poniedziałek, 30 marca 2015

13. ,, Chciałabym cofnąć czas...''



                                                              „Miłość nie polega na tym, 
                                                                   aby wzajemnie sobie się przyglądać, 
                                                               lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku.”
                                                                                        

                                                                                         Antoine de Saint-Exupéry



                                                          ( Vicky )
Obudziłam się w szpitalu. Przestraszyłam się, bo nie było nikogo znajomego. Nie mogłam sobie przypomnieć, co musiałam zrobić, aby wylądować na sali.
- Przepraszam, co się stało?- zapytałam ochrypłym głosem.
- Zaraz przyjdzie lekarz i wszystko pani wyjaśni.- powiedziała z uśmiechem pielęgniarka. Popatrzyłam za szybę, gdzie stał Welli i Gregor. Pomachali mi, a ja jedynie się uśmiechnęłam. Mój organizm był przemęczony. Po chwili do sali, w której przebywałam sama, przyszedł lekarz. Miał około 40 lat. Z pozoru wydawał się miły.
- Dzień dobry! Nazywam się Martin Pascal, jestem ordynatorem tego oddziału. Wczoraj niespodziewanie pani zemdlała. Czy miała pani, przez ostatnie dni kontakt ze stresem?- zapytał.
- Niestety, ale tak. Mój...- zacięłam się, nie wiedziałam, jak ująć w słowa- ojciec mojego dziecka, wylądował w szpitalu, prze zemnie.
- W swoim stanie, powinna pani o siebie lepiej dbać.- jakbym nie wiedziała- Czy zażywa pani jakieś leki?
- Tak, ale to na wzmocnienie organizmu. Mam, niedobór niektórych witamin.- odparłam.
- Ostatnie badania wykazały, że pani ciąża jest zagrożona. Najlepiej by było, jakby pani przez kilka tygodni została u nas, a później leżała cały czas w domu.
- A, czy to konieczne?- zapytałam.
- Jeśli chce pani urodzić to dziecko, które trzyma pod swoim sercem, to koniecznie. Zaraz przyjdzie do pani pielęgniarka i zmieni kroplówkę. Potem zabierzemy jeszcze panią na badania.- odpowiedział i wyszedł, a za nim wszedł do sali Gregor z Marinusem.
- Jak się czujesz?- zapytał Kraus.
- Bywało gorzej.- odpowiedziałam cicho.
- Pewnie chcesz się zapytać o Stefana?- zapytał Gregor.
- Żyje?- chciałam usłyszeć to jedno słowo.
- Vicktoria oni robili wszystko co w ich mocy. Ale...- przerwałam Marinusowi.
- Ale nie żyje?- odpowiedziałam ze łzami.
- Żyje, ale jego stan jest krytyczny.- wtedy pozwoliłam, aby moje oczy wypuściły łzy, które zagnieździły się w powiekach.
- Kiedy będę mogła go zobaczyć?
- Vicky ty nas nie rozumiesz. On jest w śpiączce, nie może sam oddychać!- krzyknął Gregor.
- To wszystko moja wina.- odparłam i spojrzałam na okno. Wtedy poczułam, jak ktoś trzyma mnie za rękę:
- Nawet tak nie możesz mówić, rozumiesz?!- był to mój brat.
- Jak mam nie mówić, jak to prawda!- wyrywam rękę i krzyczę.- Wyjdźcie stąd!
- Vicky!- próbuje mnie uspokoić Gregor.
- Wyjdźcie stąd!- krzyczę po raz kolejny. Widzę, jak zrezygnowani opuszczają salę. Liczę do dziesięciu, aby chociaż się w minimalnym stopniu uspokoić. Teraz ode mnie będzie zależało, czy dam radę donosić ciążę.


                                               ( Gregor )
- Marinus musimy coś zrobić. Ja jej tego nie powiem.- mówię, siadając na krzesło.
- Trzeba coś wymyślić. Ona się załamie, jak się dowie!- krzyczy ze złością Kraus.
- Na razie nikomu nic nie mówmy, nawet trenerom i chłopkom. Oni wtedy będą patrzeć na niego z litością, a tego na pewno nikt by nie chciał.- zapada między nami cisza.
- Musimy ją chronić.- mówi ze łzami Marinus.
Siada koło mnie i zakrywa twarz dłoniami.

                                                        ( Phillip )
- Jesteś tego pewny, że się uda?- słyszę ciche głosy dobiegające z sali bilardowej. Po cichu podchodzę do drzwi i zadziwia mnie ten widok. Nie wierzę, że widzę ich razem. Podchodzę jeszcze bliżej, aby usłyszeć o czym mówią.
- Uwierz mi, ona jest taka głupia, że nawet nie zauważy nic.- odpowiada upijając łyk wody.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.- skądś znam ten głos, ale nie mogę sobie przypomnieć.
- Teraz chcesz się wycofać? Jednego już kochasia załatwiliśmy, na długo nie wróci do skoków.- śmieje się- Teraz czas wykończyć drugiego, jeżeli chcesz ją odzyskać.
- To zaczynamy!- mówi.
Pomału wstają, a ja chowam się za stołem. Mam nadzieję, że mnie nie zauważą.
Wyszli z sali i każdy poszedł w swoją stronę. Gdybym mógł zobaczyć kto to był. Muszę wyjechać do Niemiec. Muszę ostrzec Vicktorię. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wystukałem numer Fannemela:
- Halo?- słyszę cichy pomruk.
- Anders mam sprawę.- mówię.
- Człowieku! Wiesz, która jest godzina?
- Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje!- śmieje się.
- Zadzwoniłeś tylko po to, żeby mi o tym powiedzieć?- pyta ze złością.
- Nie. To sprawa życia i śmierci.- mówię już poważniejszym tonem.
- A to coś nie może poczekać do jutra?
- Zostałeś mi tylko ty!
- To gdzie mam przyjechać?- pyta.
- No widzisz, jak my się rozumiemy?- śmieję się - Zaraz ci prześle adres.
Rozłączyłem się i po chwili wysłałem adres miejsca, gdzie ma po mnie przyjechać. Wyszedłem na ulicę, gdzie się umówiłem z Andersem. Po kilku minutach przyjechał. Otworzyłem drzwi, a kule położyłem na tył samochodu.
- Co to jest za sprawa nie cierpiąca zwłoki?- pyta ziewając.
- Zawieź mnie na lotnisko.- odpowiadam całkiem normalnie.
- Stary ty chyba na mózg opadłeś!- śmieje się, ale widząc moją minę przybiera grobową minę. - No pochwal się, która to skradła serca Sjoeena?
- Otóż mój drogi, jeśli za chwile nie zawieziesz mnie pod lotnisko, trener się dowie, gdzie byłeś w nocy przed konkursem drużynowym w Falun. Nie będzie chyba zbytnio zadowolony!- uśmiecham się szyderczo.
- Dobra, już dobra!- zapala samochód i wyjeżdżamy z parkingu.
Teraz liczy się każda sekunda.

                                                              ( Vicky )
Leżałam tępo wpatrując się w sufit. Nikt nie chciał mi powiedzieć, co się dzieje ze Stefanem. Dzisiaj lekarz postanowił, że wypisze mnie ze szpitala, ale czy chce wracać? Wracać do tego opustoszonego mieszkania? Po co, jeśli mogę umrzeć tu i teraz? Odwróciłam głowę w stronę drzwi, które od paru dni się nie otwierały. Tylko pielęgniarki i lekarze przychodzili i pytali o moje samopoczucie. Fizycznie czułam się świetnie, ale psychicznie nie dawałam rady. Mówiłam, że nie chcę nikogo widzieć, a tak na prawdę chciałabym, aby ktoś mnie teraz przytulił, powiedział, że będzie dobrze. Dlaczego to życie musiało się tak skomplikować? Tak, tak Kraus zasłużyłaś sobie! Ale ja też chcę zaznać odrobiny szczęścia.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi, w których stanął Phillip, cały swoim rodzaju.
- Cześć.- mówi cicho i siada koło moje łóżka.
- Czego chcesz?- mówię przez zaciśnięte zęby.
- Nie przyjechałem rozmawiać o nas, tylko o tobie. Vicky grozi ci niebezpieczeństwo! Słyszałem wczoraj rozmowę, ktoś chce zabić Stefana, a później ciebie wykorzystać!
- I co myślisz, że ci zaufam? Mylisz się kotku.- mówię wpatrując się w okno.
- Możesz na chwilę mnie posłuchać?- krzyczy.
- Wynoś się stąd! Nie chcę cię już więcej widzieć!
- Chciałem cię tylko ostrzec, ale widzę, że traktujesz mnie jak śmiecia. I wiesz co? Niech ci się coś stanie! Tylko pamiętaj u mnie pocieszenia już nie znajdziesz!- wychodzi trzaskając drzwiami, zostawiając mnie z burzą myśli.
Drzwi po raz kolejny otwierają się, a w nich staje Richard:
- Mogę?- pyta stając w progu. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, boję się go. Chociaż było to tak dawno, ja nadal czuje wstręt do niego.
- Jasne.- odpowiadam sztucznie się uśmiechając.
- Chciałbym cię przeprosić.- zaczyna cicho.
- To zamknięta sprawa. Nie chcę do tego wracać.
- Ale...
- Richard, ja ci tego nigdy nie wybaczę! Codziennie budziłam się z krzykiem. Proszę idź stąd, to nie ma sensu.
- Powiedz mi, w czym on jest lepszy ode mnie?- pyta ze złością. - Czego ci brakowało odchodząc ode mnie?
- Może miłości, poczucia bezpieczeństwa, bliskości?
- Chciałem dać ci wszystko.
- Bijąc mnie i poniżając przy wszystkich?! Wynoś się!- krzyczę.
- Jeszcze pożałujesz!- mówi sam do siebie, jednak udaje mi się to usłyszeć. Wychodzi, gdzie w progu drzwi mija się z Gregorem.
- A temu co?- pyta. No tak, on nic nie wiem i aby nigdy się nie dowiedział.
- A tam dawna historia. - mówię opanowując głos.
- Przepraszam, że cię nie odwiedzałem, ale treningi. Wiesz, jak to jest.
- Nic się nie stało.- uśmiecham się. Zauważyłam, że się czymś martwi.
- Gregor, coś się stało?- pytam
- Nie nic.- uśmiecha się.
- Gregor?!
- Przyniosłem ci owoce, z tego ulubione co słyszałem od Marinusa.- położył mi owoce na szafce.
- Co się stało? Coś ze Stefanem?- pytam, widząc jego zdenerwowanie.
- Chodź, zaprowadzę cię gdzieś.- mówi przybliżając mi wózek, na który siadam , ale z nie chęcią. W końcu nie jestem taką kaleka, tylko kobietą w ciąży. A ciąża, to chyba nie jest choroba.
Prowadzi mnie na oddział intensywnej terapii. Domyślam się po co.
Stajemy pod dużą, szklaną szybą.:
- Pozwolili wejść, ale na chwilę.- uśmiecha się.
Otworzył mi drzwi, abym mogła wjechać wózkiem na salę. Można było tylko usłyszeć hałasy wydawane przez maszyny, które monitorowały życie Stefana. Wstałam z wózka i podeszłam do niego. Był taki spokojny, jego twarz nie wyrażała nic. Z moich oczu wypłynęły słone, gorzkie łzy, które opadły na jego ramiona:
- Nie zostawiaj nas.- powiedziałam cichutko i pocałowałam go w czubek głowy. Usiadłam na skrawku łóżka, objęłam jego dłoń i przyłożyłam ją do moje brzucha:
- To nasze dziecko. Pewnie będzie podobne do ciebie. Będzie kochać skoki narciarskie, lody czekoladowe. Będziesz czytał mu bajki na dobranoc, a po szkole zabierał na skocznie, choć wtedy będę żyła nadzieją, że poszliście na plac zabaw.- rozpłakałam się, ale mówiłam dalej, choć wiem, ze i tak mnie nie usłyszy.- Pokażesz mu, jak piękny jest świat, zapoznasz go z wieloma znanymi sportowcami. Staniesz się dla niego wzorem do naśladowania. Kochanym ojcem i mężem. Pomożesz mu rozwiązać każdy problem. Staniesz w jego obronie, gdy będzie działa mu się krzywda. Nawet, gdy popełni błąd, nie zostawisz go samego. Będziesz dla niego oparciem. - mówię, dławiąc się własnymi łzami. Nagle wszystkie maszyny zaczynają piszczeć. Do sali wpada lekarz, a ja powoli oddalam się, wiedząc, że nic nie zdziałam. Siadam na wózek i odpycham się, aby być już najbliżej Gregora. Przytula mnie i krzyczy mi radośnie do ucha:
- Już wszystko dobrze!- z czego on się cieszy? Lekarze właśnie próbują reanimować Stefana. Plamię, jego czystą, uprasowaną koszulę moimi łzami. Siadam na wózek i proszę, aby zaprowadził mnie do sali. W progu wita mnie lekarz z wypisem, który biorę do rąk i na od chodne mówię do widzenia.
Zabrałam wszystkie rzeczy i przy pomocy Gregora wyszłam ze szpitala. Wsiadłam do jego samochodu i po chwili znalazłam się w mieszkaniu, gdzie czekał już na mnie Andreas. Nic nie mówił, po prostu mnie przytulił. Zabrał walizkę z moimi rzeczami i zaniósł do mojej sypialni, a ja położyłam się w salonie, opatulając się szczelnie kocem. Nie chcę, aby ktoś mnie teraz widział i dotykał. Zasnęłam od razu, nie mówiąc nic już.
Obudziłam się wieczorem, w kuchni paliło się światło. Powolnie wstałam z łóżka i udałam się w jej stronę. Na korytarzu można było wyczuć już zapach mojej ulubionej sałatki. Gdy weszłam do kuchni, po raz pierwszy od wielu miesięcy, szczerze się uśmiechnęłam. Powodem mojego szczęścia był Marinus i Andi. Pamiętam, jak jeszcze kilka miesięcy temu robili mi przepraszającą kolację.
- Nasz śpioszek stał.- mówi z uśmiechem Welli.- Pyszna sałatka, dla pięknej królewny.- śmieje się, udając wykwintnego kelnera.
- Bardzo dziękuję, wielmożny, ale czym sobie zasłużyłam na taki poczęstunek?
- Od wielu dni, odżywiała się pani nie zdrowo. Postanowiliśmy o to zadbać.
- Robiąc mi ulubioną, kaloryczną sałatkę, a do tego rosół?- robię dziwną minę, po czym wybuchamy śmiechem.
Zabrałam się za jedzenie. Nie wiedziałam, ze będzie takie pyszne. Po kilku minutach moje talerze były pyszne. Gdy chciałam się nalać sobie wody, gwałtownie stając, uderzyłam się o róg stołu, poczułam ostry ból w podbrzuszu.
- Nic mi nie jest!- próbowałam uspokoić chłopaków. Po chwili ból minął i mogłam się normalnie wyprostować.- Pójdę wziąć kąpiel.
Wyszłam z kuchni i udałam się do łazienki. Wzięłam pomału prysznic, ubrałam się w piżamę i położyłam się spać, jeśli można było tak powiedzieć.

Kilka dni później.
                                                     ( Gregor )
- Doktorze, co z nim ?- zapytałem.
- Jego stan z dnia na dzień jest coraz gorszy. Nie mamy ciekawych prognostyk na kolejne dni. Jest bardzo możliwe, że kolejnych dni nie przeżyje.
- A nie da się nic zrobić?
- Pan Stefan dostał bardzo dużych obrażeń wewnętrznych. Do tego dzisiejsze badania wykazały, że ma nowotwór. Gdyby nawet przeżył, nie jestem w stanie powiedzieć ile żyłby z rakiem.- na ostatnie zdanie prawie nie spadłem z krzesła.
- Proszę zrobić wszystko, on nie może umrzeć.
- Robimy co w naszej mocy.- odpowiada.
- Gdyby się coś działo, proszę dzwonić.- powiedziałem i wyszedłem z gabinetu, kierując się w stronę wyjścia. W drodze wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do Marinusa. Po kilku sygnałach odebrał:
- Marinus Kraus, słucham?- usłyszałem głos w słuchawce.
- To ja Gregor. Rozmawiałem z lekarzem, powiedział, że Stefan ma bardzo duże obrażenia wewnętrzne, a do tego okazało się, że ma raka.
- Jak to raka?
- Ostatnio skarżył się na bóle, często wymiotował. Zazwyczaj śmieliśmy się z tego, a on nie wahał się, aby pójść do lekarza.
- Co my teraz z tym zrobimy?
- Nie wiem, ale Vicktorii tego nie można powiedzieć.- powiedziałem wprost.
- Ona się zdenerwuje, jak się dowie, a słyszałeś, że jej ciąża jest zagrożona.
- To chcesz, aby się zamartwiała całymi dniami i nie wychodziła z domu?- mówię ze złością.
- Dobra, ale później, czy wcześniej będzie trzeba jej powiedzieć.
- Dzisiaj do niej wpadnę, zobaczę co u niej.
- To na razie!
- Cześć.- mówię i rozłączam się. Podszedłem do samochodu i oparłem się o niego.
- Jaki ten świat jest nie sprawiedliwy.- powiedziałem do siebie i wsiadłem do samochodu, skąd odjechałem do swojego mieszkania.

                                                 ( Vicky )
Obudziłam się, wykrzykując jego imię. Codziennie budzę się, z jego imieniem na ustach. Tak bardzo bym chciała, aby było jak kiedyś. Gdy byliśmy beztroscy, pełni życia, młodzi, piękni, a teraz? Teraz każdy chodzi struty. Nikt ze mną nie rozmawiał od dawna z kadry Austrii. Uważali, że to wszystko moja wina. Stracili tak znakomitego skoczka, Próbowałam z nimi rozmawiać, lecz zawsze kończyło się to ostrej wymianie zdań, a później nikt się nie odzywał.
Z rozmyśleń oderwał mnie dzwonek do drzwi. Pomału wstałam, podtrzymując się krzesła i udałam się w stronę drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Thomas, Michael i Manuel :
- Możemy wejść? Chcielibyśmy pogadać.- pyta ze skruchą Ten pierwszy.
- Wchodźcie.- mówię z uśmiechem. Zapraszam ich do salonu, gdzie każdy siada na sofie.
- Dużo się tutaj zmieniło, odkąd byliśmy tu ostatni raz.- powiedział Michi.
- Zrobiłam mały remont, wiecie... - zacięłam się.
- Co wiemy?- pyta Manuel.
- Nic, nic. Napijecie się czegoś?
- Ja bym się chętnie napił herbaty z imbirem, jeśli masz.
- Ja bym nie miała? Thomas, jeszcze tyle o mnie nie wiesz.- uśmiecham się.
Wyszłam z pokoju kierując się w stronę kuchni. Zrobiłam wszystkim po herbacie i wróciłam do chłopaków.
- To co was tu sprowadza? Ostatnio byliście wrogo do mnie nastawieni.- mówię biorąc kawałek ciastka, jednak po chwili go odkładam. Nie mogę spożywać dużo cukrów.
- Już wszystko wiemy. Chcielibyśmy cię przeprosić.- mówi Manuel.
- Nie ma cie za co przepraszać, ja bym się tak samo zachowała. To wasz przyjaciel i wan rozumiem.
- Nie jesteś na nas zła?- pyta Didl.
- No może troszeczkę, ale po woli moja znika złość na was.
- Przepraszam, gdzie masz toaletę ?- zapytał wstając Michael.
- Wychodzisz, na prawo i od razu na lewo.- odpowiadam i zaraz znika za drzwiami.
- Co tam u was słychać?- pytam wpatrując się w chłopaków.
- Treningi i cały czas treningi. A ty jak tam się trzymasz?
- Szczerze?- przytakują - Czuję się, jak podła suka. Czego nie dotknę wszystko zaczyna się psuć. Co jest ze mną nie tak?- pytam wpatrując się w parującą ciesz w moim kubku.
- Nie wierzę!- słyszymy głos Michaela. Szybko wstajemy i udajemy się za głosem.
- Kto ci tu pozwolił wejść?!- cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Nie wiedziałem, że powiększy się rodzinka Krausów.- zaczyna się śmiać.
- To nie twój interes!
- A Stefan wie, że go zdradzasz?
- Michi uspokój się!- mówi Manuel.
- Dość! Wynoście się!- krzyczę. Po woli ubierają się i wychodzą.
- Gdybyś czegoś potrzebowała to dzwoń do mnie.- mówi Thomas i wychodzi.
Usiadłam po woli na krześle i przeanalizowałam wszystko co do tej pory się stało. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, lecz on wtedy zadzwonił, a moim oczom ukazał się na wyświetlaczu numer Gregora:
- Właśnie miałam do ciebie dzwonić.- mówię.
- Zaraz po ciebie przyjadę, ubierz się ciepło!- rozłącza się, a w myślach układa mi się wiele nie zbyt pozytywnych scenariuszy.
Po dziesięciu minutach drzwi do mojego mieszkania otwierają się z hukiem, a do wnętrze wpada Gregor:
- Jedziemy do szpitala.- zwinnie bierze mi na ręce i biegnie ze mną po klatce schodowej.
- Ale wiesz, że ja umiem chodzić?
- Niczym ty byś zeszła, to minęła by wieczność. A po za tym musisz na siebie uważać.- powoli wstawia mnie na chodniku przy samochodzie i otwiera drzwi. Szybko znajduję się na miejscu pasażera, a on za kierownicą.
Jechaliśmy w ciszy przez całą drogę. Dopiero, gdy byliśmy już na miejscu, powiedział do mnie:
- Wskakuj!- pokazał mi na swoje plecy.
- Ty chyba sobie żartujesz?!- śmieje się, jednak jego wyraz twarzy się nie zmienia. - Serio?
- Czy wolisz wózek?- wiedział, że nie lubię nimi jeździć.
- No dobra chodź tu!- weszłam na jego plecy i poszliśmy do szpitala. Droga była długa, bo zachciało się królewnie parkowania na końcu parkingu. Po kilku minutach sapaniach Gregora, doszliśmy do drzwi wejściowych. W progu czekał na nas już ordynator oddziału:
- Pani Vicktoria Kraus?- przytakuję - Proszę za mną.
Szłam w ciszy za lekarzem. Dopiero odezwałam się do niego w gabinecie:
- Pan Stefan Kraft niestety, ale musieliśmy...





No i mamy już 13 rozdział! Chciałam dodać go w sobotę, ale mój organizm po całej nocy chodzenia nie wyraził na to zgody, w ogóle nie mogłam się ruszać, nawet schylić, ale na szczęście mięśnie powoli się rozluźniają :) Ponad 60 km w nogach, czyż to nie cudowne <3
No dobra wracamy na ziemię. Rozdział może być, stać mnie na więcej, ale coraz bardziej w mojej głowie roją się pomysły. Nawet nie pytajcie, jaki był pomysł na koniec tego wszystkiego. Moja koleżanka stwierdziła, że będę samolubna, egoistyczna i zła, jeśli tak skończę los tych bohaterów. A wszystko do tego zmierza. No nic, musi się z tym pogodzić ;)
Czekam na Wasze opinie i dziękuję za wcześniejsze komentarze, nawet nie wiecie jaką one dają motywację!
Dziękuję wszystkim z całego serca! :*
Dzisiaj sobie wracam do domku, a w skrzynce czekały na mnie autografy Eve-nement Team <3 Warto było czekać :)

10 komentarzy:

  1. Już teraz jesteś wyjątkowo okrutna, więc co będzie potem? Zaczynam się bać.
    Tylko przeczytałam słowo "litość" i już od razu mi do głowy przyszedł jakiś rak. Mój Boże, ty chyba naprawdę zabijesz Stefana. Bo już tyle się mu zwaliło nieszczęść na głowę, że nic tylko umierać. Zero litości dla porządnego człowieka, zero.
    Jeżeli na końcu choć jedna osoba nie będzie szczęśliwa, to przysięgam uduszę cię bez zastanowienia. A jak ja coś mówię, to już nie ma odwrotu.
    No ale mimo wszystko rozdział napisany świetnie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem :-)
    Bardzo mi się podoba ten rozdział. Tylko Michi mnie wkurzyl z tą akcją u Vicky i to co dalej ze Stefanem?
    Co ty masz na myśli pisząc "Pan Stefan Kraft niestety, ale musieliśmy. .." Co ty go usmiercisz? Masakra...
    Nie podoba mi się to Agato.
    I co to za akcja z Richardem? "Jeszcze pożałujesz?!" Co ty wymyslasz?
    A co z Philipem ?
    I czy Vicky donosi ciążę?
    Czekam na kolejny :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Z lekkim opóźnieniem, ale melduję się :)
    O Boże... jak dla mnie, za dużo wrażeń, jak na jeden rozdział. Kiedy przeczytałam ostatnie zdanie, łzy od razu napłynęły mi do oczu. Kochana, co ty chcesz zrobić naszemu biednemu Stefanowi? :( Błagam cię, nie uśmiercaj go, bo chyba się załamię... Tyle nieszczęść skumulowało się w jedno wielkie. No i Vicky... Co z jej ciążą? Bo szczerze mówiąc, zaczęłam się martwić.
    Buziaki :**
    PS. Piękny cytat na początku ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy ty chcesz wykończyć Vicky? Najpierw wypadek, później śpiączka, a na koniec ten nieszczęsny rak! I jeszcze ta końcówka- mam nadzieję, że jednak nie uśmiercisz Krafta ;)
    Czy rozmowa którą Sjoeen słyszał należała do Richarda i kogoś jeszcze?
    Gregor jest taki troskliwy w stosunku do Vicky <3
    Michi się wściekł na panienkę Kraus za tą ciąże. Może powinna mu była powiedzieć, że to Stefan jest ojcem dziecka :D
    Czekam na kolejny!
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przesadzasz z tymi nieszczęściami? :c Ile jeszcze Vicky wycierpi w tym swoim życiu :(
    A Kraft ma żyć! I mają być szczęśliwi! :)
    Ogólnie rozdział bardzo fajny, tylko smutny :(
    Z niecierpliwością czekam na następny (proszę, niech Stefan przeżyje!)
    Życzę dużo weny :)
    Buziaki, Nikki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę chaotyczny ten rozdział... Ale chyba z grubsza ogarnęłam. I przewiduję smutne/tragiczne zakończenie. No cóż... nie wszystkie opowiadania muszą kończyć się dobrze. Jeżeli takie zakończenie sobie wymyśliłaś to tego się trzymaj, bo zmienianie na siłe zazwyczaj kończy się fiaskiem.
    Weny :)
    E_A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Podobają mi się Twoje komentarze i rady :) Chciałabym Cię zaprosić do czytania mojego opowiadania :) http://toconajpiekniesze.blogspot.com/

      Usuń
  7. Proszę Cię niech to się skończy szczęśliwie dla Stefana :)
    Pisz szybko kolejny bo już nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie możesz tego tak zakończyć!! :c
    Ja tego nie przeżyję! :/ Popłakałam się, gdy Vicki siedziała przy Stefanie i opowiadała mu, jak będzie wyglądało ich życie, kiedy się wybudzi. Wtedy aparatury zaczęły piszczeć. Najpierw pomyślałam "o nie, on umarł", ale zaraz po tym do głowy wpadła mi myśl "a może się polepszyło?". Niestety nie polepszyło się. Nie mogę znieść tej świadomości, ze nasz Krafcio ma nowotwór. Nie mogę znieść świadomości, że może opuścić naszą Vicktorię i jej dziecko.. :x
    Bardzo zdenerwowało mnie zachowanie Michaela. Jak on mógł posądzić o coś takiego naszą bohaterkę? Okej, może powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy, nie mniej jednak to nie było miłe... :x
    Zaniepokoił mnie też ból w podbrzuszu... Nie chcę, by Kraft zmarł, nie chcę, by Vicki poroniła. CHCĘ HAPPY ENDU! ♥
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :3
    Buziaki! :*
    PS. Zapraszam na nowe opowiadanie:
    http://wspolnie-odmienmy-rzeczywistosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Upadnę przed tobą na kolana (nie wiem jak, ale uda mi się) tylko nie uśmiercaj Stefana! On nie może odjeść i zostawić Vicky i ich dziecka... Z nowotworem da się żyć!
    Michi...rozumiem, że Stefan to jego przyjaciel, że kocha go jak brata, ale nie powinien tak się zachować w stosunku do Vicky.
    Tak dużo się dzieje, że mój mały móżdżek nie może sobie z tym poradzić
    Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń