niedziela, 5 kwietnia 2015

14. ,, Miłość jest udręką, brak jej śmiercią...''



                                                             ,, A zatem patrzymy na siebie z oddali
                                                                   i kochamy się wzajemnie. 
                                                                    Ja daję jej ciepło i życie, 
                                                                    a ona daje mi rację bytu".
                                                     
                                                                                   - Paulo Coelho


                                                      ( Vicktoria )
 Dlaczego życie musi być takie okrutne? Po co ludzie tworzą śmieszne komedie romantyczne? Żeby uświadomić ludziom, że nigdy nie będę mieli takiego życia? Że nigdy nie będą mieli szczęśliwej rodziny? Czy aby napawali się tą całą sztuczną sielanką? Aby mogli marzyć?
Minął już kolejny miesiąc odkąd widziałam cię jeszcze żywego, a teraz? Wpatruję się w twoją twarz, która jest blada jak ściana, w twoje nieruchome ciało. Przez ten czas uświadomiłam sobie, że to wszystko było bez sensu. Było to trzeba zakończyć już na starcie. Teraz na pewno nie leżałbyś tutaj, a ja nie siedziała koło twojego ciała, bo skąd mam wiedzieć, że twoja dusza nadal tam jest, czy do mnie coś mówisz. Ja i tak niczego nie usłyszę, nawet jakbyś krzyczał, piszczał, dotykał mojego ciała. Nic nie możesz zrobić, tak jak ja.
- Pamiętasz, jak mi kiedyś mówiłeś, że zawsze będziesz przy mnie? Wspierał mnie w trudnych chwilach. Do gdzie do cholery jesteś?!- zapytałam dławiąc się łzami, chociaż i tak wiedziałam, że nie dostanę żadnej odpowiedzi. Powolnie wstałam z krzesła i udałam się na zewnątrz. Nie chciałam już wszystkich tych pocieszeń, że się wybudzisz, że będzie tak jak wcześniej. Po tygodniu przestałam już w to marzyć. Nie chciałam okłamywać siebie, że jest dobrze. Dlaczego ja zawsze muszę wszystko zepsuć? Nie chciałam słuchać wyników już wszystkich twoich badań. A wiesz dlaczego? Bo nawet jeśli modliłam się o twoje zdrowie, to i tak z każdą diagnozą twój stan się pogarszał. Po co człowiek ma marzenia? Gdy byłam małą, kilku letnią dziewczynką, kiedy pierwszy raz zasmakowałam tej dziecinnej miłości, już wtedy wiedziałam, że marzenia nie są po to żeby je spełniać, ale po to żeby człowiek mógł sobie wyobrazić jakby to było.
Usiadłam za kierownicą mojego czarnego bmw i udałam się w stronę skoczni, gdzie kilkanaście lat wcześniej mój braciszek zdobywał pierwszy konkurs pucharu świata. Nie lubiłam tam wracać, bo wtedy na zawsze straciłam brata. Interesowały go tylko treningi, konkursy, skoki, a ja? A ja zagubiłam się w tym całym świecie. Nie umiałam sobie poradzić nawet z ulokowaniem uczuć. Po co w ogóle się urodziłam?
Zajechałam na parking i poznałam kilka znajomych aut. Powolnie wyszłam z samochodu i udałam się na teren skoczni. Odbywał się trening niemieckiej kadry. No tak, zapomniałam za 2 miesiące zaczyna się zimowy sezon i teraz są częstsze treningi. Usiadłam w ostatnim rzędzie na trybunach, opierając swoje ciało o lodowate oparcie. Gdy coś się złego stało, zawsze mogłam znaleźć tu odpowiedzieć na każde pytanie, ale teraz mam pustkę w głowie. Przestałam już walczyć. Bo jaki ma sens walka, jeśli wiemy, że jesteśmy na starcie już na pozycji przegranej?
Z zamyśleń wyrwał mnie znajomy głos, który wszędzie bym poznała:
- A co ty tutaj robisz? Nie powinnaś...- przerwałam mu.
- Leżeć w łóżku? Proszę cię, ciąża to nie choroba.- odwróciłam głowę w przeciwna stronę. Usłyszałam jak siada koło mnie i obejmuje mnie ramieniem, a ja momentalnie się do niego przytuliłam i zaczęłam łkać:
- Ja już nie daję rady Andi.
- Byłaś u Stefana? To co mówią lekarze to bzdura. Zobaczysz jeszcze będziecie szczęśliwi. Za trzy miesiące będziesz szczęśliwą mamą.
- Andi, ale on nie odzyskuje przytomności. Aparatura za niego oddycha.- jeszcze bardziej wybucham płaczem.
- Ciii. - głaszcze mnie po włosach.- Stefan to twardy zawodnik, jeśli coś zaczął, to to dokończy. Nie martw się. Zobaczysz jeszcze dzisiaj dostaniesz wiadomość, że się wybudził, że żyje.
- Głupie marzenia, które i tak się nie spełnią. Ja nawet nic nie mogę zrobić. Nie chcę, aby nasz synek wychowywał się bez taty. Wiem, jak to jest, bo sama to w połowie przechodziłam. Nie chciałabym, aby się z niego wyśmiewali.
- Z tego, co wiem to mieliście tatę.
- Tylko, że cały czas był pochłonięty pracą, a później się okazało, że ma kochankę. Proszę cię, jego nawet ojcem nie można było nazwać. A teraz? Teraz leży w grobie. Nie chcę, aby było tak samo ze Stefanem. Nie chcę, aby umierał.- łkam w jego dresową, reprezentacyjną bluzę.
Z rozmyśleń wyrwał mnie odgłos telefonu. Wytarłam wilgotne od płaczu oczy i odebrałam telefon ze szpitala:
- Vicktoria Kraus, słucham?
- Proszę, aby przyjechała pani do szpitala. To nie zwłoczna sprawa. Do widzenia!
Rozłączyłam się, pożegnałam się z Andreasem i pojechałam autem pod szpital. Chciałam sobie wmówić, że tym razem dam radę, że się nie rozpłaczę. Weszłam głównym wejściem, gdzie w oddali zobaczyłem już lekarza prowadzącego Stefana:
- Proszę do gabinetu.- wskazał na drzwi przede mną. Weszłam i usiadłam na krześle, po czym poczynił to samo.
- Mam dla pani dobrą i złą wiadomość. Dobra to jest to, że okazało się, że pan Stefan ma szanse na walkę z nowotworem.Dzisiejsze badania były robione kilka razy i wynik wyszedł negatywny na jakiekolwiek zmiany w organizmie na ten czas. Nowotwór jest w stadium podstawowym. Mamy też dla pani złą wiadomość. Próbowaliśmy wybudzić pana Krafta, lecz nie udało nam się spróbujemy jeszcze wieczorem i tu mam do pani także prośbę. Najlepiej by było, aby była przy nim bliska osoba, jeżeli uda nam się w ogóle go wybudzić.
- Do... Dobrze.- jąkałam się.
- Niech pani nie traci nadzieii. Kiedyś na pewno się uda.- uśmiechnął się, a ja jedynie przytaknęłam głową.
- Gdyby coś się działo, proszę niezwłocznie do mnie dzwonić. O każdej porze dnia.
- Dobrze.- podziękowałam za rozmowę i wyszłam z gabinetu. Udałam się w kierunku sali, gdzie leżał Stefan. Weszłam po cichu, bojąc się, że go obudzę. Ja chyba popadam w chorobę psychiczną. Nawet jakbym go szarpała i tak go nie wybudzę. Usiadłam na krześle, koło jego łóżka. Chciałam usłyszeć jego ciepły, radosny głos.Zobaczyć jego uroczy uśmiech i zatopić się w jego ciepłych ramionach, które ochroniły by cały świat przed złem. Ujęłam swoimi dłoniami, jego dłoń i przysunęłam go do mojego brzucha.
- Czujesz, jak kopie? Coraz bardziej daje o sobie znać. Trudno mi jest bez ciebie, trudno jest nam bez ciebie.- poprawiłam - Proszę cię! Obudź się. Nie daję już rady.
Jego ciało nadal nie wykonało żadnego ruchu, nawet drgnięcia ręką. Tak bardzo bym chciała, aby wykonał jakiś znak, że jest przy mnie, przy nas.
Po raz kolejny wyszłam ze łzami ze szpitala. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do mojego mieszkania. Pod drzwiami spotkałam Gregora:
- A co ty tu robisz? Przecież przygotowujecie się do sezonu.- odparłam przekręcając klucz w zamku i wpuszczając go do środka.
- Trening poczeka. Jak się czujesz?- zapytał siadając na krześle w kuchni.
- A jak mam się czuć?- nalałam wodę na herbaty.
- Mam złą wiadomość, ale najpierw usiądź.
- Na dzisiaj już mam dość złych wiadomości. Czy chociaż ktoś mógłby raz powiedzieć, że to tylko głupi sen, z którego zaraz się obudzę?
- Rodzice Stefana chcą zabrać go do Austrii. Uważają, że tam będzie miał lepszą opiekę.
- Ja... jak to?- powiedziałam przez łzy.
- Jutro mają go zabrać.- odparł przytulając mnie.
- Nie wierzę. A gdzie oni byli wcześniej? Zrobiło się zamieszanie w mediach i nagle zostali troskliwymi i kochającymi rodzicami?
- Jeśli chciałabyś możesz zamieszkać u mnie, może nie jest to mieszkanie duże, ale jest. Do tego poznałabyś Amelię. Moją nową dziewczynę.
- Nie, ja się powinnam odsunąć. Nie chcę robić zamieszania. Rodzina Stefana, na pewno by mnie nie polubiła.
- Dalej chcesz uciec od problemu? Raz już to zrobiłaś. Zrobisz kolejny?- zapytał wpatrując się w moje oczy.
- Nie, ale...
- Nie ma żadnego ale. Pakuj się. Jutro po ciebie przyjadę o 14.00.
- Nie chcę czuć się, jak piąte koło u wozu.- spuściłam głowę.
- Tak na prawdę do nie masz nic do gadania. Wszystko już ustalone. Amelia wie, Marinus też.
- Gregor dlaczego to robisz?- zapytałam.
- Bo Stefan zrobiłby to samo na moim miejscu.- uśmiechnął się. Pierwszy raz się uśmiechnął odkąd tu przyjechał.
- To nie jest dobry pomysł.- odpowiadam kręcąc głową.
- Chcesz tu żyć w samotności? Całe życie?
- No dobrze. Jutro będę gotowa.- spoglądam za okno, gdzie widzę uśmiechniętą twarz Stefana.

                                                                                                  Innsbruck 16.09.2015

- Cześć stary. Wczoraj się dowiedziałem, że przyjeżdża z Gregorem do Austrii, bądź gotowy.- mówię do telefonu.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Nie pękaj. Sam wymyśliłeś ten pomysł. Jeśli powiedziałeś A, to zrobisz B.
- To zaczynamy tą zabawę!- zaśmiałem się do słuchawki, po czym się rozłączyłem.

                                                                                                  Garmisch 17.09.2015.
- Dzwonili do ciebie ze szpitala i powiadomili, że zabierają Krafta?- powiedział, pakując kolejną walizkę do samochodu.
- Powiedzieli, że nic nie wiedzieli, ale jego rodzice mają do tego prawo.
- Dobrze, wsiadaj już i jedziemy.- otworzył mi drzwi i pomału weszłam do środka samochodu. Akurat leciała nasza ulubiona piosenka. Przy niej pierwszy raz pocałował mnie w moje malinowe usta. Przy niej także wyznał mi miłość. Do oczu napłynęły mi łzy. Gregor to zobaczył i chciał zmienić piosenkę, jednak powiedziałam ciche - Nie
Jechaliśmy w ciszy. Nikt nie chciał zaczynać rozmowy, bo o czym moglibyśmy rozmawiać?
Po kilkugodzinnej podróżny, byliśmy już pod mieszkaniem Gregora, a w drzwiach przywitała nas już uśmiechnięta dziewczyna:
- Vicktoria jak się nie mylę?- uśmiechnęła się, podając mi swoją dłoń.
- A ty jesteś tą Amelią, którą Gregor wychwala ponad niebiosa?- zaśmiałyśmy się i spojrzałyśmy na Gregora, który nie mógł sobie poradzić z moimi walizkami.
- Wchodź i rozgość się. Później pokażemy ci pokój, gdzie będziesz spać. W ogóle czuj się, jak u siebie.
Dom wydawał się ciepły, było dużo zdjęć. Wszystko było urządzone perfekcyjnie. Każda rzecz, miała swoje miejsce w pomieszczeniu.
Usiadłam przy malutkim stoliku, gdzie zaraz pojawiła się Amelia:
- Gregor mi wszystko opowiedział. Nawet się cieszę, że przyjechałaś, bo zazwyczaj to sama siedzę tu czterech ścianach, a tak to zyskałam przyjaciółkę.- uśmiechnęła się.
- Też miło mi cię poznać. Przepraszam, pójdę do pokoju się odświeżyć i zaraz wracam.- uśmiechnęłam się i poszłam w stronę niewielkiego pokoju. Na łożu leżały już moje walizki. Wydobyłam z nich najpotrzebniejsze rzeczy i udałam się do toalety. Po kilku minutach wyszłam z niej i położyłam się na łóżku. Z moich oczu momentalnie zaczęły spływać łzy. Jedna, później druga i trzecia. Leżałabym tam długo gdybym nie usłyszała, że ktoś wtargnął mi do pokoju i krzyknął:
- Vicky! Stęskniłem się!- przytulił mnie Thomas.
- Didl, bo zaraz nas udusisz!- uśmiechnęłam się wycierając wilgotne policzki od łez.
- Tutaj coś dla małego mamy.- podał mi uśmiechnięty Fetti dużą torbę.
- Proszę was, co tym razem wymyśliliście?
Otworzyłam pomału torebkę, a moim oczom ukazał się kombinezon narciarski dla czteroletniego dziecka.
- Wiecie, że nie musieliście?- uśmiechnęłam się.
- No przecież, jakoś trzeba wyposażyć już małego skoczka.- poklepał mnie po brzuchu Manuel.
- Jeszcze raz dziękuję.- ucałowałam każdego w policzek.
- Ale to nie koniec- powiedział Poppi.
- Ja chyba z wami nie wytrzymam.
- Chodź na zewnątrz.
Udałam się za nimi na dwór, gdzie po chwili zobaczyłam małe narty, które niezdarnie wylatywały Michaelowi z rąk.
- Wy chyba powariowaliście. Po co małemu dziecku 10 par nart. Ale chyba wiecie, że on będze rósł cały czas? I co ja z tym później zrobię?
- Nie martw się to jeszcze nie koniec.- zaśmiał się Gregor.
- Co tym razem ?
- Manuel idź do mojego samochodu i wyciągnij z bagażnika pudełko.- krzyknął w stronę chłopaka, stojącego na wieździe.
Po kilku minutach moim oczom ukazało się wielkie pudło. Pomału otworzyłam, je a w środku zobaczyłam stroje repezentacyjne i autografy.
- Nie, koniec! Moje dziecko nie będzie uprawiać tego sportu!- krzyknęłam z uśmiechem.
- Nie masz wyboru. Tato skoczek, wujkowie skoczkowie. - zaśmiał się Fetti. W tej chwili przypomniałam sobie o Stefanie. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwała Amelia:
- Może dalibyście odpocząć Vicktorii? Gregor zaprowadź gości do salonu.
Chłopcy poszli za Gregorem, a Amelka objęła mnie ramieniem. Coraz bardziej zaczęłam ją lubić.
- Gdybyś chciała, zawsze możemy pogadać.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się w jej stronę. Odwzajęmniła gest.
- Może się pośpieszmy, bo zaraz nam wszystkie ciastka zjedzą.
Odwróciliśmy się i poszłyśmy do salonu, gdzie siedzieli już skoczkowie. Nagle usłyszałyśmy głośny huk. Amelia zdołała tylko powiedzieć:
- Który tym razem?- cała we złości pobiegała do salonu, mi się nie śpieszyło, byłam tylko kilka kroków za nią. Gdy weszłam do pokoju, oczy o mało mi z orbit nie wyszły. Ukazał mi się niecodzienny widok. Fetti leżał na podłodze i zwijał się ze śmiechu, nad nim krążył zdenerwowany Didl, a w około Poppi i Michi udawali orangutany. Myślałam, że wybuchnę niepohamowanym śmiechem. Zdołałam tylko kaszlnąc, aby przekazać im, że jestem z Amelią w salonie. Byście zobaczyły ich miny.
- Kto zbił ten wazon!? To już 6 w tym tygodniu, a jest dopiero środa! Nie ma u nas więcej spotkań z waszą grupą. Znajdźcie sobie inny lokal! Do widzenia!- nie wiedziałam,  że dziewczyna może mieć w sobie tyle siły i złości, aby się tak wydrzeć. Chłopaki rzucili tylko ciche przepraszam i wyszli. - W końcu mamy dom dla siebie. Chcesz coś do picia?
- Herbatę malinową, jeśli macie.
Amelia zniknęła, a ja w spokoju mogłam przeanalizować dzisiejszy dzień. Chłopcy byli mili, ale ja nie chcę, jak na razie świętować ani podejmować jakiś decyzji. Usiadłam na tarsie, gdzie po chwili zjawiła się dziewczyna dwoma kubkami.
- Myślałaś już nad jakąś decyzję w sprawie Stefana? - zapytała siadając na fotelu.
- Na pewno nie zostawię go po raz drugi. Za bardzo byśmy cierpieli.
- Co byś powiedziała, abyśmy się wybrały na jakieś zakupy? Kupiłaś już małemu wszystkie potrzebne rzeczy?
- Wózek, fotelik, kołyskę, mebelki, śpioszki mam, ale wybrałabym się na zakupy.
- To jesteśmy umówione.- uśmiechnęła się do mnie.
Siedziałyśmy do późnego wieczoru. Rozmawiałyśmy dość długo. Już dawno nie miałam tak dobrego kontaktu z inną osobą.
Kolację przyrządziłyśmy razem, chociaż ona upewniała mnie, że da sobie radę.
Po skończonym posiłku obejrzałyśmy razem film i położyłyśmy się spać.
Nie mogłam zasnąc. A jeśli mi się udało, to po chwili się budziłam. Na takie momenty zawsze działało mnie gorące kakao. Po cichu, na palcach wyszłam z pokoju i zmierzyłam w stronę kuchni. W oddali zobaczyłam palące się światło. W pomieszczeniu siedział Gregor pijąc kakao.
- Nie możesz spać?
- Jak widzisz nie.
- Załatwiłem ci żebyś mogła się jutro zobaczyć ze Stefanem.- uśmiechnął.
- Dziękuję, nie wiem jak ci się odwdzięczę.- powiedziałam przytulając go.
- Po prostu bądź przy nim i go kochaj.- powiedział zrezygnowany i odszedł zostawiając mnie zdezorientowaną. Od pewnego czasu, chociaż mi pomagał, nie mogłam dotrzeć do głebi jego serca. Kilkakrotnie próbowałam zacząc rozmowę, jednak on mnie cały czas zbywał. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Coradz bardziej wydaję mi się, że nie potrzebnie tu przyjechałam.
Zgasiłam światło i poszłacm do pokoju, w którym aktualnie spałam. Gdy miałam już wchodzić do pomieszczenia, zobaczyłam Gregora siedzącego na łóżku ze spuszczoną głową. Płakał. Zraniłam kolejną osobę. Ale czy teraz to byłam ja?
Zauważył, że na niego spoglądam, zamknął drzwi i tyle go widziałam. Poszłam położyć się spać. Powieki od razu opadły na moje oczy.
Jaskrawe promienie słońca przedzierały się przez beżowe osłony. Do moich uszu docierały piękne ćwierkanie ptaków.
Leniwie podniosłam się z łóżka i poszłam ubrać się w naszykowane ubrania.
Odbyłam poranną toaletę i zeszłam na dół. Jeśli ktoś uważa, że kobiety w ciąży mają lekko, to niech sobie nałożą sztuczny brzuch. W miarę moich możliwości, szybko zeszłam na dół. W korytarzu można było już poczuć zapach świeżej, parzonej kawy, bułeczki prosto z pieca.
Gdy weszłam do kuchni, moje czy prawie nie wyszły z orbit. Cały stół nakryty był po same brzegi.
- Myślę, że cię nie otruję.- uśmiechnęła się do mnie Amelia i ruchem głowy przekazała mi abym już usiadła. Po kilku minutach rozmawiania, postawiła przede mną kilka kanapek i naleśników.
- Ty chyba chcesz, abym ja się przed drzwi nie przemieściła.- udałam obrażoną, ale zaraz wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Nie gadaj, tylko jedz. Gregor przyjedzie po ciebie o 12.00.
- Nie musi mnie wieźć. Pojadę tramwajem / autobusem. Nie zawracajcie sobie mną głowy.- uśmiechnęłam się.
- Stefan chyba nam by nigdy nie wybaczył, jakby się tobie coś stało.- poklepała mnie po plecach i usiadła koło mnie.
- Tsa...- dodałam po chwili i zaczęłam się za jedzenie.
- Jeszcze się wybudzi, zobaczysz.
- Tylko nie wiem, czy będzie chciał mnie widzieć, po tym wszystkim. Wiesz, że jest duże prawdopodobieństwo, że nie wróci do skoków?
- Ale jeśli nie ten wypadek, dalej żyłby ze świadomością, że jest zdrowy. A tak chociaż okazało się, że ma nowotwór.- popatrzyła w moje smutne oczy. - Wiem, może to nie jest żadne pocieszenia, ale dzięki temu wypadkowi, szybciej wykryto raka. Wyobraź sobie, że jakby sobie zrobił badania kilka tygodni później. Wtedy nie wiem, czy byłaby możliwość wyleczenia już, podjęcie jakieś chemioterapii.
- Wiem, ale gdyby mnie nie poznał to by...- przerwała.
- To by nigdy nie dowiedział się, że ma raka. Ale jakby się dowiedział, to by było już za późno. Uwierz mi, skoczkowie nie robią często badań, tylko przed sezonami i to tak trudno ostatnio było mi wysłać Gregora.
- To wszystko mnie przerasta.- z moich oczu momentalnie zaczęły płynąć słone krople wody. Poczułam, że ktoś mnie przytula. Była to Amelia.
- Ej, nie płacz mi tu. Wszystko się wyjaśni zobaczysz. Stefan nigdy się nie poddaje.- uśmiechnęła się.- a teraz kończ to śniadanie i się zbieraj, bo zostało ci nie wiele czasu.
Nie miałam ochoty zbytnio, aby chociaż połowę zjeść tego, co zrobiła Amelia. Wyglądało pysznie, ale nic nie chciało mi przejść przez gardło. Zjadłam tylko kilka kanapek i podziękowałam.
Ubrałam się w sukienkę, a na nogi nałożyłam sandały. Na dworze było słonecznie jak na wrzesień, więc wzięłam jeszcze okulary, telefon i torebkę i wyszłam na zewnątrz, gdzie czekał już na mnie Gregor. Przywitałam się i wsiadłam do samochodu. Ukradkiem spoglądałam na chłopaka, który był strasznie czymś zmartwiony. Od wczorajszej rozmowy, dziwnie się zachowywał. Nie buchało od niego ten entuzjazm, radość, którą widziałam kilka dni temu.Teraz jego ciało wyglądało, jak zwiędły kwiat, który coraz bardziej usychał i zamieniał się w cieniutką gałązkę, którą w każdej chwili można złamać. Nie odezwał się do mnie ani razu. Gdy byliśmy pod szpitalem, wysadził mnie pod samymi drzwiami, a sam poszedł zaparkować samochód. Po kilku minutach zjawił się koło mnie i razem weszliśmy do wnętrza szpitala. Panował tam istny gwar, hałas. W około biegały pielęgniarki i lekarze. Gregor poprowadził nas pod salę Stefana. W oddali poznałam jego rodziców i siostrę. Gdy chciałam się z nimi przywitać, jego rodzicielka na mnie naskoczyła:
- Widzisz, co narobiłaś!? Widzisz?!- wskazała na Stefana.- Przez ciebie mój syn leży w szpitalu i umiera!
- Ale...- chciałam się bronić.
- Pewnie to dziecko to też nie jest jego. Wrobiłaś go w dzieciaka i zadowolona, a mój syn tu umiera! Zwykła szmata i dziwka!- tego było już za wiele. Z moich oczu wypłynęły łzy.- I co ryczysz?! Wynoś się stąd i nie wracaj!- w tej chwili wkroczył jego tata.
- Przepraszam cię za żonę, ona...
- Tylko powiedziała prawdę?- wtrąciłam mu.
- Nie gniewaj się na nią. Ona przeżywa to jak każda matka. Wróć wieczorem, jeśli chcesz to do ciebie zadzwonię, gdy już wyjdziemy.
- Jest pan bardzo dla mnie miły, ale nie trzeba jakoś sobie poradzimy. Do widzenia!- tyle ich widziałam.
Wyszłam ze szpitala. Za mną ciągnął się Gregor.
- Vicky czekaj!- krzyknął.
Nie zważałam na jego krzyki. Znałam dość Innsbruck, ale czasami mogłam się tam zgubić. Udałam się wprost do parku. Gdy odwróciłam się, chłopak już za mną nie szedł. Teraz byłam tylko ja. Sama. Sama ze swoimi problemami.



Witam z nowym rozdziałem. Na początku przeprasza, że tak długo czekaliście, ale przygotowania do świąt, a później wyjazdy.
Przyjemnie mi się pisało ten rozdział, ( po raz pierwszy chyba XD ). Mam nadzieję, że Wam się też spodobał. Czekam na wasze opinie. Jak zauważyłyście coś dzieje się z Gregorem. Od razu chcę wam powiedzieć, że on nie jest chory ;)
To do następnego !
Wesoły świąt kochani! :* <3


12 komentarzy:

  1. Najpierw to muszę pochwalić cytat, który dałaś na starcie. Straaasznie mi się podoba ^^
    Jest mi przykro z powodu tego, co dzieje się w życiu Vicky. Jednakże trzeba też pamiętać o tym, że poniekąd miała do tego swój wkład. Tylko że Kraft.. On powinien się wybudzić, powinien walczyć! Bo ma dla kogo. Ma kochającą dziewczynę, serdecznych przyjaciół i kogoś, kto już niebawem zawita na świat - Krafta Juniora.
    Rozumiem, że dla matki to jest szok. Że się martwi. Lecz nie powinna była rzucać w kierunku Vicky tyle nieprzyjemnych słów. Nie zasługuje sobie na to..
    Faktycznie, rozdział jest przyjemny, ale poprzednie były takie same! ;*
    Czekam na kolejny, kochana.

    Wesołych Świąt już Ci pisać nie będę, bo w sumie prawie po świętach, ale serdecznie Ci życzę bardzo, ale to bardzo Mokrego Dyngusa! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo <3
    Ja już chce żeby na świecie był mały Kraft. Ciekawe czy będzie podobny do Stefana. XD
    I czy będzie skakał. Vicky mu pewnie nie pozwoli.
    A tak wracając do sprawy Stefana ... to weź niech on się już wybudzi. I niech to się wszystko jakoś ułoży. No i co to za akcja z tym dziwnym telefonem? Kto do kogo dzwonił? I po co?
    Czekam na kolejny <3
    Pozdrawiam :-*
    PS Weeesołych i buziaczki :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z moją poprzedniczką, cytat wspaniały :)
    Rozdział wciągnął mnie niesamowicie. Tyle emocji, rozterek i smutku. Vicki... Współczuję jej tylu przykrości, tego bólu i cierpienia. Tylku łez, które wylała. Mam wielką nadzieję iż Stefan wybudzi się i pokona raka. Pokaże jakim jest silnym facetem i pokaże Vicki że mogą być jeszcze szczęśliwi...
    Matka Stefana moim zdaniem nie powinna aż tak mocno oskarżać Vicki... Ja rozumiem że to jej syn itd. Ale gdzie byli wcześniej? Przecież to nie jej wina! Nie ważne że podjęła taką a nie inną decyzję. Było minęło... Trudno... Trzeba żyć dalej!
    Zakończę tak... Rozdział cudny. Świetnie się czytało cieszę się że miło się go pisało ;)
    Czekam na następny z ogromną niecierpliwością, bo kończysz w takim momencie że chcę ... więcej!

    Nadzieja umiera ostatnia! ^^
    Pozdrawiam i życzę mokrego nawet bardzo Śmingusa Dyngusa :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podoba mi się ten rozdział! Zacznę od tego, że matka Stefana porządni mnie wkurzyła! Och... Napisałabym co o niej myślę, ale nie używam takich słów... Wredna istota, bo to nawet trudno człowiekiem nazwać -_-
    A teraz coś co mnie bardzo zaciekawiło :D Coś dzieje się z Gregorem! Moja pierwsza myśl-miłość. :3 Ale nie do Vicky... gdzież by tam :D do Stefana :) Gdy się kogoś kocha to chce się dla niego jak najlepiej. Gregor odpowiedział jej "Po prostu bądź przy nim i go kochaj." No dla mnie to "śmierdzi" gejem z kilometra! I dlatego się cieszę ! Aczkolwiek nie wiem, czy należysz do ludzi tak samo.... pozytywnie nienormalnych ( ja uważam że pozytywnie, a jak inni to nw) jak ja... i zakładając, że nie, to nie dostrzegasz wszędzie jakichś takich podtekstów i równie dobrze Gregor może kochać Vicky. Jednakże ja naprawdę się nie obrażę, jakby tak to jednak chodziło o Stefana :D
    Następną sprawą jest ta jakaś dziwna konspiracja.... Nie podoba mi się, że ktoś coś knuje! To nie wróży nic dobrego....
    Się rozpisałam, więc podsumowując rozdział ekstra i czekam na następny :)
    Pozdrawiam i wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko ponadrabiałam i niczego nie żałuję. Świetnie piszesz :*
    Ogromnie współczuję Vicky, nie wiem czy poradziłabym sobie z tym wszystkim na jej miejscu.To, co przeżyła ta dziewczyna, to głowa mała. Mam nadzieję, że teraz już jej życie nie będzie się składać z samych niepowodzeń i Stefan się obudzi. Jednak zaniepokoiło mnie to, że ktoś spiskuje przeciwko Victorii. Oby tylko z tego nie było żadnej tragedii :((
    Czekam na następny, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana, rozdział wyśmienity! ♥
    Ciągle czekam na to, aż Stefan się wybudzi. Przecież on nie może ich tak zostawić. Vicki i ich syn czekają na jego powrót. Nie może ich zostawić. Tak długo walczył, niech powalczy jeszcze trochę i niech wróci. Niech się ocknie. Niech będzie przy swojej kobiecie.
    Z każdym kolejnym rozdziałem przekonuję się o tym. że Vicki się obwinia. Jej ucieczka faktycznie nie była dobrym posunięciem, ale czasu nie cofnie. Ważne, że przekonała się, że to nie było dobre. Gorzej z tym, że uważa iż lepiej byłoby, gdyby Stefan w ogóle jej nie poznał. Nie byłoby lepiej. Być może nigdy nie poznałby swojej miłości. Być może nigdy nie zrozumiałby, co to miłość.
    Nasza bohaterka ma niesamowitych przyjaciół. ♥ Austriacy są po prostu niemożliwi! :D Te wszystkie prezenty dla maluszka były niesamowite, ale jeszcze lepsze były orangutany w salonie. :'D Powaliłaś mnie na łopatki, kochana! :D
    A Gregor? Hm... Możliwe jest to, iż się mylę, ale wydaje mi się, że poczuł coś do naszej Vicktorii. Skoro nie jest chory fizycznie to może cierpi bardziej... duchowo? Może poczuł coś do głównej bohaterki. Wiele czasu spędzali razem, dużo ze sobą rozmawiali... Mógł się do niej przywiązać... mógł coś poczuć. :)
    Jego dziewczyna to istny anioł! ♥ Podoba mi się jej postać. :)
    Natomiast bardzo negatywne wrażenie zrobiła na mnie matka Krafta. Rozumiem. Cierpi, bo z każdym dniem traci syna i nie wie, czy jeszcze kiedykolwiek usłyszy jego głos, zobaczy jego tęczówki czy poczuje jego dotyk. Rozumiem. Ale nie może obwiniać o to Vicki! A w szczególności nie powinna mówić, że dziecko w jej łonie nie jest dzieckiem Stefana! Tym wyprowadziła mnie już kompletnie z równowagi! -.-
    Czekam na kolejny kochana! :*
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana, skąd Ty bierzesz takie cudowne cytaty? ♥
    Świetny rozdział, z resztą, jak wszystkie poprzednie ^^ Jejku, niech Stefan się wybudzi... :( Tak nie może być, przecież niedługo na świecie pojawi się jego dziecko... Mam nadzieję, że ta cała historia będzie jednak miała happy-end. Matka Stefana doprowadziła mnie do furii. Co za kobieta! Jak może oskarżać o to wszystko biedną, niczemu winną Vicky?! Boże jedyny... Co do Gregora, jestem bardzo ciekawa, o co tak naprawdę chodzi. Czyżby dotknęła go strzała amora? :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny! Warto było tyle czekać <3
    Najbardziej zastanawia mnie ta rozmowa telefoniczna! Ktoś coś knuje! Tylko co?
    Rozdział dość smutny i takie właśnie kocham <3
    Boję się o Stefana ale wierzę, że z tego wyjdzie a co do Gregora.... to faktycznie tak jak ktoś już to napisał czyżby miłość i to do Stefana? :O Ojj widzę że będzie się działo ;p
    Życzę weny i buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepiękny rozdział <3
    Chwali ci się, bo Stefan nadal żyje. I uprzejmie zwracam się z prośbą, żeby tego nie zmieniać.
    Tak naprawdę teraz to najlepsze, co Vicky może zrobić dla Stefana, to po prostu z nim być. Czytałam kiedyś taką jedną książkę o dziewczynie w śpiączce. Bardzo mi się podobała, bo było w niej bardzo wiele sensu i prawdy. Według niej, to od samej osoby pogrążonej w śpiączce zależy, czy się obudzi, czy nie. Może zadecydować o tym i otworzyć oczy pod warunkiem, że tego chce. Nie mam pojęcia, jak to działa, ale wiem, że to prawda. Ludzie w śpiączce słyszą wszystko, co się dzieje wokół. Wiedzą, kto ich odwiedza, co mówi. Oraz dużo myślą. Właśnie w ten sposób mogą zdecydować, czy będę walczyć, czy dadzą sobie spokój i odejdą. Podstawą tej decyzji jest pytanie czy taki powrót do "normalnego" życia ma sens i czy jest dla kogo. Stefan jak dla mnie ma więcej niż jeden powód, więc uważam, że może się wybudzić. Szkoda, że to nie jedyny problem, bo przecież czeka go jeszcze walka z rakiem, ale zawsze jest to krok do przodu, a skoro szanse na wyleczenie są...
    Zauważyłam, że z Gregorem jest niedobrze. Może on coś ukrywa? Może ma coś wspólnego z tymi ludźmi, którzy chcą skrzywdzić Vicky? A może on po prostu coś do niej czuje?
    Boję się, że w tym parku Vicky może się coś stać. Że napadną na nią albo coś podobnego. Błagam, powiedz, że nie...
    Ale przynajmniej był ten optymistyczny akcent w postaci kochających wujków i ich prezentów. Kolejny powód, dla którego tak uwielbiam Austriaków :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Vicky strasznie dużo musi wycierpieć. Mam szczerą nadzieje, że wkrótce zazna spokoju i będzie szczęśliwa u boku mężczyzny, którego kocha. Stefan. On musi się wybudzić, jest silnym mężczyzną i musi walczyć. Nie chodzi tylko o Vicky, ale o ich wspólne dziecko. Gregor nie jest chory i Bogu dzięki. Ale on cierpi. Tylko dlaczego? Czyżby zakochał się w naszej bohaterce, ale rozumie, że nigdy z nią nie będzie? Rozumiem, że matka Stefana odczuwa wielki ból, bo jej syn jest w ciężkim stanie, ale nie ma prawa oskarżać o to wszystko Vicky, która również cierpi!
    Oby ten spisek przeciwko Kraus nie doprowadził co czegoś złego...
    Czekam na kolejny <3 Dużoo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Masz szczęście że nie uśmierciłaś nam Stefana ;) Ale patrząc na to i tak nie jest z nim najlepiej ;( Oby wyzdrowiał. Vicky strasznie cierpi.. I Stefana matka, to zrozumiałe że czuje się z tym źle że jej syn leży w szpitalu i nie wiadomo czy on przeżyje, ale nie powinna tak naskakiwać na Vicky.. Ciekawe co dzieje się z Gregorem, może się zakochał w Vicky ;)
    Czekam na kolejne ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Matka Stefana nie ma racji! To nie jest wina Vicky, że Stefan leży teraz w szpitalu.
    O co chodzi z tym dziwnym zachowaniem Schlierenzauera?! Zaciekawiłaś mnie tym bardzo...
    Prezenty dla małego Krafta od wujków to było takie słodkie <3 Zwłaszcza Michi z tymi nartami :D
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń