Mówią, że czas leczy rany, ale to nie oznacza, że znika przyczyna smutku.
A u mnie rana jest codziennie świeższa.
- Cassandra Clare
W Barcelonie spędziliśmy cudowne chwile, ale czy potrafiłam zapomnieć o bólu? Na każdym kroku był on widoczny. To coś zżerało mnie od środka. Pod pretekstem zatrucia szybciej wróciliśmy do Austrii, ale ja wiedziałam, że na tym się nie skończy. Nie rozpakowywałam walizek, bo miałam następny cel podróży. Ale następna wyprawa, miała być tą ostatnia i samotną. Nie chcę udawać kogoś kim nie jestem. Nie potrafię. Nie potrafię spojrzeć w lustro, zobaczyć tam osobę, którą każdy chce postrzegać tak, jak dawniej, ale ja nie potrafię. Nie chcę. Mówią stało się, trzeba żyć dalej, ale ja nie umiem. Nie mam sił. Kolejny raz wybieram ucieczkę. Ucieczkę od problemu, choć i tak dopadnie mnie on wcześniej niż zdążę uciec.
Ostatni raz obeszłam tak znany mi pokój, zastanawiając się, czy słusznie robię. Ostatni raz spojrzałam na zdjęcia, na których razem byliśmy szczęśliwi, na łóżko, z którym miałam tyle wspomnień. Powoli podniosłam walizki stojące przy drzwiach, popchnęłam drewniane drzwi i ruszyłam przed siebie. Zeszłam po schodach, gdzie ujrzałam gotującego obiad Stefana. Odłożyłam walizki na bok, a wtedy na mnie popatrzył:
- Co ty robisz?- zapytał ze smutkiem.
- Stefan, ja tak nie potrafię. Nie mogę żyć, czuję się zamknięta.- powoli sciągnęłam pierścionek i położyłam go na blacie.- Kocham cię, ale wybacz mi.
Odłożył łyżkę na blat i podszedł do mnie, ale dzieliło nas kilka metrów:
- Nie zostawiaj mnie. Proszę.- popatrzył w moje oczy, a we mnie coś pękło. Złamało się na pół. Zaczęłam płakać.
- Tak będzie lepiej. Nie chcę udawać kogoś kim nie jestem. Zrozum mnie.
- Myślisz, że ja za nim nie tęsknie?!- zdenerwował się, zaczął krzyczeć. Nie lubiłam go w takim wydaniu.
- Ty nic nie rozumiesz.- próbowałam do niego podejść, jednak cofnął się o kilka kroków.
- Jeśli tak bardzo chcesz jechać, to jedź. A mnie tu zostaw. Każdego dnia będzie umierała część mnie, bo tylko ty mi zostałaś. Codziennie będę otwierał drzwi z nadzieję, że to ty, że jednak się namyśliłaś. Ale z każdą następną chwilą będę sobie uświadamiał, że nie wrócisz. A wtedy podniosę się, a wiesz dlaczego?- popatrzył w moje oczy, a ja przecząco pokiwałam głowę.- Bo mam dla kogo żyć!
- Stefan proszę cię, daj mi odejść.- po moich policzkach z dużą szybkością zaczęły spływać łzy.
- Czy ci tak bardzo źle ze mną ?
- To nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. Chcę, żebyś był szczęśliwy, a przy moim boku nigdy nie będziesz.- odparłam cichutko wpatrując się w jego brązowe oczy.
- Wrócisz kiedyś?- zapytał z nadzieją.
- Kiedyś, kiedyś na pewno.- podniosłam walizki z podłogi i udałam się w stronę drzwi. Gdy stałam już w progu drzwi odwróciłam się w jego stronę i powiedziałam pół szeptem - Kocham cię.
Odwróciłam się i wyszłam. Poczułam, jak z mojego serduszka schodzi wielki kamień. Otworzyłam bagażnik swojego samochodu, włożyłam do niego torby i usiadłam za kierownicą. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam przed siebie. W nieznane.
( Stefan )
Nie wierzę, nie mogę nadal w to uwierzyć. Zostawiła mnie. Zostawiła samego sobie. Na pastwę losu. Po tylu szczęśliwych chwilach zostawiła mnie. Potraktowała mnie, jak zwykłego gówniarza bez uczuć. Pobawiła się i zostawiła. Gdy udało mi się posklejać po tym wszystkim, ona na nowo rozbiła mnie na drobne kawałeczki.
Wybrałem w telefonie numer Marinusa i nawiązałem połączenie. Po kilku sygnałach odezwała się poczta głosowa, a ja oparłem się o zimną ścianę i po raz kolejny dzwoniłem do chłopaka. Odpowiadała mi jedynie sekretarka. Ze łzami w oczach zsunąłem się po ścianie. Wpatrywałem się w drzwi, przez które wcześniej wyszła. Miałem cichą nadzieję, że to głupi sen, że zaraz się wybudzę. Będzie, jak dawniej, ale nic się nie wydarzyło. Po raz ostatni zadzwoniłem, lecz tak jak wcześniej usłyszałem damski głos.
Poddałem się. Kiedyś się odezwie. Kiedyś na pewno.
Wstałem i otrzepałem swoje spodnie i podszedł do blatu, gdzie leżał pierścionek, który zostawiła.Wziąłem go do rąk i z całej siły rzuciłem przed siebie. W przepływie złości zacząłem rzucić wszystkim, co trafiło w moje ręce. Po raz kolejny z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Wybiegłem na dwór i opadłem na werandę wpatrując się w samochody, które jeździły po ulicy. Wstałem i ruszyłem przed siebie. Była zima, a ja szedłem w samym swetrze nie zważając na dziwne spojrzenia przechodniów. Udałem się w dobrze znane mi miejsce. Po kilku minutach byłem już na samej górze. Siedziałem na belce i spojrzałem w jeden punkt przed siebie. Momentalnie usłyszałem ten gwar, który kibice robili przed każdym moim skokiem. Powiew flag, które czyniły, że byłem dumny ze swojego pochodzenia. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i zaśmiałem się z samego siebie. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Gregora, aby po mnie przyjechał. Mróz dawał mi się we znaki i zacząłem żałować, że nie wziąłem ze sobą przynajmniej czapki i szalika. Był środek zimy, a ja ubrany byłem w jeansy i cieplejszy sweter. Zszedłem z belki i udałem się na wskazane miejsce, gdzie umówiłem się z Gregorem. Gdy byłem już na dole, on stał oparty o samochód. Nic nie mówił, jedynie do mnie podszedł i objął ramieniem po przyjacielsku.
- Zostawiła mnie!- momentalnie upadłem na ubity śnieg.
- Stefan wstawaj i tak jesteś już zziębnięty.
- Powiedz mi, co jest ze mną nie tak?!
- Kiedyś musiało to nastąpić. Każdy wiedział, że nie radzi sobie, ale od nikogo nie chciała pomocy. To był tylko zbieg czasu, aż odejdzie. Powinieneś pozwolić jej odejść. Przeżyła nie wyobrażalną stratę...- przerwałem mu.
- Wy tylko myślicie o niej! Bo tylko ona straciła najważniejsza osobę w swoim życiu, a mnie nic nie przytrafiło się strasznego, tak?! Najpierw choroba, później strata dziecka! Mi nikt nie powiedział, że będzie dobrze, że trzeba żyć!- krzyczałem na Gregora.
- Myśleliśmy, że jakoś się trzymasz. Nie wiedzieliśmy, że jest ci tak ciężko.
- Mógłbyś mnie zawieźć do domu?- zapytałem, a on jedynie przytaknął głową.
Jechaliśmy w ciszy. Nikt się nie odzywał i mi ten układ odpowiadał. Po chwili byliśmy już pod moim domem, lecz coś przykuło moją uwagę, może nie coś, tylko ktoś.
Na podjeździe stało czerwone audi, a w drzwiach stało młode małżeństwo, trzymające coś w rękach. Wysiadłem z samochodu i udałem się w ich stronę:
- Przepraszam, państwo kogoś szukają?- zapytałem, odwrócili się, a moim oczom ukazało się małe dziecko.
- Nazywam się Marco, a to moja żona Anette. Chcielibyśmy porozmawiać, jeśli można.- zapytał się wysoki brunet, a ja przytaknąłem i zaprosiłem ich do środka.
- Niech się państwo rozgoszczą. Kawy, herbaty?- podrapałem się po karku.
- My tylko na chwilę, niech sobie pan nie robi kłopotu.
- No dobrze, to w jakiej sprawie państwo do mnie przyjechali.- zapytałem, nie miałem zbytniej ochoty na rozmowy.
- W szpitalu doszło do straszliwej pomyłki. Okazało się, że to nie jest nasze dziecko, a pani Vicktorii Kraus i pana. Zawiadomiliśmy odpowiednie służby, aby zajęły się sprawą. Chcielibyśmy oddać państwu dziecko.- myślałem, że żartują. Jednak ich miny były poważne. Popatrzyłem na Gregora, który stał wpatrzony w małego. Miał oczy po mnie, a blond włoski po niej.
- Ale państwo mówią poważnie?- zapytałem.
- Zrobiliśmy testy dna i wykazały, że nic nas z tym maleństwem nie łączy. Niestety to moje dziecko umarło w czasie porodu, nie Vicktorii. - nie wiedziałem, czy mam zacząć skakać ze szczęścia, czy płakać. Z jednak strony cieszyłem się z takiego obrotu sprawy, jednak z drugiej było mi szkoda tego małżeństwa.
- Kiedy będę mógł go odebrać?
- Tu ma pan wszystkie potrzebne papiery, a dziecko mogę panu oddać teraz. Zaraz ma przyjechać tutaj prawnik, który zajmuje się tą sprawą. - dziewczyna podała mi zieloną teczkę i uśmiechnęła się.- Niestety musimy jechać. Wszystko panu przekazaliśmy. - podała mi nosidełko, widziałem, że było jej trudno.- Nazwaliśmy go Leon, ale jeśli chcecie możecie zmienić mu imię.
Do głowy wpadł mi świetny pomysł.
- Mam jedno pytanie, chrzciliście go?
- Mieliśmy zamiar w tą niedziele, a czemu pytasz? Przepraszam, że zwracam się na ty, ale taki mam już zwyczaj.
- Nic się nie dzieje.- uśmiechnąłem się - A nie chcielibyście zostać rodzicami chrzestnymi?
Popatrzyli się na siebie i przytaknęli głowami. Porozmawiałem z nimi chwilę i wyszli, ale mój spokój nie trwał długo. Po chwili przyjechał prawnik z kuratorem i przeprowadzili badania, porozmawiali także z Gregorem.
- Mam jeszcze jedno pytanie, a gdzie chwilowo znajduje się obecnie pani Vicktoria Kraus?- zapytał się jeden z nich, bodajże Lucas.
- Sam chciałbym wiedzieć.
- Wie pan, że będziemy musieli ją o tym powiadomić?
- Niech państwo zostawią to mnie. Przepraszam, ale mógłbym się w końcu nacieszyć własnym synem?- zapytałem, a oni się uśmiechnęli i wyszli, dziękując za rozmowę. Po ich wyjściu, podszedł do mnie Gregor i klepnął po plecach:
- No tatuśku bierz się do roboty! Ja przywiozę wszystkie rzeczy, które nazbierały się w czasie ciąży.
- Gregor, a co jeśli ona nie będzie chciała go widzieć?- zapytałem z przerażeniem i wziąłem Leona na ręce, aby oprowadzić go po nowym domu.
- Nie myśl teraz o tym.
- Ona nie odbiera ode mnie telefonu, nawet Kraus nie zaszyci mnie napisaniem durnego sms'a.
- Jeśli nie będą chcieli się skontaktować, my ci pomożemy. W końcu jesteśmy jedną, wielką rodziną! Prawda?! A teraz lecę i zaraz przywożę Amelię z rzeczami.
- Gregor - zatrzymałem go w drzwiach - Dziękuję!
- Od czego ma się braci?!- uśmiechnął się i wyszedł zamykając za sobą drzwi, a ja w końcu zostałem sam na sam, ze swoim pierworodnym synem. Ciągle się we mnie wpatrywał, a ja próbowałem go na różny sposób rozśmieszyć. Po chwili mi się udało. Miał taki piękny uśmiech. Był kopią jej, z dodatkiem moich genów. Stanąłem z nim w oknie i zacząłem kołysać go do snu.
Jeszcze nie wiem, czy podołam ojcostwu. Nie wiem, czy Vicktoria zechce wrócić. Na pewno nie oddam jej Leona, jeśli chce niech mieszka z nami, ale nie pozwolę go wywieźć do Niemiec. Nigdy.
I na tym kończymy część pierwszą. Chyba takiego końca się nie spodziewaliście prawda? Wszystko, co chciałam napisać i ująć w słowa, napisałam. Wyszło krótko, ale nie chciałam tego dłużej ciągnąć.
Jak zapowiedziałam, muszę skończyć to opowiadanie wcześniej niż planowałam, ale wracam do niego już we wrześniu. Mam nadzieję, że miło będziecie wspominać tą historię, a zapowiadam, że to nie koniec wrażeń. Jeszcze dużo się wydarzy, ale o tym już nie długo.
Z całego serca chciałabym podziękować wszystkim wam, czytelniczkom, bo to dzięki wam pisałam dalej.
Za kilka dni napiszę podsumowujący post, a w nim podziękuję każdemu z osobna.
To do zobaczenia we wrześniu :* ( może troszkę wcześniej ;) )