-Puchatku?
-Tak Prosiaczku?
-Nic- powiedział Prosiaczek biorąc Puchatka za łapkę
- Chciałem się tylko upewnić, że jesteś.
Alan Alexander Milne – Kubuś Puchatek
( Vicky )
Obudziły mnie ciepłe, jaskrawe promienie słońca, które wdzierały się miedzy żaluzjami w pokoju. Nie wychodziłam stąd od kilku dni, nie licząc potrzeb, które musiałam wykonać. Wmawiałam sobie, że dam radę. Szkoda, że ta pozytywna energia odchodziła ode mnie jak bumerang. Powolnie wstałam z łóżka, ociągnęłam się i podeszłam do okna. Wrzesień w Austrii zawsze był piękny, a szczególnie w górach, po których lubiłam chodzić. Usiadłam na parapecie wpatrując się za okno i na mój brzuch, który z dnia na dzień robił się coraz większy, a moje nogi puchły w niemiłosiernym tempie.
Po kilku minutach zeszłam z niego i zaczęłam wyciągać rzeczy z szafy. Ubrałam pierwszy lepszy dres z nike i udałam się na dół, w celu zjedzenia śniadania. Już gdy otworzyłam drzwi, można było poczuć zapach świeżej mielonej kawy, bułeczek, twarogu ze szczypiorkiem i świeżych ogórków. Po chwili do moich uszu doszedł śpiew chłopaków. Podeszłam bliżej, aby ich nie wystraszyć, ale żebym mogła lepiej słyszeć. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zaczęłam ich nagrywać. Okazało się, że zaczęli śpiewać piosenkę Laser ,, Czekoladka ''
- Chcę być twoją, słodką mleczną czekoladką.- krzyczał do łyżki drewnianej Gregor.
- Żebyś mogła chrupać mnie całymi dniami- zabrał mu ,, mikrofon'' Didl i dokończył wers piosenki.
- Chcę pomadką być do twojej buzi mała!- do zespołu wkroczył Michi.
- By całować usta twoje przez rok cały!- dokończył Fetti.
- Chcę być gąbką, która myje twoje ciało!- krzyknął Poppi.
- Żeby skóry gładkiej, miękkiej dotykała!- dokończył Gregor zabierając Manuelowi mikrofon i zamieszał jajecznicę na patelni.
- Rękawiczką, co dotyka twojej dłoni, co mam zrobić, żebyś bardziej mnie kochała?!- wydarł się na całe gardło Morgi.
- I chcę cię bardzo i nie mogę mieć. I mieć chcę ciebie i nie mogę mieć- w tym momencie weszłam do kuchni z Amelią i zaczęłam im bić brawo. Gdybyście zobaczyli ich miny. Na pewno, gdyby zabijali wzrokiem już leżałybyśmy martwe. Usiadłam między Fettim i Morgim i zabrałam się za pałaszowanie kanapek.
- Ej to moje!- krzyknął oburzony jak małe dziecko Didl.
- Teraz moje.- uśmiechnęłam się w jego stronę.
Po skończonym śniadaniu poszłam do siebie na górę. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i udałam się w kierunku szpitala. Codziennie się tam wybierałam, ale gdy byłam już prawie na miejscu, odwracałam się na pięcie i wybiegałam z niego z płaczem. Dzisiaj chciałam to zmienić, chociaż spróbować. Jak zawsze pewna siebie weszłam wgłąb budynku, lecz przy pierwszej sali moje serce zaczęło pękać na kilka, kilkanaście, kilkaset kawałeczków. W końcu doszłam do sali, gdzie leżał Stefan. Nie było go tam. Nie chciałam już od razu histeryzować. Spytałam się pielęgniarki, która wychodziła akurat z sali:
- Przepraszam, gdzie jest ten pan, co tu leżał?
- Musieliśmy go przenieść do innej sali.Wybudził się ze śpiączki. A pani to z rodziny?- spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Tak, tak.- skłamałam sztucznie się uśmiechając, chyba to kupiła, bo zaprowadziła mnie pod salę, gdzie leżał Stefan. Nie było przy nim już tyle aparatur.
- Czy mogłabym?- uśmiechnęła się i zachęciła mnie.
Po cichutku weszłam do sali. Spał. Po woli usiadłam na krześle koło niego. Uścisnęłam jego dłoń i wyszeptałam przez łzy:
- Tak bardzo tęskniłam.
Jego powieki zaczęły drżeć. Po chwili patrzył na mnie tymi swoimi smutnymi oczami. Wciąż były one przepełnione miłością, lecz nie tak jak wcześniej. Nie wyciągnął swojej dłoni z moich. Patrzył na mnie tylko tym swoim wzrokiem. Tym, którego tak bardzo nie znosiłam. Nie, to nie była złość. To był tylko żal. Żal, że go zostawiłam, nie zaufałam. Byłam wszystkiemu winna.
Ciszę między nami, przerwał Stefan:
- Dlaczego?- obawiałam się tego słowa.
- Ja... Nie chciałam ci niszczyć kariery.- odparłam wpatrując się w czubki swoich butów.
- Wolałaś uciec, niż powiedzieć prawdę? Wolałaś żyć przez całe życie w kłamstwie, niż być przy mnie?- po jego policzku spłynęła samotnie łza.
- Nie wiedziałam, jak to przyjmiesz.
- Na pewno coś byśmy wymyślili. Na pewno bym cię nie zostawił. - na jego ustach pojawił się uśmiech.- Jak mały?
- Rośnie i daje o sobie znak o każdej porze.- poklepałam się po brzuchu
- Może weźmiesz mnie za wariata, ale ja czułem to kiedy do mnie przychodziłaś. Czułem wszystko. Jak przykładałaś moją rękę do swojego brzucha. Byłem wtedy już jedną nogą tam, gdzie żyją anioły, ale wtedy powiedziałem sobie, że się nie poddam. Zawsze byłem przy tobie nawet, jak tego nie czułaś. Byłem z tobą, kiedy opłakiwałaś noce. Byłem przy tobie w każdej chwili. Może nie ciałem, ale duszą.- rozpłakałam się.
- Stefan ja...- przerwał mi, wycierając moje mokre od płaczu policzki.
- Też cię kocham.- mocniej ścisnął moją dłoń.
- Co teraz z nami będzie?- zapytałam.
- Nie wiem.- odparł spoglądając na okno, skąd rozpościerał się widok na góry.
W tej samej chwili:
Tutejszy bar.
( Richard )
- Dłużej się nie dało?- zapytałem siadając na krześle.
- No widzisz, jakoś nie!- krzyknął zdenerwowany.
- Trzeba wszystko układać od początku. Stefan się obudził.- odparłem upijając łyk whisky.
- Zostaw go mnie. Omiotę go tak, że będzie jadł mi z ręki i wierzył w każde moje słowo.- zaśmiał się ironicznie Michael. - Po co to robisz?- zapytał po chwili.
