gregor. Próbuje pomóc mi wstać. Ostatkami sił udaje mi się i siadam na krześle. Świat wydaje mi się taki mały i odległy.
- Poradzi sobie, zobaczysz. - próbuje pocieszyć mnie Thomas. Ja jedynie obdarzam go wzrokiem, bo co mi innego zostało.
- Udało się go przewrócić do świata żywych. Jednak muszą natychmiast przeprowadzić jakąś operację. - podbiegł do nas Gregor.
Upiłam łyk wody, jednak nadal nie mogłam się uspokoić. To wszystko to moja wina.
Wstaję z krzesła i kieruję się w stronę wyjścia. Nie mogłam znieść tego widoku. Szybkim krokiem udałam się w stronę skoczni. Mam bardzo dużo z nią wspomnień. Usiadłam na ławce. Zakładam ręce na głowę i po raz kolejny z moich oczu wypływa potok łez. Nagle czuję, że ktoś koło mnie siada. Słyszę ciszę. Odwracam wzrok i nie mogę uwierzyć, że go widzę:
- Nie spodziewałaś się mnie prawda ?- pyta.
- Co ty tu robisz? - pytam oburzona.
- Widzę, że dowiedziałaś się prawdy.- mówi odwracając wzrok na skocznie.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! Myślałem, że jesteś moim przyjacielem!
- No właśnie przyjacielem. I w tutaj mamy problem. Uwierz mi, na początku nie miałem zamiaru się w tobie zakochać! Ale te kilka tygodni uświadomiły mi, że cię kocham!
- Phillip nie mów tak! Ty mnie w cale nie kochasz!- krzyczę.
- Chciałem to zakończyć! Dlatego pojechałem do twojego brata. Ale wtedy się pokłóciłem z nim i wyszło, jak wyszło.- próbował się bronić.
- Po co tu przyjechałeś?! No odpowiedz mi! Żeby dobić mnie jeszcze bardziej w tym popapranym życiu?!- mówię ze łzami w oczach.
- Nie. Gregor do mnie zadzwonił kilka dni temu, że potrzebujesz oparcia. Więc przyjechałem, gdy tylko mogłem.
- A gdzie byłeś przez te kilka tygodni?
- Jak widzisz nie mogłem się poruszać. Byłem przez dwa tygodnie przykuty do wózka! No powiedz mi, gdzie ty wtedy byłaś?- teraz on krzyczy do mnie ze łzami w oczach.
- Ja ci nic nie obiecywałam!
- Tak, jak ja!
- Nie kłóćmy się, proszę!- mówię po chwile ciszy.
- Porozmawiajmy, bo tylko to się teraz liczy.- odpowiada.
- Phillip, ja nie będę mogła cię pokochać. To jest dla mnie zbyt trudne. Ojciec mojego dziecka walczy o życie, a ja tu siedzę i do w dodatku z tobą. Musimy się oddalić od siebie. To nam dobrze zrobi.
- Nie wiem, czy będę mógł tak żyć!- dodaje po chwili i przy pomocy kul wstaje z ławki i udaje się w stronę parkingu, a ja dalej zaczynam płakać. Nie dość, że mogę stracić najważniejszą osobę w moim życiu, to jestem na dobrej drodze, aby stracić przyjaciela. Wszystko się psuje. Nie daję już rady.
Jest mi ciężko, ale nie mogę się poddać.
Wstałam z ławki i udałam się w stronę szpitala. Na korytarzu spotykam Gregora:
- Co z nim?- pytam.
- Nic nie chcą nam powiedzieć. Nadal jest na sali.- odpowiada.
- Wystarczy nam teraz czekać i się modlić.- siadam na krześle, a obok mnie Gregor. Opieram swoją głowę o ramię i nie wiem kiedy, ale zasypiam.
Po kilku godzinach obudziłam się. Mierzę wzrokiem wszystkich dookoła. Przybyła nawet kadra Niemiec. Podniosłam głowę z kolan Gregora i witam się z bratem. Nagle z sali operacyjnej wybiega lekarz. Zmierza w naszą stronę, a ja momentalnie zaczynam się oddalać, kręcąc głowa ze łzami:
- Mam dla państwa złą wiadomość. Pan Stefan Kraft on...



Witam z nowym rozdziałem! Chyba nie spodziewaliście, że tak skomplikuję jeszcze bardziej akcję. Od razu chcę wam przekazać, że to nie koniec smutku, bólu i cierpienia. W następnym rozdziale, jak mi się uda, spróbuję wam wszystko przekazać.
No właśnie, co do następnego rozdziału to nie wiem, kiedy dodam. Jeśli mi się uda, zobaczycie go już w następną sobotę, ale mogę w to wątpić. Ponieważ wybieram się na EDK ( Ekstremalna Droga Krzyżowa) i nie wiem, czy będę na siłach, aby napisać dla was nowy rozdział, bo zazwyczaj zaczynam pisać go w piątek, a kończę w sobotę. A droga jest z piątku na sobotę w nocy. Może mi się uda zacząć go pisać na tygodniu, ale szkoła, treningi i dodatkowe zajęcia dają w kość.
Czekam na wasze opinie. Moim zdaniem jest on nijaki, nie udało mi się dobrze ująć wszystko w słowa i wyszło, co wyszło, czyli jak zawsze.
To do następnego i życzcie mi powodzenia!
P.S. Dziękuję za wszystkie komentarze pod wcześniejszym rozdziałem. Nawet nie wiecie, jak one dużo dają! <3

sobota, 14 marca 2015

11. ,, Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu... ''


                                                   Żaden dzień się nie powtórzy,
                                                                        nie ma dwóch podobnych nocy,
                                                   dwóch tych samych pocałunków,
                                                                   dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
                                                                                               - Wisława Szymborska




                                                      ( Vicky )
Pierwsza noc w nowym miejscu można było zaliczyć do udanych, choć poranek nie był już taki kolorowy. Pierwsza czynność jaką zrobiłam po wybudzeniu była wizyta w toalecie i zwrócenie resztek wczorajszej kolacji. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Wytarłam twarz i szybkim krokiem podeszłam do drzwi, aby je otworzyć. Moim oczom ukazał się Thomas.
- Hej, mogę wejść? Mam sprawę.
- No jasne wchodź. Rozgość się!- odeszłam od drzwi, aby mógł wejść. Był przygnębiony. Usiadł na skrawku łóżka.- No co tam się dzieje?- uśmiechnęłam się w jego stronę zachęcająco.
- Mam problem. Bo mam dziewczynę, jednak ona cały czas chce, abym porzucił skakanie.A do tego każdy naśmiewa się ze mnie, że w tamtym roku na zgrupowaniu zrobiłem małą demolkę w hotelu. Ale to była tego dzieciaka.
- Może zacznijmy od dziewczyny.- usiadłam na przeciwko niego i zaczęłam rozmawiać.- Moim zdaniem, jeśli cię kocha powinna zrozumieć, że skoki są całym twoim życiem. A jeśli tak jest, to one powinny też coś znaczyć dla niej. Jeśli ją kochasz, to zrozumiesz też jej poglądy. Po prostu się o ciebie boi. A teraz wracamy do chłopaków. Nimi się nie przejmuj. To banda nieudaczników i księżniczek. Jeśli będziesz brał do siebie ich docinki, oni ciebie będą tylko wykorzystywać. Pokaż im, że nie jesteś słaby i mają się ciebie bać. A teraz pokaż, że jesteś twardy i chodź ze mną na śniadanie!- wzięłam go za rękę i opuściliśmy pokój. Udaliśmy się szybkim krokiem w stronę stołówki. Wszyscy siedzieli już przy ogromnym stole i zawzięcie o czymś dyskutowali. Usiadłam koło Stefana, a Thomas usiadł na przeciwko mnie.
- Dzień dobry wszystkim i smacznego!- uśmiechnęłam się i wzięłam się za pałaszowanie kanapek, które przygotował dla mnie Stefan.
- Thomas, to kiedy imprezka?- zaśmiał się Gregor. Thomas odwrócił wzrok w moją stronę i nic nie odpowiedział. Gregor popatrzył na mnie - No co?- a ja go tylko zmroziłam wzrokiem.
- Dzisiaj trening na hali, a później na plaży coś porobimy.- odpowiedziałam i wstałam od stołu. Udałam się szybkim krokiem w stronę pokoju. Usiadłam na skrawku łóżka i popatrzyłam w stronę okna skąd był widok na plażę. Jeszcze kilka dni temu, byłam najnieszczęśliwszą kobietą na ziemi, a teraz spełniam swoje marzenia, nie tylko zawodowo, ale także moje sprawy sercowe mają się dobrze. Wyszłam na balkon, aby zaczerpnąć świeżego powietrza, nagle do mojego pokoju wpadł Gregor ze Stefanem. Ten drugi wziął mnie zwinnie na ręce, a pierwszy otwierał drzwi. Nagle poczułam zimną ciecz na moim ciele. Wylądowałam w basenie, wraz z innymi starszymi paniami, które patrzyły na mnie dziwnym, ale za razem litościwym wzrokiem.
 - O nie nie wybaczę im tego!- pomyślałam i wyszłam z basenu, tak szybko, jak do niego wpadłam. Śmiejących się chłopaków spiorunowałam tylko wzrokiem i poszłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i szybko poszłam do łazienki, aby ściągnąć z siebie mokre ubrania. Po kilku minutach byłam już sucha i miałam na sobie zmienione ubrania. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Niech teraz przepraszają, lamusy jedne!- pomyślałam. Otworzyłam drzwi i nie zważałam na nikogo wzrokiem.Usiadłam na fotelu wzięłam laptopa i zawzięcie zaczęłam czego szukać. Zaraz koło mnie zjawił się Stefan:
- Jesteś na nas zła?- zapytał, a we mnie aż buzowało się ze złości. Nie odpowiedziałam nic. Wiedziałam, że jedyny Thomas nie brał w tym udziału, bo chciał mi pomóc.
- Thomas mógłbyś im powiedzieć, że przed treningiem mają zrobić jeszcze 25 okrążeń wokoło hotelu. A jeszcze mógłbyś im jeszcze przekazać, aby się wynosili!- uśmiechnęłam się do Thomasa. Chłopaki popatrzyli na siebie głupkowato i wyszli. Został tylko Didl.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się do niego.
- Ty grasz, co nie?
- Ja? Jakbym śmiała.- zaczęłam się śmiać.- Niech mają jakąś karę.
- Dobra, ja lecę zaraz trening. A zapomniałem ci podziękować. Dzięki za tą rozmowę rano.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- powiedziałam, a on tylko się uśmiechnął i wyszedł.
W końcu spokój, ale może nie, bo po raz kolejny w tym dniu wylądowałam w łazience przy sedesie.
Musiałam, czymś się zarazić, chyba że. Nie to nie może być. Nie, nie teraz. Ale... Nie to na pewno nie to. Próbowałam odgonić od siebie dziwne myśli. Stanęłam przed lustrem. Zaczęłam oglądać ciało w odbiciu. Nie przytyłam, wręcz powiem, że schudłam. Więc to na pewno nie ciąża.
Usiadłam na krześle. Popatrzyłam na zegarek. Wskazywał już 10.30, a o 11.00 trening. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy, kartki, długopis, aparat i wyszłam. Zamknęłam za sobą drzwi i udałam się w stronę hali, na której każdy pomału już się rozciągał.
- Przepraszam, ale chyba zrobiliście 25 okrążeń, prawda?
- Ty na serio to mówiłaś?- zapytał się Gregor mierząc mnie wzrokiem.
- Thomas powiedz im, że teraz mają 30. Ty nie musisz robić.
- Ale...- próbował się wtrącić Stefan, na co ja jedynie na niego popatrzyłam.
- Na drugi raz mnie nie zaczepiajcie, a teraz proszę iść biegać. Macie to zrobić w 25 minut.
- Ale obejście jeden raz hotelu zajmie nam pięć minut.
- Przykro mi takie są zasady. Czas start!- włączyłam stoper. Wybiegli, jak poparzeni. Zaczęłam się śmiać. Obok mnie znaleźli się Manuel i Kofi:
- Ale my i reszta nie musimy biegać?
- Wy nie wiedzieliście o niczym, więc nie. Tu macie rozpiskę, a ja idę do trenera obgadać różne sprawy.- uśmiechnęłam się i podeszłam do trenera.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam jedno pytanie i prośbę zarazem.
- Tak słucham.
- Czy mogłabym wyjść dzisiaj po treningu. Mam ważną sprawę do załatwienia.
- A długo ci to zajmie?
- Co najwyżej do drugiego treningu, powinnam się wyrobić.
- To masz moje pozwolenie. A kogoś ci przydzielić do obrony?- zaśmiał się.
- Trenerze, oni się nawet psa boją!- uśmiechnęłam się i odeszłam.
Moje księżniczki wpadły do hali, zdyszane jak pies po przebiegnięciu kilku kilometrów.
- Zmęczyły się?
Odpowiedzieli mi przeczeniem głowy.
- To do okrążeń jeszcze 50 pompek!- uśmiechnęłam się triumfująco- No szybko, szybko. Nie będą na was inni czekać!
Zobaczyłam jak kipią złością. Pomału, ale zrobili. W końcu mogłam zrobić trening.



                                                          ( Stefan )
Po treningu wróciłem cały obolały do pokoju, który dzieliłem z Gregorem.
- Dała nam dzisiaj popalić. Co nam szczeliło do głowy, aby ją zaczepiać?
- Wiesz co, sam nie wiem!- uśmiechnąłem się w jego stronę. Wziąłem czyste ubrania i poszedłem wziąć prysznic. Po kilkunastu minutach słuchania mamrotania Gregora, abym już kończył, wyszedłem z łazienki i usiadłem na łóżku. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Wyglądała tak pięknie, jak wchodziła na stołówkę, a później jak się złościła. Wyszedłem szybko z pokoju. Podszedłem pod drzwi jej pokoju  zacząłem pukać. Cisza, tylko tyle dało się usłyszeć. Zacząłem walić i krzyczeć nic.
- Nie pójdę stąd dopóki mi nie otworzysz!- powiedziałem i usiadłem na podłodze, oparty o drzwi.
Dochodziła już pora obiadu, a ona nie wychodziła. Ostatni raz uderzyłem pięścią o drzwi, jednak dalej nic nie usłyszałem. Zrezygnowałem z dalszych krzyków i poszedłem w stronę stołówki. Usiadłem między Gregorem, a trenerem:
- Widziałeś Vicky?- zapytałem Gregora.
- Nie.- odpowiedział.
Zaciekawiło mnie, gdzie mogła pójść. Zacząłem pałaszować obiad. Gdy skończyłem, jej nadal nie było. Zasmucił mnie ten fakt. Nagle zobaczyłem ją przez frontowe drzwi do hotelu, całą zapłakaną. Wybiegłem, chciałem ją przytulić, jednak ona mnie odepchnęła. I pobiegła, a ja stanąłem zdezorientowany całą sytuacją. Wziąłem kilka głębszych oddechów i poszedłem w stronę jej pokoju. Po cichu zapukałem, jednak nic mi nie odpowiadało. Zacząłem się martwić. Myślałem nad wyważeniem tych drzwi, ale może jeśli nie chciała otwierać, to nie będę jej do niczego zmuszać. Odszedłem ze zrezygnowaną miną i udałem się do Gregora, aby pogadać.

Kilkadziesiąt minut wcześniej:

                                                              ( Vicky )
- Zrobiliśmy już szczegółowe badania. Mamy dla pani szczęśliwą wiadomość. Nie długo zostanie pani mamą! Tu ma pani wskazania, jakie teraz ma brać leki i witaminy, ponieważ ma pani za mało żelaza w organizmie.- słuchałam potok słów, który na mnie spadał jak na grom z jasnego nieba. Jak to mogło się wydarzyć?! Wzięłam roztrzęsioną ręką od niej receptę i wyszłam ze szpitala. Po moich policzkach nie wyobrażalnie szybko zaczęły płynąć łzy. Mam dopiero 20 lat? Całe życie, przede mną, a teraz dziecko? Muszę wziąć się w garść. Mam dla kogo żyć, teraz będzie nas o jedną osobę więcej. Poszłam szybkim krokiem w stronę hotelu. Nagle podbiegł do mnie Stefan, a ja momentalnie się rozpłakałam. Nie mogę mu powiedzieć. Nie teraz. On nie może się dowiedzieć, to by zniszczyło mu karierę. Ominęłam go i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na kluch i upadłam na łóżko. Kolejny potok łez wypływał z moich oczu. Co ja im teraz powiem?! Co powiem Marinusowi? Jeszcze ta sprawa z nim. Świat spada mi na głowę. Jestem młoda, za młoda. Usłyszałam pukanie do drzwi, co zaraz zamieniło się w walenie. Nie miałam siły, aby otworzyć. Chciałam być w tej chwili sama. Wzięłam słuchawki, telefon i włączyłam piosenkę Cali Y El Dandee - Yo Te Esperare. Idealna na dzisiejszą chwilę. Usiadłam na tarasie i zaczęłam rozmyślać. Nikt nie może się dowiedzieć. Wytrzymam te kilkanaście dni i wyjadę, zniknę z ich życia na zawsze. Nie wrócę już nigdy.
Kolejny raz w tym dniu usłyszałam pukanie do drzwi. Pomału podeszłam do nich i je otworzyłam. Stanął w nich Gregor:
- Ja wiem, że ty jesteś na nas zła. To był mój pomysł, nie wiń za to Stefana. Ten chłopak się teraz użala, a ja nie wiem jak mu pomóc!
- Gregor muszę z tobą o czymś porozmawiać.
- Ale nie jesteś zła ?- zaprzeczyłam kręcąc głową- No dobra jaką masz sprawę?- dokończył.
- Pamiętasz, jak wpadłeś wczoraj do mnie pokoju? Jak spytałeś mnie o coś?- a on jedynie potwierdził głową.- Twoje przypuszczenia się potwierdziły.- odpowiedziałam ze smutkiem, a on cieszył się jak małe dziecko, które dostało lizaka.- I tu mam sprawę. Pod moją nieobecność zaopiekujesz się Stefanem i pod żadnym pozorem nie możesz mu o niczym mówić!- popatrzyłam na niego, jak otwiera oczy i buzię ze zdumienia.
- Ale jak to? Przecież on musi wiedzieć!
- Nic nie musi. Zniknę do czasu narodzin dziecka, a potem wrócę, ale nie obiecuję. Będzie jak dalej.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. On się załamie!
- Nie chcę niszczyć mu kariery rozumiesz? On psychicznie nie wytrzyma!
- Będę robił co w moje mocy, choć wiem, że źle postępujesz.
- Nic innego nie mogę zrobić Gregor!- popatrzyłam się na plażę i się rozpłakałam. Tak teraz ma wyglądać moje życie? Ciągła ucieczka przed rzeczywistością? Kto by pomyślał, jeszcze kilka miesięcy temu, że tam teraz będę żyć. Gdyby ktoś wtedy powiedział, że moje życie wywróci się o 360 stopni, wyśmiałabym go w twarz. Może źle postępuje, ale tak będzie dla wszystkich najlepiej. Poczułam ciepłą dłoń na ramieniu.
- Ale wiesz, że ja też nie będę mógł znieść widoku przygnębionego Stefana, czy teraz, czy później to i tak mu powiem.
- Chociaż nie mów teraz, proszę!- popatrzyłam w jego oczy, na co on jedynie przytaknął i wyszedł.
Teraz trzeba robić wszystko, aby chociaż spróbować normalnie funkcjonować. Poszłam wziąć prysznic z nadzieją, abym mogła zapomnieć, choć na chwilę. Nic z tego. Po kilkunastu minutach wyszłam spod prysznica, wytarłam ręcznikiem swoje ciało, ubrałam się. Wzięłam słuchawki, okulary i wyszłam na dwór. Chłopcy robili już drugi trening, na plaży. Podeszłam w ich stronę. Byli tacy młodzi, szczęśliwi. Jeszcze nie raz będę łamać dziewczynom ich serca. Usiadłam na kocu i włączyłam najnowszą play listę i zagłębiłam się w słowa piosenki. Nagle poczułam szturchnięcie w ramię. Zobaczyłam Stefana:
- Chciałbym cię przeprosić za dzisiejszy ranek.- zrobił smutne oczy, wiedziałam, że się przejął.
- Nie masz co się winić, był u mnie Gregor i wszystko mi wyjaśnił!- próbowałam się uśmiechnąć, choć chyba mi to nie wyszło.
- O co chodziło z tą sytuacją spod hotelu?- wiedziałam, że zapyta.
- Nic, miałam gorszy dzień!- uśmiechnęłam się, choć w duszy krzyczałam. Tak bardzo chciałam mu powiedzieć o wszystkim, ale nie, będę silna. Po kilku godzinach wszyscy udaliśmy się w stronę hotelu, a ja od razu poszłam z trenerem porozmawiać o zaistniałej sytuacji.
- Mam do trenera sprawę.
- Słucham cię!- usiadł z uśmiechem na ustach na krześle.
- Po zgrupowaniu kończę z tym wszystkim. Musi mnie trener zrozumieć.
- Ale co się Vicky stało?- zapytał z troską podchodząc do mnie.
- To wszystko wymknęło się spod kontroli. Ja jestem Heinz w ciąży ze Stefanem. Nie mogę niszczyć mu kariery! On jest jeszcze taki młody, utalentowany. Wygrał kryształową kulę! Drzwi do świata skoków stoją przed nim otworem. Nie mogę mu tego wszystkiego zabrać!
- Ale on musi znać prawdę, gdy wyjedziesz z nim będzie coraz gorzej. Uwierz mi, wiem to na swoim przykładzie.
- On ma wspaniałych przyjaciół. Zapomni i to szybko.
- Jeśli coś będziesz chciała, aby ci pomóc. Zawsze ci pomogę, pamiętaj!
- Bardzo dziękuję. Myślę, że na tym zakończymy naszą współpracę. Załatwię kogoś na zastępstwo po zgrupowaniu. Na pewno nie zostawię was samych.- uśmiechnęłam się, a w tym momencie podszedł do mnie i mnie przytulił.
- Zawsze będziesz dla mnie mała córeczką. Zawsze traktowałem cię inaczej niż twoich braciszków. Może dlatego, że byłaś inna.- uśmiechnął się.
- Dziękuję za wszystko!- uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju. Wszystko załatwione. Zadzwonię do Fabiana, aby mnie zastąpił i do Marinusa, muszę mu zadać kilka pytań.
Gdy byłam już w pokoju zadzwoniłam do Fabiana. Obgadałam z nim wszystkie sprawy i obiecał się pomóc. Teraz Marinus. Kilka sygnałów i usłyszałam jego głos:
- Halo, słucham?
- Hej, nie zbudziłam cię?
- Nie, właśnie wstałem. Co tam u ciebie?- zapytał.
- Nie dzwonię, aby rozmawiać o jakiś bzdetach. Moje mieszkanie w Niemczech, nadal stoi nie zamieszkane?
- Tak, a co wracasz? Tak i mam prośbę, mógłbyś dać mi Andiego?
- Tak, ale po co ci on jeżeli masz mnie?
- Nie oszukujmy się! Nadal ci nie wybaczyłam za ostatni wybryk. Straciłam do ciebie zaufanie Kraus!
- Dobrze, już go daje!- powiedział zrezygnowany.
- Vicky?! Gdzie ty się młoda podziewasz?- zapytał uradowany Andreas.
- Aktualnie jestem w Turcji, masz może teraz czas?
- Tak, a co?
- Wejdź na skype, a tam dokończymy rozmowę.
- Już wchodzę!
Rozłączyłam się i włączyłam laptopa. Zalogowałam się i zaraz zadzwoniłam do Andreasa:
- Przytyłaś!- zaśmiał się.
- Wiesz co?! Dzięki! Zapamiętam to sobie!
- Tęskniłem.- powiedział.
- Ja też. Muszę ci coś powiedzieć.
- No dawaj. Od razu mówię, nic mnie nie zdziwi już dzisiaj. Słuchaj muszę ci coś powiedzieć. Dzisiaj po treningi Markus pił piwo nosem, a Wank jadł smażone karaluchy, fuj. No dobra teraz ty! - myślałam, że wybuchnę śmiechem. Tęskniłam za tymi nieudacznikami. Zaraz się otrzęsłam i zaczęłam mówić.
- Ja... Ja... Ja jestem w ciąży Andreas! I musisz mi pomóc!- zobaczyłam jak jego wyraz twarzy zmienia się. Złość? O tak, widziałam, że jest zły, jednak pomału się rozluźniał.
- W czym mam ci pomóc?- zapytał.
- Nikt nie może się dowiedzieć, rozumiesz? Nikt. Po zgrupowaniu wracam do Niemiec. I tu mam prośbę. Mógłbyś wynająć ekipę malarzy, aby wyremontowali mi dom? Jeszcze zamówię parę mebli, gdybyś mógł je odebrać.
- Jasne, pomogę ci. Stefan wie?
- Coś ty, nie chcę niszczyć mu kariery. On jest za młody.- odpowiedziałam z płaczem.- Marinus też się nie może dowiedzieć. Tylko ty, Gregor i Heinz wiecie o ciąży i niech tak zostanie.
- Nie wiem, czy postępujesz dobrze, ale pomogę ci. Zawsze będziesz dla mnie małą siostrzyczką.- uśmiechnął się.
- Dziękuję, że jesteś!
- No to kiedy wracasz?
- Za 14 dni kończy się zgrupowanie, więc za 3 tygodnie powinnam być już w Niemczech i proszę cię. Nie mów nikomu.
- Dobrze, możesz na mnie polegać!- uśmiechnął się.
- Dobra będę lecieć! Do zobaczenia!- posłałam mu całusa i się rozłączyłam. Posprawdzałam wszystkie strony i poszłam na stołówkę na kolację. Wzięłam swoją porcję i i usiadłam przy stoliku, przy którym jeszcze nikogo nie było. Jadłam powoli. Nie chciało mi się za bardzo, ale w tym stanie musiałam coś jeść. Do posiłku dołączyłam sałatkę owocową z jogurtem naturalnym, a wszystko popiłam sokiem pomarańczowym. Na dzisiaj chyba wystarczy. Pomyślałam. Odstawiłam sztućce i wstałam od stołu. Na korytarzu minęłam chłopaków. Rzuciłam ciche smacznego i wyminęłam ich. Będzie mi ciężko się z nimi rozstać, ale trzeba.

Nowy dzień:
Wstałam jak zawsze o siódmej. Te wszystkie czynności zamieniały się już w niekończącą się monotonność. Ale nie długo to się zmieni. Nie będzie tak, jak kiedyś. Nie spałam całą noc. Rozmyślałam o wszystkim. Z jednej strony chcę zniknąć, ale po co mam później wracać, jak wiem, że nie będę miała dla kogo. Muszę się cieszyć z tego co mam. Nie będę się przejmować, jak będzie później. Wyszłam z łazienki, nałożyłam na gołe ramiona reprezentacyjną bluzę i wyszłam na śniadanie. Usiadłam koło Gregora, który się tylko uśmiechnął. Wzięłam, jak zwykle przygotowane przez Stefana kanapki i je zjadłam. Zjadłam 4, a nadal byłam głodna. Nałożyłam sobie jeszcze dwa rodzaje sałatek, które popiłam sokiem. Nadal czułam mały głód, ale nie jadłam już więcej. Podziękowałam i wyszłam. W korytarzu złapał mnie Stefan:
- Coś się stało?
- Nie, a co się miało stać?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Od przyjazdu mnie unikasz.
- Nie Stefan, to nie tak.
- A jak?- widziałam, że się złości. Nie mogę mu powiedzieć.
- Nie teraz.- chciałam go zbyć.
- A kiedy? Proszę powiedz mi!- złapał mnie za nadgarstki.
- Kocham cię.
- Vicktoria, ja też cię kocham, ale powiedz, co się dzieje ?- zauważyłam, że się martwi.
- Kiedyś będziemy się z tego śmiać, kiedyś...- popatrzyłam zaszklonymi oczami na jego klatkę piersiową.- Kiedyś na pewno.
Ominęłam go i poszłam do pokoju, a on nadal tam stał. Rozpłakałam się. Płacz od dzisiaj jest moim najlepszym przyjacielem. Poprawka, zaprzyjaźniłam się jeszcze z kłamstwem i smutkiem.
Usiadłam na skrawku łóżku. Nie minęła jeszcze połowa, a ja chcę już wracać. Trzeba się w końcu ogarnąć. Wzięłam laptopa, którego włączyłam. Wpisałam stronę z dziecięcymi rzeczami. Na pierwszy rzut padł wózek. Od razu w oko wpadł mi zaprojektowany na taki, jaki był w starych czasach. Do tego komponowała się zielona kołyska. W zestawie były jeszcze kremowe meble. Wyprzedaż trwa do jutra. Kliknęłam dodaj do koszyka. Kilka chwil i zatwierdzono zakup. Napisałam do Andreasa, że ma niedługo odebrać przesyłkę. Wyłączyłam laptopa i usiadłam na fotelu. Złapałam się za brzuch i w myślach sobie powiedziałam
- Będę walczyć. Będziemy walczyć!
Wzięłam telefon i wyszłam z pokoju. Udałam się do Gregora i Stefana. Zapukałam w drzwi, które zaraz otworzył mi Manuel.
- Przepraszam jest Stefan?
- O dobrze, że jesteś wchodź!- złapał mnie za rękę i wciągnął do pokoju. Nie zdążyłam zapytać po co, kiedy zobaczyłam Gregora z niebieskimi włosami.
- Co tu się dzieje?
- Gregor chciał przejść metamorfozę. Założył się ze mną o kratę piwa, że nie pomaluje włosów na niebieski. Jednak się pomyliłem.- zaśmiał się Andreas.
- Ale nie powiem z niebieskim ci do twarzy!- zaśmiałam się.
- Tylko jest jeden problem. Jesteś nam potrzebna.- dokończył Manuel.
- No słucham!
- Tego cholerstwa nie da się zmyć!- odezwał się Gregor.
- Ale jak to nie da?- zapytałam.- Pokażcie mi opakowanie.
Wzięłam do rąk, jakąś chińską podróbkę szamponetki.
- Wy czytać nie umiecie?! To się zmyje po 8 myciach!- zaśmiałam się z ich głupoty.
- Ale jak ja teraz pójdę do klubu? Mieliśmy dzisiaj iść wyrywać lasie!- powiedział ze łzami w oczach Gregor.
- Z tobą Smerfie, nigdzie nie idę. Chyba, że będziesz szedł 50 m za mną i nie będziesz się do mnie przyznawał.- zaśmiał się Kofler.
- Na drugi raz załóżcie się o coś normalnego!- powiedziałam ze łzami w oczach od śmiechu.- Wyobrażam sobie reakcję trenera. A mówią, że to Didl największy przypałowiec!- dodałam.
- Weźcie coś zróbcie!- zapłakał Gregor.
- Myj włosy może coś to da. Tylko strasznie je zniszczysz.- powiedział Stefan.
Po kilku umyciach, włosy Gregora wracały do normalności. Nadal nie wierzyłam, że wpadli na tak głupi pomysł. Stefan zaprosił mnie na spacer. Chętnie skorzystałam.
Szliśmy w ciszy, nagle odezwał się.
- Masz jakieś plany na przyszłość?- zapytał.
- Nie planuję przyszłości, bo wiem, że życie ułoży je tak, jak ono zechce. - odpowiedziałam.
- A jestem w nich ja?- zapytał z uśmiechem.
- Na pewno jesteś!- po moim policzku uroniła się jedna słona łza.- Chciałbyś mieć w przyszłości dzieci?- dodałam.
- Kiedyś na pewno, ale to za kilka lat. Gdy skończę karierę, bo nie chcę, aby wychowywało się bez ojca.- a moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Kiedyś, kiedyś,kiedyś. Cały czas dudniało mi w uszach słowo kiedyś. Szkoda, że kiedyś to teraz. - A ty?
- Marzę o spokojnej rodzinie, która będzie mieszkała w domku w górach. Córeczka będzie przychodzić do mnie ze złamanym sercem, a synek z nową panną albo ze złamaną kończyną ze skoku. W kominku będzie paliło się, a nad nim będą zdjęcia całej rodziny. W rogu będzie spał smacznie pies o imieniu Lucky. Tak sobie to wszystko wyobrażam.- uśmiechnęłam się patrząc w morze.
- Kobieto, gdzie ty wcześniej byłaś?- zapytał za śmiechem. - Jesteś moim ideałem.
- Tylko twoim!- pocałowałam go w usta. Nie długo już nie poczuję jego ciepłych ust, słów pocieszenia, które wypowiadał, jego szczelnego uścisku, w którym uchroni cie przed każdym złem. Będę sama. Ale z własnego wyboru?

                                                                 ( Stefan )
Siedziałem w pokoju i czytałem wszystkie komentarze i wiadomości od fanów. Nie które naprawdę były śmieszne. Nie mogłem uwierzyć, że wygrałem kryształową kulę, o którą każdy się bije. Wiedziałem, że dam radę. Nie poddałem się.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Gregor nie za bardzo się kwapił, aby zobaczyć kto się dobija. Powolnie podniosłem się z łóżka. Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazał się Koffi:
- Zbierać się panny! Idziemy podbijać świat!- powiedział.- No i oczywiście kobietki.- dodał z uśmiechem.
- Przecież ty masz już patnerkę.- powiedziałem dziwnie na niego patrząc.
- Oj raz na jakiś czas można zrobić skok w bok.
- I mówią, że to ja jestem dziwny.
- No to ubierać się już. Czekam o 22.00 pod hotelem. Tylko cicho wychodźcie!- zmroził nas wzrokiem i poszedł. Nie dziwię mu się. Rok temu, gdy wybieraliśmy się do klubu, wielkie fanki Gregora zaczęły piszczeć i trener nas nakrył. Największe lanie dostał wtedy właśnie Andreas, jako główny organizator wyjścia. No, ale czasami tak bywa.
Ubrałem ciemne szorty, do tego błękitną koszulkę i białe trampki. Wyszedłem z pokoju i poszedłem po Vicky. Zapukałem w drzwi,które zaraz mi otworzyła. Wyglądała tak pięknie, choć normalnie.
- Pięknie wyglądasz!- tylko to zdołałem powiedzieć. Dostałem całusa w policzek wyszliśmy cicho z hotelu. Na zewnątrz byli już wszyscy, nawet Gregor. Biedaczek nałożył kapelusz, bo farba nie do końca się jeszcze zmyła. Odezwaliśmy się do siebie, dopiero, jak odeszliśmy nie cały kilometr od hotelu:
- To gdzie idziemy najpierw?- zapytał podekscytowany Gregor.
- Może klimat latino?- zapytałem.
- Ja tam wolę disco-polo i te sprawy-. Odpowiedział Kofler.
- To uderzamy do Yellow.- powiedzieliśmy wszyscy zgodnie.
Gdy wchodziliśmy do klubu, okazało się, że był to ten sam, w którym byliśmy dwa lata temu. Przyznam się bez bicia. Nie mam z nim najmilszych wspomnień, ale jak się bawić, to na całego. Ulokowaliśmy się w rogu sali. Zamówiliśmy same specjały klubu. Po kilku minutach nasze zamówienie było już gotowe.
- Ty nie pijesz?- zapytałem Vicky, która brała szklankę z sokiem. Zobaczyłem jej zmieszaną minę.
- Ktoś musi nad nami czuwać.- powiedział  Gregor patrząc na Vicky.
- Tak to najlepszy pomysł. - powiedziała dziewczyna.
Bawiliśmy się świetnie. Choć procenty uderzyły już nasze głowy, nadal nieustannie piliśmy alkohol.
- Może byście już skończyli? Zaczynacie wyglądać jak żule.- powiedziała.
- Oj nie przesadzaj. Już idziemy!- powiedział Gregor. Gdy chciał wstać, potknął się o swoje nogi i upadł pod nogami młodego chłopaka.
- Koleś uważaj jak chodzisz!
Pomału pomogliśmy mu wstać. Całą grupką wyszliśmy z klubu i udaliśmy się w stronę hotelu. Gdy byliśmy już w drzwiach Manuel krzyknął:
- Idziemy się kąpać!- i wskoczył do hotelowej fontanny. Próbowaliśmy go wyciągnąć, lecz nie udało nam się. Po chwili przybiegli ochroniarze, a po pięciu minutach zawitał trener.
- W końcu  was znalazłem!- krzyknął cały we złości.
- Oj trenerze, niech trener tak nie dramatyzuje wypiliśmy tylko po jednym drinku!- wymamrotał Andreas.
- Jutro z rana porozmawiamy, a teraz marsz do swoich pokoi i nie pokazywać mi się na oczy!- wszyscy poszliśmy posłusznie do pokoi. W połowie zgubiłem Vicky. Dostałem wiadomość, że jest już u siebie. Poczyniłem to samo i po chwili byłem z Gregorem w naszym dotychczasowym lokum.
Runąłem na łóżko i zasnąłem tam szybko, jak się w nim znalazłem.

Dzień wyjazdu z Turcji:
                                                        ( Vicky )
Dzisiaj wyjeżdżamy z tego raju. Mam zmienne uczucia. Cieszę się, że wyjeżdżamy, ale to koniec. Już więcej ich nie zobaczę. Może lepiej cofnąć decyzję, ale... Nie będzie lepiej, jak zniknę. Dla mnie już nie ma tu miejsca. Powolnie wstałam z łóżka i poszłam na stołówkę, gdzie zaraz trener miał wygłosić komunikat.
Gdy weszłam, każdy już siedział przy stole z tęgimi minami. Może dlatego, że w ostatnią noc, zachciało im się balować. Nie mogli wyjść z hotelu po ostatniej libacji, to klub przyszedł do nich.
Usiadłam między Gregorem, a Thomasem. Po chwili Heizn zaczął wygłaszać swój monolog:
- Chciałbym podziękować wam wszystkim za te wspaniałe kilkanaście dni, które mogłem z wami przepracować. Mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej. Straty, jakie tutaj nabyliście są niewyobrażalnie duże, ale postanowiłem przymknąć oko na wasze skoki w bok. Oczywiście musicie sami zapłacić za zniszczenie drogocennego obrazu - tu popatrzył na Koflera.- Zniszczenie ogrodu, przez jazdę po pijaku,- zmierzył wzrokiem Thomasa.- I oczywiście zapłacić za czyszczenie basenu, po tym jak wrzuciliście tam ryby ze stawu i wylaliście niebieski atrament! Nie wiem, co wam wpadnie do głowy za rok, ale już zaczynam się bać!- zaśmiał się.
- Oj trenerze, my się tylko umiemy fajnie bawić!- powiedział Gregor.
- Ty się już Smerfie nie odzywaj. Radziłbym ci ściąć włosy! No dobrze, zabierajcie walizki i spotykamy się za 15 minut pod hotelem.- powiedział Trener i odszedł.
Poszłam do swojego pokoju. To już koniec. Jutro zaczynam nowe życie.  Poprawka zaczynamy. Mimowolnie się uśmiechnęłam łapiąc się za brzuch. Przez te kilkanaście dni uświadomiłam sobie, że
dobrze robię, znikając z ich życia. Za dużo mogłoby się wydarzyć.
Wzięłam dwie walizki, gdy miałam brać już ostatnią w progu drzwi ukazał się Gregor:
- Pomogę ci, nie powinnaś w tym stanie tyle dźwigać.- zabrał ode mnie torby.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się.
- Pamiętaj, że masz do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Zrozumiano?!
- Tak jest tatusiu!
- A teraz choć, już wszyscy czekają na nas.
Ostatni raz popatrzyłam na plażę i wyszłam z pokoju. Zjechaliśmy windą na dół i wyszliśmy na zewnątrz, gdzie czekał już na nas kadrowy bus. Usiadłam na samym tyle, razem ze Stefanem. Oparłam się o jego ramiona i tak leżeliśmy. Po kilku minutach byliśmy już na lotnisku i wsiadaliśmy do samolotu. Usiadłam między Gregorem, a Stefanem. Byłam strasznie zmęczona, więc nie minęła chwila, a już spałam.
Obudziło mnie szturchanie w ramię. Otworzyłam leniwie oczy. Każdy stał nade mną:
- Myśleliśmy, że się już nie obudzisz!- powiedział przejęty Thomas.
- Jesteśmy już?- zapytałam ocierając zaspane oczy.
- Właśnie lądujemy.- odpowiedział z uśmiechem Stefan.
Gdy stewardesa poprosiła o zapięcie pasów i samolot przygotowywał się do lądowania, mój obiad chciał opuścić mój żołądek, jednak po chwili mdłości minęły. Po 15 minutach byłam już przy samochodzie. Pożegnałam się z chłopakami. Ostatni raz ich widzę. Na końcu przytuliłam Gregora:
- Pamiętaj masz dzwonić, wyszeptał mi do ucha.
- A ty masz go chronić!- odpowiedziałam ze łzami w oczach.
- Czuję się zazdrosny!- podszedł do nas Stefan.
- Oj nie przesadzaj kochanie!- pocałowałam go w usta. Ostatni raz smakuję jego ust. Ostatni raz widzę jego uśmiech. Wsiadam do samochodu i zaczynam płakać. Macham im na odchodne i wyjeżdżam z parkingu. Po chwili znajduję się w mieszkaniu. Zabieram wszystkie swoje rzeczy. Szybko pakuję je do samochodu. Na końcu wyciągam kartę z telefonu i wsadzam nową. Ostatni raz zerkam na swoje dotychczasowe lokum i wychodzę. Wsiadam do samochodu i opuszczam znane mi dotąd miejsce.





Witam! Spodziewaliście się takiej akcji? Zadziwiłam nawet samą siebie.
Myślę, że przypadnie wam ten rozdział do gustu, choć dla mnie ujdzie w tłumie.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. One na prawdę pomagają :*
Dziękuję za wszystko :*
To do następnego, czyli może za tydzień ;)

poniedziałek, 9 marca 2015

10. ,, Wszystko wraca na swoje tory...''


                                                                             ,, Kochać to zgadzać się na to,
                                                                 By starzeć się z drugim człowiekiem...''
                                                                                         - Albert Camus



                                                    ( Vicky )
Kolejny ranek budzę się z nadzieją, że to był tylko głupi sen, z którego zaraz się obudzę. Rzeczywistość jednak nie jest dla mnie łaskawa. Czuję jakbyś był blisko mnie, ale zarazem jesteś tak daleko. Ostatnio widziałam cię szczęśliwego... Znalazłeś dziewczynę. A ja? Siedzę całymi dniami na fotelu, otulona kocem i piję gorącą czekoladę. Dzisiaj postanowiłam, że to się zmieni. Nie mogę się wiecznie nad sobą użalać. Jeszcze kiedyś będziemy razem. Kiedyś...

 Dzisiejszy dzień zapowiadał się ciekawie. Umówiłam się z Gregorem w klubie. Ostatnio stał się moim powiernikiem. Opowiadał mi wszystko z życia Krafta. A Phillip? Wyjaśniliśmy sobie kilka rzeczy. Oddaliliśmy się od siebie, ale czasami wpada z kolegami z kadry.
Ubrałam się w czarną, koronkową sukienkę, a do tego czerwone szpilki. Zrobiłam lekki makijaż, nie lubiłam mocnych. A usta pomalowałam pod kolor butów. Wzięłam płaszcz, torebkę i wyszłam na dwór, gdzie czekał już na mnie Gregor. Wsiadłam do jego samochodu i po kilku minutach byliśmy w klubie. Już w oddali czuć było zapach papierosów, alkoholu i potu. Było jeszcze wcześnie, ale klub był już cały zapełniony. W każdym kącie stała jakaś para, która się całowała. W oddali zobaczyłam Stefana. Chciałam podbiec i go przeprosić, jednak doszłam do wniosku, że to nie miałoby najmniejszego sensu. Usiedliśmy przy stoliku, na przeciwko Niego. Nie widział nas, bo siedział do nas odwrócony plecami. Zamówiliśmy po drinku i poszliśmy tańczyć. Próbowałam zwrócić jego uwagę, jednak on cały parzył się w jej oczy i trzymał jej rękę. Wyglądali na takich szczęśliwych. Stanęłam w osłupieniu, gdy zaczęli tańczyć przytuleni. Poszłam w stronę baru. Usiadłam koło niewysokiego blondyna. Zamówiłam swojego ulubionego drinka. Nie chciałam się upić, jak ostatnio, bo to nie ma najmniejszego sensu.
- Chłopak cię zdradził?- usłyszałam głos w moją stronę.
- Thomas? A co ty tu robisz?- zapytałam z uśmiechem.
- Tak samo, jak ty siedzę i użalam się nad sobą.
- Ty chociaż masz dla kogo żyć.- odpowiedziałam wpatrując się w kieliszek.
- Ej weź przestań! Jesteś piękną,miłą, kochającą, utalentowaną dziewczyną. Nie jednemu będziesz łamać jeszcze serca. Jak nie ten to inny. A teraz chodź!- wziął mnie za rękę.
- Gdzie?- zapytałam.
- Zobaczy, co stracił!
Akurat leciała energiczna muzyka. Stanęliśmy koło ich stolika, tak aby mógł nas zobaczyć. Nie wiedziałam, że tak szybko zwróci na nas uwagę. Widziałam te jego czekoladowe oczy, mięśnie, które napinały się na całym ciele. Wstał i podszedł w naszą stronę.
- Przepraszam, odbijamy! - powiedział z uśmiechem.
Morgi podał mu moją rękę z triumfującym uśmieszkiem. Przybliżył się na niebezpieczną odległość. Mogłam poczuć jego ulubione perfumy, które działały na mnie, jak nikt inny. Złapał mnie jedną ręką za plecy, a drugą twarz. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Wiedziałam, że cierpi. Zmizerniał na twarzy. Nie był szczęśliwy.
- Tęskniłem...- szepnął.
- Ciii...- oparłam kciukiem jego usta.
Nie wiedziałam, jak szybko to się stało, ale po chwili byliśmy już w samochodzie. Po kilku minutach byliśmy pod jego mieszkaniem. Szybkim krokiem wpadliśmy do środka. Nawet nie zauważyłam,  kiedy byliśmy już pozbawieni ubrań. Później wszystko działo się zbyt szybko. Będę tego żałować.


                                                        ( Stefan )
Obudziłem się w swoim mieszkaniu z nią. Spała tak słodko, niewinnie. Jej skóra, nadal była przesiąknięta perfumami. Mógłbym budzić się tak codziennie. Jej włosy owijały jej ramiona. Jeszcze kilka dni temu jej nienawidziłem, a teraz? Teraz ją kocham, nie pozwolę, aby była z kimś innym szczęśliwa. Wstałem i podszedłem do okna. Można było z niego podziwiać góry i okolice. Zauważyłem, że się obudziła. Podszedłem i ją przytuliłem. Brakowało mi tego i to mocno. Nic nie mówiła.
- Powiesz coś?- zapytałem.
- To za szybko Stefan się stało.
- Ale się stało.
- Najlepiej będzie, jak pójdę. Ty masz dziewczynę.- przypomniała mi o Katherine.
- Której nie kocham.
- Stefan, nie mów tak.- odpowiedziała ze łzami w oczach.
- Czego mam nie mówić? Że jej nie kocham, bo kocham tylko ciebie?
Podszedłem i ją z całej swojej siły przytuliłem. - Nie przeżyję, jeśli kolejny raz mnie zostawisz.- wyszeptałem jej do ucha.
- Ale my się cały czas kłócimy, jak pogodzimy.
- Teraz będzie lepiej.- uśmiechnąłem się.
- Obiecaj mi coś, dobrze?
- Dobrze.
- Tylko mnie kochaj.- pocałowałem jej usta.
 Dzień minął jak co dzień. Dom, trening, dom. Dzisiaj postanowiliśmy wybrać się na kręgle całą kadrą wraz z trenerem. Oczywiście nie obyło się bez żadnych wpadek. Gregor założył się z Didlem, kto pierwszy zbajeruje kelnerkę, która siedziała przy barze. Okazało się, że pani lubi starszych mężczyzn i dała im obydwojgu kosza.
- Wiecie, że za kilka dni wyjeżdżamy do Turcji. Tym razem nie chcę żadnych skandali. Zrozumiano!?- popatrzył głównym wzrokiem na Thomasa.
- Ale dlaczego tylko trener na mnie patrzy?- zapytał obrażony Diethart.
- Bo to nie ja rozwaliłem prawie pół hotelu!- wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- Ale to była wina tego dzieciaka!- próbował się bronić.
- No dobrze, wszyscy ci wierzymy!- poklepałem go po plecach
- No dosyć tego dobrego. Dzisiaj wyjeżdżamy do Kuopio, a później Turcja - Nadchodzimy!- krzyknął trener i podniósł szklankę z skokiem. Jeszcze się nie zorientował, że Gregor z Manuelem, zamiast soku mają drinki.Nasz dziadziuś musi się jeszcze wiele nauczyć.

Dzień wyjazdu do Turcji :

                                                         ( Vicky )
Pakowałam już ostatnią walizkę do czarnego bmw, kiedy poczułam wibracje telefonu w kieszeni.
Wyciągnęłam go, odblokowałam wyświetlacz, a moim oczom ukazało się zdjęcie Marinusa.
- Halo?!- odpowiedziałam obojętnie.
- Hej Vicky, jak tam u ciebie?- zapytał.
- Dopiero teraz się pytasz, jak u mnie? Myślałam, że jesteśmy rodzeństwem! Mówiłeś, że będziesz mnie wspierać. Ja już nie mam brata. Dopiero po kilku miesiącach dzwonisz i pytasz mnie, co tam u mnie? Nawet obcemu chłopakowi się wygadałam, bo ty nie miałeś dla mnie czasu!
- Vicky posłuchaj mnie!- przerwał mi.
- No co?!- krzyknęłam do telefonu.
- Phillip miał wypadek!- dopiero po chwili dotarł do mnie cały sens tej wypowiedzi.
- Ja... Jak... to? - wydukałam
- Nie wyrobił się na zakręcie.
- Jadę do niego!
- Czekaj, wiem, że wylatujecie dzisiaj do Turcji, ale on właśnie nie chciał żebyś przyjeżdżała do niego.
- A skąd ty to wszystko możesz wiedzieć.
- Muszę ci coś wyznać. Ja...- przerwałam mu
- No wyduś to wreszcie z siebie!
- Ja go wynająłem, aby był przy tobie. Nie chciałem abyś była z tym Kraftem. Wszystko się skomplikowało, gdy on się w tobie zakochał i chciał ten układ unieważnić. Gdy wracał ode mnie, miał wypadek.- gdy to powiedział, moje życie legło w gruzach.
- Jak mogłeś?! Nie możesz się już nazywać moim bratem. Od dziś, ja nie mam brata!
Rzuciłam telefonem o siedzenie. Usiadłam za kierownicę i udałam się w stronę lotniska. Próbowałam się uspokoić, jednak nic mi nie pomagało. Wyciągnęłam z bagażnika torby i udałam się w stronę chłopaków. Powiedziałam tylko ciche cześć i udałam się w stronę odprawy. Po chwili ruszyli za mną. Po odprawie wsiedliśmy do samolotu i czekaliśmy na start. Setafan z Gregorem chcieli zacząć rozmowę, jednak ja tylko zaszczycałam ich spojrzeniem. Usiadłam między nimi. Oparłam głowę o Krafta tors i próbowałam zasnąć. Po chwili mi się to udało.
Poczułam lekkie szturchnięcie.
- Już jesteśmy śpiąca królewno.- powiedział Stefan, po czym pocałował mnie w czoło.
Gdy wyszliśmy z lotniska, każdy zaczął ściągać swoje ubrania. Thomas z Michaelem podciągnęli sobie spodnie robiąc rybaczki, jednak bojąc się, że spalą sobie nóżki nie będąc jeszcze na plaży, podciągnęli sobie do kolan skarpetki. Do tego podwinęli sobie bluzki i nałożyli olbrzymie kapelusze. Myśleliśmy, że padniemy ze śmiechu.Po kilku minutach marudzenia, bo oczywiście z lotniska musieliśmy iść piechotą do hotelu, dotarliśmy w końcu do swojego tymczasowego lokum. Hotel mieścił się jakieś pięćset metrów od hali treningowej i dwieście metrów od plaży. Takie warunki pracy to ja uwielbiam!
Po rozdaniu kluczyków do pokoju, każdy poszedł w swoją stronę. Na szczęście pokój miałam sama. Moja choroba lokomocyjna dała o sobie znak. Szybko znalazłam się w łazience i moja zawartość śniadania była już na zewnątrz. Umyłam twarz i uczesałam włosy. Usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko się ogarnęłam i poszłam otworzyć. Moim oczom ukazał się Gregor:
- Słyszałaś?!- krzyknął wpadając mi do pokoju.
- Co się stało?- zapytałam.
- Sjoeen miał wypadek.
- A to słyszałam.
- A...
- Też słyszałam, że go mój kochany pożal się Boże, braciszek go wynajął.
- Co z tym teraz zrobisz?- zapytał siadając na łóżku.
- Na razie?- zapytałam, a on przytaknął.-  Na razie to ja się zamierzam dobrze bawić i się nimi nie przejmować. Teraz chyba obiad prawda?
- No właśnie, w tej sprawie też jestem. Jadłaś coś dzisiaj?
- Śniadanie.
- Jest 16.00, o której śniadanie dzisiaj jadłaś?
- Przed wylotem.- odpowiedziałam, wiedziałam, że zaraz dostanę kazanie.
- Wylot mieliśmy o siódmej rano. Ty się dobrze czujesz?- zapytał podbiegając do mnie i złapał moją głowę.- No gorączki nie masz.
- Nie martw się to tylko jakieś zatrucie.
- Zatrucie, czy...??- poruszył zabawnie brwiami.
- Nie, jeszcze nie zostaniesz wujkiem.
- Ale jak coś, to ja chcę pierwszy wiedzieć.
- Dobrze!- uśmiechnęłam się.- A teraz chodź na dół coś zjeść, bo nic nie zostawią te sępy dla nas.- wzięłam go za rękę i wyprowadziłam z pokoju.


Wieczór:
- Stefan mógłbyś podać mi te kartki?- zapytałam wskazując palcem na stos plików położonych na stoliku.
- Kiedy skończysz? - zapytał.
- Za chwilę!- uśmiechnęłam się.
- Mówisz już tak od dwudziestu minut.
- To poczekaj kolejne dwadzieścia i wyjdziemy.
- O nie!- stanął. Podszedł do mnie i wziął na ręce.- Jeśli nie chcesz iść, to muszę cię siłą zaprowadzić.
Kopniakiem otworzył drzwi i tak samo je zamknął. Przerzucił mnie przez ramię, a ja zaczęłam go bić. Wiedział, że tak nie lubię z nim chodzić.
- Jeśli się uspokoisz to cię puszczę!
- Zapomnij zmarnować taką okazję?- zaśmiałam się, a on mnie w tej chwili puścił. Przede mną ukazała się plaża. Rozłożył koc, z koszyka wyciągnął koc.
- Zapraszam!- powiedział.
Usiadł, po czym zrobiłam to samo. Uwielbiam szum morza, odgłosy uderzających fal o plażę. Ale jednak bardziej kocham góry. Tam czuję się, że jestem wolna. Niebo było pełne gwiazd. Gdzie, nie gdzie przechadzały się jeszcze zakochane pary. Po prostu żyć, nie umierać.
Po kilku godzinach rozmowy i leżenia udaliśmy się w stronę hotelu. Odprowadził mnie pod same drzwi, gdzie złożył mi delikatny pocałunek i przytulił. Później nasze drogi się rozeszły, a ja gdy wpadłam do pokoju od razu zwymiotowałam. Nie wiem, czy to były nowe perfumy Stefana. Były strasznie drażniące, czy sałatka. Nie za bardzo lubiłam oliwki. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Jutro czeka mnie pracowity dzień z tymi księżniczkami.

            

Witam z nowym rozdziałem. Myślę, że przypadnie wam do gustu :* Chyba nie spodziewaliście się, że tak namieszam. Ale to początek radości, choć nie będzie trwała długo.
Przepraszam, że tak późno, ale zachorowałam. Leżałam i nie dawałam oznak życia przez 3 dni. Prawie cały czas spałam, ale pomału wszystko wraca do normy.
Czekam na wasze sugestie, co do tego rozdziału.
Jak zauważyliście dodałam nową zakładkę. Myślę, że się wam przyda.
To do następnego kochani :*