- Dla zabawy, dla szczęścia - zacząłem wyliczać - no i dla nauczki. Mówiłem jej, że mnie się tak łatwo nie pozbędzie. Nikt nie będzie lepszy ode mnie.- uderzyłem pięścią w stół.
- To jutro zaczynamy?- zapytał.
- Nie kuźwa za rok! Weź się zastanów co ty mówisz czasami!- odparłem i wstałem od stołu.- Jakby coś to dzwoń do mnie na drugi numer. Ja już spadam. Na razie!- uścisnąłem jego dłoń i wyszedłem.
Przemierzałem kolejne ulice Innsbrucka. Nie lubiłem tutaj przybywać. Wszystko kojarzyło mi się z nią. Każdy skrawek terenu. Dopiero tu zauważyłem, jak jest piękna.
Jeszcze będzie tego żałować, że odeszła! - powiedziałem sobie w myślach.
Następny dzień.
Szpital w Innsbrucku.
( Stefan )
Leżałem na łóżku, wpatrując tępo się w sufit. Odliczałem już kolejne godziny, minuty, sekundy do jej kolejnej wizyty. Za pomocy lekarki, udało mi się usiąść. Po kilku minutach do mojej sali weszła ona. Była piękna, bardziej promienna niż wczoraj. Ubrana w kwiaciastą sukienkę. Włosy miała spięte w kok. Nagle do mojej sali wbiegł, jakiś zamaskowany człowiek. Zaczął strzelać na oślep. Zobaczyłem tylko, jak Vicktoria osuwa się bezwładnie po ścianie. Zacząłem krzyczeć. Nikt jej nie chciał pomóc. Leżała i leżała na tej zimnej podłodze, a ja nawet nie mogłem jej pomóc. Byłem przypięty do tego cholernego łóżka. Płakałem. Straciłem dwie ważne dla mnie osoby.
- Stefan?- poczułem lekkie szturchnięcie z rękę. Obudziłem się. To był tylko głupi sen. Sen, który był strasznie realistyczny. Byłem cały zlany potem.
- Długo tu siedzisz?- zapytałem, próbując normalnie oddychać.
- Dopiero przyszłam.- uśmiechnęła się. - Przyniosłam coś, może chciałbyś zobaczyć.- podała mi zdjęcia z USG małego. Z kolejnym obrazkiem w moich oczu wylewał się nadmiar łez. Gdybym ich stracił, nie mógłbym żyć. Nie mógłbym żyć z tą świadomością, że nie ma ich przy mnie.
- On jest śliczny.- odparłem oddając jej zdjęcia.
- Stefan obiecasz mi coś?- powiedziała, wpatrując się w moje oczy z czułością.
- Spróbuję.- uśmiechnąłem się.
- Nie poddasz się, będziesz walczyć dla siebie, dla mnie, dla niego. Będziesz walczyć dla nas.Proszę.- zobaczyłem, jak do jej oczu zaczęły napływać łzy.
- Ej nie płacz.- ująłem jej dłoń. - To nie koniec świata, tylko nowotwór, który da się wyleczyć.
- Tylko, że umieralność na ten nowotwór z dnia, na dzień wzrasta!- już zaczęła krzyczeć.
- Usiądź, nie denerwuj się. Poradzimy sobie. Mamy siebie i to nam wystarczy.- uśmiechnęła się.
- A co jeśli...
- Nie zostawię was. Pamiętasz, jak opowiadałaś mi jak będzie wyglądać twoja rodzina? - przytaknęła - To wszystko się spełni.
- Rozmawiałam z lekarzem. Powiedział, że za kilka dni powinni cię wypisać, ale później czeka cię chemioterapia.
- Proszę cię, nie rozmawiajmy o tym. Na kiedy masz termin?
- 24 grudzień.- uśmiechnąłem się.
- To już nie długo. 3 miesiące i będzie z nami.- ująłem jej dłoń.
- Muszę już iść. Mam kilka spraw do załatwienia.- pocałowała mnie w czoło i wyszła, machając w moją stronę.
Dzisiaj uświadomiłem sobie, że warto walczyć i będę. Nie poddam się, bo mam dla kogo.
Czytałem właśnie książkę, którą przyniosła Vicky, kiedy do sali weszli chłopaki w świetnych nastrojach. Po ubierani, jak klauni. Didl trzymał mały magnetofon, który szybko podłączył do kontaktu. Po chwili z głośników poleciała piosenka Czadomena ,, Ruda tańczy jak szalona ''. Nigdy więcej polskiego disco - polo po niemiecku. Skoczkowie darli się na cały szpital, a ja jedynie śmiałem się z ich głupoty, bo co innego mi zostało. Gregor na środku sali postawił małą kulę disco. Po kilku minutach do mojej sali wbiegł ordynator oddziału i zaczął krzyczeć na chłopaków. Zrezygnowani opuścili salę,
- Proszę pana, tu jest szpital! Jeszcze raz ich tu zobaczę, a będą płacić karę!- wybiegł klnąc jeszcze coś pod nosem. Ja jedynie śmiałem się z zaistniałem sytuacji.
Był wieczór, kiedy moje drzwi otworzyły się po raz kolejny. Moim oczom ukazał się Michael.
- Cześć stary! Musimy pogadać.- wziął krzesło i usiadł na nim koło mojego łóżka.
- No cześć. O czym chcesz gadać?- zapytałem.
- O Vicktorii.
- Ale po co? Wszystko sobie dzisiaj wyjaśniliśmy.
- A powiedziała ci, że ojcem jej dziecka jestem ja?- te słowa spadły na mnie, jak grom z jasnego nieba. Jak to? Dlaczego mnie okłamała?!
- A skąd mogę mieć pewność, że nie kłamiesz?!- zdenerwowałem się - Już nie raz próbowałeś nas rozdzielić!
- Pamiętasz przedostatnie zawody?- przytaknąłem- Pewnie też pamiętasz, jak ci się w nocy wymknęła. Poszła wtedy ze mną na drinka, a później to się już samo potoczyło.- drwił sobie ze mnie.
- Po co to robisz? Po co kłamiesz?!- próbowałem wszystko przeanalizować.
- Czyżby pan wielmożny Kraft poczuł się urażony i osamotniony? Przykro mi, ale taka jest prawda.- zaśmiał mi się prosto w twarz.
- Wynoś się! Wynoś się i nie wracaj!- zacząłem się drzeć, nawet nie zaszczycając go wzrokiem.
- Co prawda boli ?- nie odpowiedziałem nic, tylko spojrzałem na niego wrogo. Wyszedł śmiejąc się. Śmiejąc się ze mnie, że dałem się tak omamić. Nie mogłem tego tak zostawić. Wyciągnąłem z pobliskiej szafki telefon, gdzie wystukałem wiadomość do Gregora, aby szybko przyjechał.
Po kilku minutach przybiegł cały zziajany.
- Stary jest już wieczór. Pielęgniarki nie chciały mnie wpuścić, ale jakoś ich ubłagałem. Co to za sprawa?- zapytał siadając na krześle, gdzie wcześniej siedział Michi.
- Zdradziła mnie.
- Ale kto? Bo nie rozumiem. Vicky?- popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Nie kuźwa, a kto ? Hayboeck dzisiaj u mnie był i wszystko mi powiedział.- patrzyłem jak jego usta i oczy otwierają się szerzej ze zdziwienia.
- To nie może być prawda. Ona tego by nie zrobiła!- gwałtownie wstał. Czułem, że coś przede mną ukrywa.
- Nie chcę w to wierzyć, ale po woli dopuszczam do siebie tą wiadomość.
- Jakby cię zdradziła, na pewno zostawiła by cię wcześniej.
- A dlaczego ty jej tak bronisz?- zapytałem wpatrując się w jego oczy, był zmieszany. Nie wiedział co powiedzieć. - A może ty masz coś z tą sprawą wspólnego? Gregor odpowiedz mi!- krzyknąłem.
- Ciebie do reszty pojebało? Nie odbijam dziewczyn kolegom! Tylko, że byłem prawie przy niej cały czas, wtedy kiedy uciekła!
- Gregor nie mów jej nic. Nie mów jej, że był u mnie Hayboeck.
- Ale i tak się dowie. Szybciej ty wybuchniesz i się wydrzesz na nią. Ja już cię znam. Zostaw to mnie.- pogroził mi palcem.
- Gregor, czy ty siebie słyszysz?!- podniosłem głos - To jest sprawa między mną, a nią. A nie twoja!
- Jeśli jeszcze raz ją stracisz, ona tak szybko się już nie pozbiera!- wstał z krzesła. - Przemyśl to wszystko. Ja idę, jutro do ciebie z nią wpadnę.- pożegnał się i wyszedł, a ja zostałem z burzą myśli w głowie. Nie wiem już komu wierzyć.
Trzy dni później.
Żegnam się z tym miejscem, z tą salą, ale już jutro będę musiał zadomowić się w innym miejscu. W innym szpitalu. Cieszę się, że to się wszystko kończy, ale od jutra zacznie od początku. Ciągłe badania, zmiany kroplówek, połykanie tabletek wielkości cukierka. Ale nie robię tego dla siebie. Tylko dla nich. Nie rozmawiałem jeszcze z nią o tamtym incydencie. Dlaczego? Nie chciałem jej zdenerwować. Nie chciałem w to wierzyć, ale coraz bardziej utwierdzałem się w tym przekonaniu.
Założyłem torbę na ramię i wyszedłem na zewnątrz szpitala, gdzie stała ona. Promienia jak zawsze.
Dała mi całusa w usta, na co ja jedynie się uśmiechnąłem. Wziąłem ją za rękę i powolnym spacerkiem ruszyliśmy w stronę mojego domu.
- Wszystko już masz przygotowane w domu. Twoja mama o wszystko zadbała.- uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję. Możemy porozmawiać?- zapytałem wskazując na ławkę w parku.
Odpowiedziała mi skinieniem głowy. Usiadła na niej, po czym uczyniłem to samo. Nie wiedziałem, jak ująć w całość pytanie, które dręczyło mnie od kilku dni.
- Ostatnio był u mnie Michi. - w tej chwili przerwał mi dźwięk wiadomości.
Od Nieznany:
Tak słodko wyglądacie, aż porzygam się zaraz.
Ku twojej przestrodze: lepiej uważaj, bo możesz
ich nie długo stracić. A tego chyba byś nie chciał?
Prawda? Znam jej każdy ruch. Co na początek?
Kilka gróźb, czy zaczniemy już z wielkim przytupem?
Wstałem gwałtownie z ławki i zacząłem się rozglądać. Nie dostrzegłem nikogo, który mógł zachowywać się dziwnie.
- Vicky idziemy stąd!- wziąłem ją za rękę i szybkim krokiem poszliśmy w stronę domu. Zaczęła zadawać pytania. Zacząłem się denerwować. Nie dość, że muszę jutro dalej ją zostawić to ktoś jeszcze nam grozi. Wykonałem telefon do Gregora i oznajmiłem mu, że do niego wpadnę.
Po kilku minutach byłem już pod jego domem. Bez pukania wszedłem do wnętrza, ciągnąc za sobą zdezorientowaną Vicky. W korytarzu zauważyłem zdziwioną całą sytuacją Amelię:
-Pilnuj jej!- wskazałem na dziewczynę.
- Ale Stefan, co...
- Gdzie jest Gregor?- wtrąciłem się.
- W ogrodzie. Co się...
Wybiegłem przez balkon i podszedłem do Gregora:
- Co się stało?- zapytał.
- Musisz jej pilnować. Cały czas być przy niej. Nie możesz jej zostawić samej. Rozumiesz?
- Stefan co się stało?
- Obiecaj, że się nią zajmiesz. Włos jej z głowy nie może spaść.- spojrzałem na niego, a on jedynie przytaknął. Nie chciałem nikomu mówić, o dzisiejszej wiadomości. Nie chciałem, aby inni się zamartwiali. - Albo Amelia, albo ty wszędzie macie z nią chodzić. Grozi jej niebezpieczeństwo. Jej i małemu.
- Ale o co chodzi- zapytał.
- To nie istotne. Obiecujesz?- spojrzałem mu w oczy.
- Obiecuję.- przybiłem z nim piątkę i wróciliśmy do dziewczyn. Podszedłem do Vicky i powiedziałem jej:
- Dalej tu będziesz mieszkać i nie możesz nigdzie sama wychodzić. Nawet do mnie.- popatrzyłem w jej przestraszone oczy.
- Ale Stefan...
- Proszę.
Zapadła cisza, którą przerwała Amelia:
- To komu soku?
- Ja bym się z chęcią napiła!- wyrwała się z mojego uścisku Vicky. Wiedziałem, ze jest zdenerwowana, bo nie chcę jej powiedzieć prawdy. Usiadłem z nią na sofie w salonie. Nie odzywała się, a gdy chciałem ją przytulić, to zrzucała mi ramię z pleców i wstawała. Ja jedynie coraz bardziej obawiałem się, czy nic się jej nie stanie, czy będzie bezpieczna? Nie odezwałem się już nic. Pożegnałem się i wyszedłem w stronę swojego domu. W progu przywitała mnie moja mama, która była szczęśliwa, że wybudziłem się ze śpiączki, jak wszyscy, ale nadal miała za złe Vicktorii, nie chciała jej widzieć u nas. Próbowałem jej wytłumacz, że dzięki niej mogę podjąć szybszą walkę w nowotworem, ale do niej nic nie docierało. Upuściłem torbę w salonie i pobiegłem do swojego pokoju. Wszystko nadal było na swoim miejscu, Zdjęcia wisiały w kolejności chronologicznej. Ale jedno, które było najważniejsze z nich wszystkich, wisiało nad łóżkiem. Ten pierwszy pocałunek, Gregor zrobił nam zdjęcie. I od tego się zaczęło.
Następny dzień
Szpital. Dla innych ratunek dla życia, dla innych udręka. Jak było w moim przypadku? Nie znałem odpowiedzi. Coraz bardziej się bałem. Nie wiedziałem, co mnie tam spotka. Czy leki zaczną działać, czy nie umrę już za kilka tygodni.
Jedną nogą byłem już na oddziale, na który mają tylko wstęp tylko pacjenci, gdy usłyszałem krzyk dobiegający z głównego wejścia. Przeprosiłem lekarza i podbiegłem do Vicky. Nasze usta połączyły się w jedność. Chciałem, aby ta chwila trwała wieczność, bo skąd mogłem wiedzieć, czy kiedykolwiek jeszcze będę tak blisko niej.
- Proszę cię nie poddawaj się!- powiedziała przez łzy.
- Dla was będę walczyć.- wyszeptałem jej do ucha. Z końca usłyszałem wołania lekarza. Ostatni raz ja pocałowałem, przytuliłem i ucałowałem brzuch - Czekaj na tatusia!- uśmiechnąłem się i odszedłem cofając się. Gdy już zamykałem drzwi pomachałem jej. Nadal tam stała, ale już nie sama. Obok niej znalazła się Amelia. Byłem jej i Gregorowi wdzięczny. Byli przy niej, kiedy ja nie mogłem. Przebrałem się w rzeczy, które miałem w torbie i udałem się na salę. Dostałem z jednym łóżkiem. Nawet się ucieszyłem nie chciałem, aby ktoś teraz oglądał mnie w takim stanie.
- Niedługo przyjdzie tu ordynator i omówi plany leczenia. Mam nadzieję, że na razie jest wszystko dobrze?- zapytał, a ja jedynie przytaknąłem. Wyszedł, a ja usiadłem na łóżku, wpatrując się tępo w podłogę, a szczególnie w swoje buty. Do mojej sali wszedł starszy, dobrze zbudowany mężczyzna. W rękach trzymał plik danych.
- Witam nazywam się Nicholas Parks. Będę podejmował wszystkie dotyczące pana leczenia. Na początku chcielibyśmy zacząć od...- mój mózg w tej chwili się wyłączył. Nie chciałem myśleć o raku. Przytakiwałem tylko lekko głową, kiedy pytał, czy go słucham.- Gdyby się pan nie podjął leczenia, zostałoby panu ledwo 3-4 miesiące życia. Teraz może nam się udać pana uratować. Czy zgadza się pan na wszystkie badania i dostawanie leków, oczywiście mogą one nieść skutki uboczne, ale spróbujemy temu zaradzić.
- Tak, zgadzam się.- odparłem, podpisując dokumenty.
- To witamy na pokładzie panie Kraft i się nie poddajemy.- uśmiechnął się, co odwzajemniłem.
- Czy mógłbym zostać sam?- zapytałem.
- W razie problemów, proszę wcisnąć ten guzik, koło szafki. Sygnał z niego będzie kierowany po całym szpitalu.
- Dobrze.- odparłem, gdy był już w drzwiach .
Teraz zostałem sam. Sam z tym wszystkim.
Witam z kolejnym rozdziale!
Na początku chciałabym z całego serca wam podziękować za wcześniejsze komentarze :*
Zawaliłam, wiem. Miał być tydzień temu, ale nie miałam siły, weny, aby napisać coś nowego. Już ten rozdział był dla mnie męczący, ale czytam aktualnie moją ulubioną książkę, więc wena na pewno przybędzie.
Od razu chce zastrzec, że Gregor nie bierze udziału w tym spisku Michael - Richard.
Czekam na wasze opinie. Myślę, że się chociaż w maleńkim stopniu spodobał.
To do następnego kochani.
Alan Alexander Milne – Kubuś Puchatek
( Vicky )
Obudziły mnie ciepłe, jaskrawe promienie słońca, które wdzierały się miedzy żaluzjami w pokoju. Nie wychodziłam stąd od kilku dni, nie licząc potrzeb, które musiałam wykonać. Wmawiałam sobie, że dam radę. Szkoda, że ta pozytywna energia odchodziła ode mnie jak bumerang. Powolnie wstałam z łóżka, ociągnęłam się i podeszłam do okna. Wrzesień w Austrii zawsze był piękny, a szczególnie w górach, po których lubiłam chodzić. Usiadłam na parapecie wpatrując się za okno i na mój brzuch, który z dnia na dzień robił się coraz większy, a moje nogi puchły w niemiłosiernym tempie.
Po kilku minutach zeszłam z niego i zaczęłam wyciągać rzeczy z szafy. Ubrałam pierwszy lepszy dres z nike i udałam się na dół, w celu zjedzenia śniadania. Już gdy otworzyłam drzwi, można było poczuć zapach świeżej mielonej kawy, bułeczek, twarogu ze szczypiorkiem i świeżych ogórków. Po chwili do moich uszu doszedł śpiew chłopaków. Podeszłam bliżej, aby ich nie wystraszyć, ale żebym mogła lepiej słyszeć. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zaczęłam ich nagrywać. Okazało się, że zaczęli śpiewać piosenkę Laser ,, Czekoladka ''
- Chcę być twoją, słodką mleczną czekoladką.- krzyczał do łyżki drewnianej Gregor.
- Żebyś mogła chrupać mnie całymi dniami- zabrał mu ,, mikrofon'' Didl i dokończył wers piosenki.
- Chcę pomadką być do twojej buzi mała!- do zespołu wkroczył Michi.
- By całować usta twoje przez rok cały!- dokończył Fetti.
- Chcę być gąbką, która myje twoje ciało!- krzyknął Poppi.
- Żeby skóry gładkiej, miękkiej dotykała!- dokończył Gregor zabierając Manuelowi mikrofon i zamieszał jajecznicę na patelni.
- Rękawiczką, co dotyka twojej dłoni, co mam zrobić, żebyś bardziej mnie kochała?!- wydarł się na całe gardło Morgi.
- I chcę cię bardzo i nie mogę mieć. I mieć chcę ciebie i nie mogę mieć- w tym momencie weszłam do kuchni z Amelią i zaczęłam im bić brawo. Gdybyście zobaczyli ich miny. Na pewno, gdyby zabijali wzrokiem już leżałybyśmy martwe. Usiadłam między Fettim i Morgim i zabrałam się za pałaszowanie kanapek.
- Ej to moje!- krzyknął oburzony jak małe dziecko Didl.
- Teraz moje.- uśmiechnęłam się w jego stronę.
Po skończonym śniadaniu poszłam do siebie na górę. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i udałam się w kierunku szpitala. Codziennie się tam wybierałam, ale gdy byłam już prawie na miejscu, odwracałam się na pięcie i wybiegałam z niego z płaczem. Dzisiaj chciałam to zmienić, chociaż spróbować. Jak zawsze pewna siebie weszłam wgłąb budynku, lecz przy pierwszej sali moje serce zaczęło pękać na kilka, kilkanaście, kilkaset kawałeczków. W końcu doszłam do sali, gdzie leżał Stefan. Nie było go tam. Nie chciałam już od razu histeryzować. Spytałam się pielęgniarki, która wychodziła akurat z sali:
- Przepraszam, gdzie jest ten pan, co tu leżał?
- Musieliśmy go przenieść do innej sali.Wybudził się ze śpiączki. A pani to z rodziny?- spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Tak, tak.- skłamałam sztucznie się uśmiechając, chyba to kupiła, bo zaprowadziła mnie pod salę, gdzie leżał Stefan. Nie było przy nim już tyle aparatur.
- Czy mogłabym?- uśmiechnęła się i zachęciła mnie.
Po cichutku weszłam do sali. Spał. Po woli usiadłam na krześle koło niego. Uścisnęłam jego dłoń i wyszeptałam przez łzy:
- Tak bardzo tęskniłam.
Jego powieki zaczęły drżeć. Po chwili patrzył na mnie tymi swoimi smutnymi oczami. Wciąż były one przepełnione miłością, lecz nie tak jak wcześniej. Nie wyciągnął swojej dłoni z moich. Patrzył na mnie tylko tym swoim wzrokiem. Tym, którego tak bardzo nie znosiłam. Nie, to nie była złość. To był tylko żal. Żal, że go zostawiłam, nie zaufałam. Byłam wszystkiemu winna.
Ciszę między nami, przerwał Stefan:
- Dlaczego?- obawiałam się tego słowa.
- Ja... Nie chciałam ci niszczyć kariery.- odparłam wpatrując się w czubki swoich butów.
- Wolałaś uciec, niż powiedzieć prawdę? Wolałaś żyć przez całe życie w kłamstwie, niż być przy mnie?- po jego policzku spłynęła samotnie łza.
- Nie wiedziałam, jak to przyjmiesz.
- Na pewno coś byśmy wymyślili. Na pewno bym cię nie zostawił. - na jego ustach pojawił się uśmiech.- Jak mały?
- Rośnie i daje o sobie znak o każdej porze.- poklepałam się po brzuchu
- Może weźmiesz mnie za wariata, ale ja czułem to kiedy do mnie przychodziłaś. Czułem wszystko. Jak przykładałaś moją rękę do swojego brzucha. Byłem wtedy już jedną nogą tam, gdzie żyją anioły, ale wtedy powiedziałem sobie, że się nie poddam. Zawsze byłem przy tobie nawet, jak tego nie czułaś. Byłem z tobą, kiedy opłakiwałaś noce. Byłem przy tobie w każdej chwili. Może nie ciałem, ale duszą.- rozpłakałam się.
- Stefan ja...- przerwał mi, wycierając moje mokre od płaczu policzki.
- Też cię kocham.- mocniej ścisnął moją dłoń.
- Co teraz z nami będzie?- zapytałam.
- Nie wiem.- odparł spoglądając na okno, skąd rozpościerał się widok na góry.
W tej samej chwili:
Tutejszy bar.
( Richard )
- Dłużej się nie dało?- zapytałem siadając na krześle.
- No widzisz, jakoś nie!- krzyknął zdenerwowany.
- Trzeba wszystko układać od początku. Stefan się obudził.- odparłem upijając łyk whisky.
- Zostaw go mnie. Omiotę go tak, że będzie jadł mi z ręki i wierzył w każde moje słowo.- zaśmiał się ironicznie Michael. - Po co to robisz?- zapytał po chwili.
- Dla zabawy, dla szczęścia - zacząłem wyliczać - no i dla nauczki. Mówiłem jej, że mnie się tak łatwo nie pozbędzie. Nikt nie będzie lepszy ode mnie.- uderzyłem pięścią w stół.
- To jutro zaczynamy?- zapytał.
- Nie kuźwa za rok! Weź się zastanów co ty mówisz czasami!- odparłem i wstałem od stołu.- Jakby coś to dzwoń do mnie na drugi numer. Ja już spadam. Na razie!- uścisnąłem jego dłoń i wyszedłem.
Przemierzałem kolejne ulice Innsbrucka. Nie lubiłem tutaj przybywać. Wszystko kojarzyło mi się z nią. Każdy skrawek terenu. Dopiero tu zauważyłem, jak jest piękna.
Jeszcze będzie tego żałować, że odeszła! - powiedziałem sobie w myślach.
Następny dzień.
Szpital w Innsbrucku.
( Stefan )
Leżałem na łóżku, wpatrując tępo się w sufit. Odliczałem już kolejne godziny, minuty, sekundy do jej kolejnej wizyty. Za pomocy lekarki, udało mi się usiąść. Po kilku minutach do mojej sali weszła ona. Była piękna, bardziej promienna niż wczoraj. Ubrana w kwiaciastą sukienkę. Włosy miała spięte w kok. Nagle do mojej sali wbiegł, jakiś zamaskowany człowiek. Zaczął strzelać na oślep. Zobaczyłem tylko, jak Vicktoria osuwa się bezwładnie po ścianie. Zacząłem krzyczeć. Nikt jej nie chciał pomóc. Leżała i leżała na tej zimnej podłodze, a ja nawet nie mogłem jej pomóc. Byłem przypięty do tego cholernego łóżka. Płakałem. Straciłem dwie ważne dla mnie osoby.
- Stefan?- poczułem lekkie szturchnięcie z rękę. Obudziłem się. To był tylko głupi sen. Sen, który był strasznie realistyczny. Byłem cały zlany potem.
- Długo tu siedzisz?- zapytałem, próbując normalnie oddychać.
- Dopiero przyszłam.- uśmiechnęła się. - Przyniosłam coś, może chciałbyś zobaczyć.- podała mi zdjęcia z USG małego. Z kolejnym obrazkiem w moich oczu wylewał się nadmiar łez. Gdybym ich stracił, nie mógłbym żyć. Nie mógłbym żyć z tą świadomością, że nie ma ich przy mnie.
- On jest śliczny.- odparłem oddając jej zdjęcia.
- Stefan obiecasz mi coś?- powiedziała, wpatrując się w moje oczy z czułością.
- Spróbuję.- uśmiechnąłem się.
- Nie poddasz się, będziesz walczyć dla siebie, dla mnie, dla niego. Będziesz walczyć dla nas.Proszę.- zobaczyłem, jak do jej oczu zaczęły napływać łzy.
- Ej nie płacz.- ująłem jej dłoń. - To nie koniec świata, tylko nowotwór, który da się wyleczyć.
- Tylko, że umieralność na ten nowotwór z dnia, na dzień wzrasta!- już zaczęła krzyczeć.
- Usiądź, nie denerwuj się. Poradzimy sobie. Mamy siebie i to nam wystarczy.- uśmiechnęła się.
- A co jeśli...
- Nie zostawię was. Pamiętasz, jak opowiadałaś mi jak będzie wyglądać twoja rodzina? - przytaknęła - To wszystko się spełni.
- Rozmawiałam z lekarzem. Powiedział, że za kilka dni powinni cię wypisać, ale później czeka cię chemioterapia.
- Proszę cię, nie rozmawiajmy o tym. Na kiedy masz termin?
- 24 grudzień.- uśmiechnąłem się.
- To już nie długo. 3 miesiące i będzie z nami.- ująłem jej dłoń.
- Muszę już iść. Mam kilka spraw do załatwienia.- pocałowała mnie w czoło i wyszła, machając w moją stronę.
Dzisiaj uświadomiłem sobie, że warto walczyć i będę. Nie poddam się, bo mam dla kogo.
Czytałem właśnie książkę, którą przyniosła Vicky, kiedy do sali weszli chłopaki w świetnych nastrojach. Po ubierani, jak klauni. Didl trzymał mały magnetofon, który szybko podłączył do kontaktu. Po chwili z głośników poleciała piosenka Czadomena ,, Ruda tańczy jak szalona ''. Nigdy więcej polskiego disco - polo po niemiecku. Skoczkowie darli się na cały szpital, a ja jedynie śmiałem się z ich głupoty, bo co innego mi zostało. Gregor na środku sali postawił małą kulę disco. Po kilku minutach do mojej sali wbiegł ordynator oddziału i zaczął krzyczeć na chłopaków. Zrezygnowani opuścili salę,
- Proszę pana, tu jest szpital! Jeszcze raz ich tu zobaczę, a będą płacić karę!- wybiegł klnąc jeszcze coś pod nosem. Ja jedynie śmiałem się z zaistniałem sytuacji.
Był wieczór, kiedy moje drzwi otworzyły się po raz kolejny. Moim oczom ukazał się Michael.
- Cześć stary! Musimy pogadać.- wziął krzesło i usiadł na nim koło mojego łóżka.
- No cześć. O czym chcesz gadać?- zapytałem.
- O Vicktorii.
- Ale po co? Wszystko sobie dzisiaj wyjaśniliśmy.
- A powiedziała ci, że ojcem jej dziecka jestem ja?- te słowa spadły na mnie, jak grom z jasnego nieba. Jak to? Dlaczego mnie okłamała?!
- A skąd mogę mieć pewność, że nie kłamiesz?!- zdenerwowałem się - Już nie raz próbowałeś nas rozdzielić!
- Pamiętasz przedostatnie zawody?- przytaknąłem- Pewnie też pamiętasz, jak ci się w nocy wymknęła. Poszła wtedy ze mną na drinka, a później to się już samo potoczyło.- drwił sobie ze mnie.
- Po co to robisz? Po co kłamiesz?!- próbowałem wszystko przeanalizować.
- Czyżby pan wielmożny Kraft poczuł się urażony i osamotniony? Przykro mi, ale taka jest prawda.- zaśmiał mi się prosto w twarz.
- Wynoś się! Wynoś się i nie wracaj!- zacząłem się drzeć, nawet nie zaszczycając go wzrokiem.
- Co prawda boli ?- nie odpowiedziałem nic, tylko spojrzałem na niego wrogo. Wyszedł śmiejąc się. Śmiejąc się ze mnie, że dałem się tak omamić. Nie mogłem tego tak zostawić. Wyciągnąłem z pobliskiej szafki telefon, gdzie wystukałem wiadomość do Gregora, aby szybko przyjechał.
Po kilku minutach przybiegł cały zziajany.
- Stary jest już wieczór. Pielęgniarki nie chciały mnie wpuścić, ale jakoś ich ubłagałem. Co to za sprawa?- zapytał siadając na krześle, gdzie wcześniej siedział Michi.
- Zdradziła mnie.
- Ale kto? Bo nie rozumiem. Vicky?- popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Nie kuźwa, a kto ? Hayboeck dzisiaj u mnie był i wszystko mi powiedział.- patrzyłem jak jego usta i oczy otwierają się szerzej ze zdziwienia.
- To nie może być prawda. Ona tego by nie zrobiła!- gwałtownie wstał. Czułem, że coś przede mną ukrywa.
- Nie chcę w to wierzyć, ale po woli dopuszczam do siebie tą wiadomość.
- Jakby cię zdradziła, na pewno zostawiła by cię wcześniej.
- A dlaczego ty jej tak bronisz?- zapytałem wpatrując się w jego oczy, był zmieszany. Nie wiedział co powiedzieć. - A może ty masz coś z tą sprawą wspólnego? Gregor odpowiedz mi!- krzyknąłem.
- Ciebie do reszty pojebało? Nie odbijam dziewczyn kolegom! Tylko, że byłem prawie przy niej cały czas, wtedy kiedy uciekła!
- Gregor nie mów jej nic. Nie mów jej, że był u mnie Hayboeck.
- Ale i tak się dowie. Szybciej ty wybuchniesz i się wydrzesz na nią. Ja już cię znam. Zostaw to mnie.- pogroził mi palcem.
- Gregor, czy ty siebie słyszysz?!- podniosłem głos - To jest sprawa między mną, a nią. A nie twoja!
- Jeśli jeszcze raz ją stracisz, ona tak szybko się już nie pozbiera!- wstał z krzesła. - Przemyśl to wszystko. Ja idę, jutro do ciebie z nią wpadnę.- pożegnał się i wyszedł, a ja zostałem z burzą myśli w głowie. Nie wiem już komu wierzyć.
Trzy dni później.
Żegnam się z tym miejscem, z tą salą, ale już jutro będę musiał zadomowić się w innym miejscu. W innym szpitalu. Cieszę się, że to się wszystko kończy, ale od jutra zacznie od początku. Ciągłe badania, zmiany kroplówek, połykanie tabletek wielkości cukierka. Ale nie robię tego dla siebie. Tylko dla nich. Nie rozmawiałem jeszcze z nią o tamtym incydencie. Dlaczego? Nie chciałem jej zdenerwować. Nie chciałem w to wierzyć, ale coraz bardziej utwierdzałem się w tym przekonaniu.
Założyłem torbę na ramię i wyszedłem na zewnątrz szpitala, gdzie stała ona. Promienia jak zawsze.
Dała mi całusa w usta, na co ja jedynie się uśmiechnąłem. Wziąłem ją za rękę i powolnym spacerkiem ruszyliśmy w stronę mojego domu.
- Wszystko już masz przygotowane w domu. Twoja mama o wszystko zadbała.- uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję. Możemy porozmawiać?- zapytałem wskazując na ławkę w parku.
Odpowiedziała mi skinieniem głowy. Usiadła na niej, po czym uczyniłem to samo. Nie wiedziałem, jak ująć w całość pytanie, które dręczyło mnie od kilku dni.
- Ostatnio był u mnie Michi. - w tej chwili przerwał mi dźwięk wiadomości.
Od Nieznany:
Tak słodko wyglądacie, aż porzygam się zaraz.
Ku twojej przestrodze: lepiej uważaj, bo możesz
ich nie długo stracić. A tego chyba byś nie chciał?
Prawda? Znam jej każdy ruch. Co na początek?
Kilka gróźb, czy zaczniemy już z wielkim przytupem?
Wstałem gwałtownie z ławki i zacząłem się rozglądać. Nie dostrzegłem nikogo, który mógł zachowywać się dziwnie.
- Vicky idziemy stąd!- wziąłem ją za rękę i szybkim krokiem poszliśmy w stronę domu. Zaczęła zadawać pytania. Zacząłem się denerwować. Nie dość, że muszę jutro dalej ją zostawić to ktoś jeszcze nam grozi. Wykonałem telefon do Gregora i oznajmiłem mu, że do niego wpadnę.
Po kilku minutach byłem już pod jego domem. Bez pukania wszedłem do wnętrza, ciągnąc za sobą zdezorientowaną Vicky. W korytarzu zauważyłem zdziwioną całą sytuacją Amelię:
-Pilnuj jej!- wskazałem na dziewczynę.
- Ale Stefan, co...
- Gdzie jest Gregor?- wtrąciłem się.
- W ogrodzie. Co się...
Wybiegłem przez balkon i podszedłem do Gregora:
- Co się stało?- zapytał.
- Musisz jej pilnować. Cały czas być przy niej. Nie możesz jej zostawić samej. Rozumiesz?
- Stefan co się stało?
- Obiecaj, że się nią zajmiesz. Włos jej z głowy nie może spaść.- spojrzałem na niego, a on jedynie przytaknął. Nie chciałem nikomu mówić, o dzisiejszej wiadomości. Nie chciałem, aby inni się zamartwiali. - Albo Amelia, albo ty wszędzie macie z nią chodzić. Grozi jej niebezpieczeństwo. Jej i małemu.
- Ale o co chodzi- zapytał.
- To nie istotne. Obiecujesz?- spojrzałem mu w oczy.
- Obiecuję.- przybiłem z nim piątkę i wróciliśmy do dziewczyn. Podszedłem do Vicky i powiedziałem jej:
- Dalej tu będziesz mieszkać i nie możesz nigdzie sama wychodzić. Nawet do mnie.- popatrzyłem w jej przestraszone oczy.
- Ale Stefan...
- Proszę.
Zapadła cisza, którą przerwała Amelia:
- To komu soku?
- Ja bym się z chęcią napiła!- wyrwała się z mojego uścisku Vicky. Wiedziałem, ze jest zdenerwowana, bo nie chcę jej powiedzieć prawdy. Usiadłem z nią na sofie w salonie. Nie odzywała się, a gdy chciałem ją przytulić, to zrzucała mi ramię z pleców i wstawała. Ja jedynie coraz bardziej obawiałem się, czy nic się jej nie stanie, czy będzie bezpieczna? Nie odezwałem się już nic. Pożegnałem się i wyszedłem w stronę swojego domu. W progu przywitała mnie moja mama, która była szczęśliwa, że wybudziłem się ze śpiączki, jak wszyscy, ale nadal miała za złe Vicktorii, nie chciała jej widzieć u nas. Próbowałem jej wytłumacz, że dzięki niej mogę podjąć szybszą walkę w nowotworem, ale do niej nic nie docierało. Upuściłem torbę w salonie i pobiegłem do swojego pokoju. Wszystko nadal było na swoim miejscu, Zdjęcia wisiały w kolejności chronologicznej. Ale jedno, które było najważniejsze z nich wszystkich, wisiało nad łóżkiem. Ten pierwszy pocałunek, Gregor zrobił nam zdjęcie. I od tego się zaczęło.
Następny dzień
Szpital. Dla innych ratunek dla życia, dla innych udręka. Jak było w moim przypadku? Nie znałem odpowiedzi. Coraz bardziej się bałem. Nie wiedziałem, co mnie tam spotka. Czy leki zaczną działać, czy nie umrę już za kilka tygodni.
Jedną nogą byłem już na oddziale, na który mają tylko wstęp tylko pacjenci, gdy usłyszałem krzyk dobiegający z głównego wejścia. Przeprosiłem lekarza i podbiegłem do Vicky. Nasze usta połączyły się w jedność. Chciałem, aby ta chwila trwała wieczność, bo skąd mogłem wiedzieć, czy kiedykolwiek jeszcze będę tak blisko niej.
- Proszę cię nie poddawaj się!- powiedziała przez łzy.
- Dla was będę walczyć.- wyszeptałem jej do ucha. Z końca usłyszałem wołania lekarza. Ostatni raz ja pocałowałem, przytuliłem i ucałowałem brzuch - Czekaj na tatusia!- uśmiechnąłem się i odszedłem cofając się. Gdy już zamykałem drzwi pomachałem jej. Nadal tam stała, ale już nie sama. Obok niej znalazła się Amelia. Byłem jej i Gregorowi wdzięczny. Byli przy niej, kiedy ja nie mogłem. Przebrałem się w rzeczy, które miałem w torbie i udałem się na salę. Dostałem z jednym łóżkiem. Nawet się ucieszyłem nie chciałem, aby ktoś teraz oglądał mnie w takim stanie.
- Niedługo przyjdzie tu ordynator i omówi plany leczenia. Mam nadzieję, że na razie jest wszystko dobrze?- zapytał, a ja jedynie przytaknąłem. Wyszedł, a ja usiadłem na łóżku, wpatrując się tępo w podłogę, a szczególnie w swoje buty. Do mojej sali wszedł starszy, dobrze zbudowany mężczyzna. W rękach trzymał plik danych.
- Witam nazywam się Nicholas Parks. Będę podejmował wszystkie dotyczące pana leczenia. Na początku chcielibyśmy zacząć od...- mój mózg w tej chwili się wyłączył. Nie chciałem myśleć o raku. Przytakiwałem tylko lekko głową, kiedy pytał, czy go słucham.- Gdyby się pan nie podjął leczenia, zostałoby panu ledwo 3-4 miesiące życia. Teraz może nam się udać pana uratować. Czy zgadza się pan na wszystkie badania i dostawanie leków, oczywiście mogą one nieść skutki uboczne, ale spróbujemy temu zaradzić.
- Tak, zgadzam się.- odparłem, podpisując dokumenty.
- To witamy na pokładzie panie Kraft i się nie poddajemy.- uśmiechnął się, co odwzajemniłem.
- Czy mógłbym zostać sam?- zapytałem.
- W razie problemów, proszę wcisnąć ten guzik, koło szafki. Sygnał z niego będzie kierowany po całym szpitalu.
- Dobrze.- odparłem, gdy był już w drzwiach .
Teraz zostałem sam. Sam z tym wszystkim.
Witam z kolejnym rozdziale!
Na początku chciałabym z całego serca wam podziękować za wcześniejsze komentarze :*
Zawaliłam, wiem. Miał być tydzień temu, ale nie miałam siły, weny, aby napisać coś nowego. Już ten rozdział był dla mnie męczący, ale czytam aktualnie moją ulubioną książkę, więc wena na pewno przybędzie.
Od razu chce zastrzec, że Gregor nie bierze udziału w tym spisku Michael - Richard.
Czekam na wasze opinie. Myślę, że się chociaż w maleńkim stopniu spodobał.
To do następnego kochani.
No wreszcie! Nie mogłam doczekać się nowego rozdziału! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny jest i tyle się dzieje <3
To po kolei...
Richard-Michael! Co oni kombinują! Po Richardzie się czegoś takiego spodziewałam ale Michi? Okej był wredny ale aż tak? Coraz bardziej mam go dość... wielki przyjaciel Richarda się znalazł -.- Mam tylko nadzieję, że Stefan mu nie uwierzył do końca w to że Vicky go zdradziła.
Ten sms to już w ogóle szczyt! Boję się, że oni zabiją Stefana lub Vicky albo ich oboje. Nie wiem czego mogę się po Tobie spodziewać! :D
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i życzę dużo dużo weny kochana! :)
Buziaki ;*
Boże, cudowne to i aż płakać mi się chciało, gdy to czytałam - " Byłem wtedy już jedną nogą tam, gdzie żyją anioły, ale wtedy powiedziałem sobie, że się nie poddam." <3 Naprawdę się cieszę, że Stefan się w końcu wybudził. Teraz ma być już tylko lepiej, ale jest jeszcze Richard i Michi. Jak on mógł tak nazmyślać? Myślałam, że są kumplami, a tu jednak Michael kumpluje się z Richardem? Nie rozumiem ich obydwóch.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i życzę Ci weny ;* :*
Słodki Jezu! Tak się cieszę, że w końcu dodałaś rozdział. Warto było czekać.
OdpowiedzUsuńNa początku, dziękuję, że nie zabiłaś Stefana.
Ej, ej, ej. co za dranie. Ok, Michi faktycznie kilka razy był chamski, ale żeby wspólnie z Richardem coś knuć? To już gruba przesada. W dodatku powiedział, że Vicky z nim zdradziła Stefana. Aż strach pomyśleć, co oni chcą zrobić... I jeszcze ten sms.
Dobrze, że jest Gregor.
Czekam na kolejny <3 Dużoo weny ;*
Nawet nie wiesz, jak ogromne emocje u mnie wywołujesz. Wystarczył mi cytat na początku, a już miałam mokre oczy ^^
OdpowiedzUsuńStefan się wybudził. To chyba najważniejszy moment tego rozdziału. Mam nadzieję, że wszystko teraz będzie szło ku dobremu. No i mam też nadzieję, że już nic więcej mu nie zrobisz, bo ostatnimi czasy to doprowadzałaś mnie do stanu przed zawałowego :) Michi i Richard. Nie podoba mi się to wszystko. Co oni kombinują? O.o Pan Hayboeck coś coraz częściej mi podpada. Jest... lekko chamski? Nie wiem, jak to nazwać. Kochana, mieszasz po raz kolejny, i to bardzo ^^
Dużo weny i buziaki :**
Stefan się wybudził, ale fajnie *.* Michi ! Żeby robić takie rzeczy swojemu najlepszemu przyjacielowi? Oby ten jego plan z Richardem nie wypalił...
OdpowiedzUsuńI dalej jestem ciekawa co czuje Gregor do naszej bohaterki ;)
Pozdrawiam :*
Z góry przepraszam za to,że ten komentarz jest krótki,ale dopiero teraz znalazłam chwilę czasu.
OdpowiedzUsuńFajnie,że Stefan się wzbudził. :)
Nie podoba mi się to,że Michael kombinuje coś z Richardem. Mam nadzieję,że nie uda im się to co chcą zrobić.
Czekam na kolejny i pozdrawiam. ;*
Fantastico! *oo*
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, tyle tego :3
Najlepszy Gregor, taki dobry przyjaciel! ^^
No nic, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! ;D
Życzę weny i pozdrawiam! ;*
W wolnej chwili zapraszam do siebie! :]]
http://stayy-with-me.blogspot.com/?m=1
Hej kochana :*
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Awards :)
Szczegóły tutaj: http://youmusttofly.blogspot.com/p/liebster-awards.html <3
Kochana, wybacz za to opóźnienie, ale mam tyle na głowie, że szkoda gadać. Obiecuję, że zaraz po testach się poprawię i postaram się być niemal od razu. ;)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak cholernie się cieszę, że Stefan się wybudził. Miałam w głowie wizję, że to może nie nadejść zbyt szybko albo i nie nadejść wcale. :( Dzięki Bogu (a raczej Tobie :)) stało się tak, że nasz kochany Krafcio jest już przy naszej Vicky. ♥
Nie mogłam się doczekać tego momentu. Wyznali sobie wszystkie uczucia i nawet nie masz pojęcia, jak bardzo mnie to usatysfakcjonowało. :D Cieszę się jak mała dziewczynka i żałuję, że nie przeczytałam od razu tego wspaniałego rozdziału. ♥
Co do Michaela i Richarda... Co oni kombinują? Michael ściemnia na całej linii. Bardzo dobrze, że Stefan nie reagował zbyt impulsywnie. O takie rzeczy trzeba pytać delikatnie, z trzeźwą głową. Mówiłam już, jak kocham tego Stefana? Właśnie między innymi za to, że nie postąpił emocjonalnie. Ale co do tych gróźb... Czy im nie wystarczy, że Stefcio jest chory? Że boryka się z problemem śmieci? Są szanse, na to iż wyzdrowieje i bardzo mocno w to wierzę, ale oni mogliby okazać się tą jedną, małą, cząsteczką człowieczeństwa i okazać nico empatii. :(
Czyżbyśmy miały tutaj fankę polskiego disco? :D Niesamowicie wplatasz je do opowiadania. Zawsze mam mega wielki ubaw! :D
Czekam na więcej! ♥
Buziaki! :*
Zostałaś nominowana do Liebster Award więcej informacji tutaj: http://foreverstaywithme.blogspot.com/p/leibster.html
OdpowiedzUsuńBuziakiii, NOT PRINCESS <3
Ty zawaliłaś? A co ma powiedzieć taka ja, która spóźnia się praktycznie tydzień? No może tylko to, że egzaminy trochę mnie wyrwały z bloggera. No ale wreszcie mi się udało zjawić.
OdpowiedzUsuńStefan się wybudził... Boże, co za ulga. Mam nadzieję, że wygra walkę z rakiem, bo co wtedy będzie z Vicky i jej synkiem? Niech wszystko się ułoży, błagam. Oni i tak przeżyli już zbyt wiele strasznych rzeczy.
Ale że Michael posunie się do czegoś takiego? Richarda to jeszcze jakoś tam można było się spodziewać, ale Michi? Miałam o nim taką dobrą opinię, a teraz co? I to w dodatku najlepszy przyjaciel... Jak to się w ogóle stało, że on się w to zaangażował? Chyba do reszty stracił rozum. Niech tylko Vicky nic się nie stanie...
Pozdrawiam i czekam na kolejny :D