piątek, 30 października 2015

3. ,, Iskierka nadziei...''





  24.12.2015 Innsbruck

                                    ( Stefan )
Ostatni raz poprawiłem krawat, wiszący na mojej szyi i wyszedłem z sypialni. Udałem się do kuchni, gdzie spojrzałem na Marisę zabawiającą mojego syna. Mimowolnie uśmiech wkradł się na moje usta.Nie żałuję decyzji, że to właśnie z nią chciałem spędzić te święta. Podszedłem do nich i objąłem ramieniem dziewczynę.
- Dobrze, że już jesteś. Muszę jeszcze dokończyć doprawiać potrawy, a Leo mi w tym nie pomaga.- uśmiechnęła się. Wyswobodziła się z uścisku i podeszła do garnków.
- Marisa?- podszedłem do niej.- Dziękuję, że tu jesteś ze mną, z nami. Gdyby nie ty nie wiem, jakbym sobie poradził.
- Nie musisz mi dziękować, cała przyjemność po mojej stronie. Tylko obiecaj mi coś.
- Wszystko.
- Nie pozwól jej, aby mi ciebie zabrała.- a mimowolnie zrzedła mina, bo przypomniała mi się sytuacja z Engelbergu. A było to tak...

 - Vicktoria musisz mi w czymś pomóc!- nie chciałem żadnego rozgłosu, a tym bardziej nie chciałem, żeby ona tu przyszła i mi pomagała. 
- Trenerze, ale to nic poważnego. Bóle prędzej, czy później przestaną się nasilać.- próbowałem jakoś wybronić się z sytuacji zostania sam, na sam z blondynką.
- Słucham trenerze.- popatrzyła, najpierw na niego, później na mnie i ona także była, niezadowolona z faktu, że będzie musiała mi pomóc.
- Stefan dzisiaj na siłowni musiał sobie naciągnąć czwórkę, mam nadzieję, że mu jakoś pomożesz. Ja niestety muszę uciekać. Sprawy papierkowe czekają.- powiedział i nawet nie czekał na jakikolwiek odzew z naszej strony, wyszedł z sali.
- Miejmy to już za sobą.- beznamiętnie powiedziałem i próbowałem wstać, jednak ból mi to uniemożliwił.
- Chodź pomogę ci wstać.- powiedziała zakłopotana i wzięła mnie za rękę i pomogła mi wstać. Szliśmy w milczeniu, aż nie dotarliśmy pod jej pokój. - Usiądź tutaj, a ja otworzę drzwi.
Gdy już byliśmy w pokoju usiadłem na jej łóżku, a sama zajęła się rozstawianiem sprzętu. Gdy już była gotowa popatrzyła na mnie i wiedziałem, że muszę się położyć.
- Gdzie cię boli?- zapytała otwierając żel.
- Od kolana w górę.
Powoli wcierała żel w moją nogę, a ja nawet nie zaszczyciłem jej wzrokiem. Wiedziałem, że jej też jej ciężko z tą sytuacją. Po wszystkim umyła dłonie i spytała:
- Coś jeszcze cię boli?- spojrzałem w jej oczy. Były dość czerwone, a powieki opuchnięte.
- Nie.- odpowiedziałem i wstałem z leżaka.Odczuwałem jeszcze lekki dyskomfort, ale nie chciałem zostać z nią sam, na sam dłużej. Jednak coś dręczyło moje sumienie. Gdy już miałem wychodzić powiedziałem.
- Dzięki. Vicktoria możemy porozmawiać?
- Proszę, siadaj.- wskazała na łóżku. Usiadłem z jednej strony, a ona obok mnie. Dzieliło nas kilka centymetrów.
- Pewnie boisz się, co ci zaraz powiem. Nie zamierzam cofnąć papierów złożonych w sądzie, ale też nie pozwolę zabronić ci się spotykać z Leonem. Sam nie wierzę, że w to mówię, ale...- zamyśliłem się na chwilę.
- Ale?- dopowiedziała.- Jeżeli chcesz mi zabrać prawa rodzicielskie, to dlaczego nie chcesz mi przy okazji utrudnić kontaktów z synem? 
- Bo coś zrozumiałem.- spojrzałem w jej oczy. Dzieliło nas parę centymetrów. Znów widziałem w nich tą szczęśliwą dziewczynę sprzed roku. Pełni radości i życia. Zbliżyła momentalnie swoją twarz do mojej i stało się coś, co nie powinno. Nasze usta złączyły się w krótkim pocałunku. Oderwałem się od niej.- To nigdy nie powinno się zdarzyć. Nas już nie ma i nie będzie Vicktoria.- z mieszanymi uczuciami, wybiegłem z jej pokoju i stanąłem na korytarzu, próbując złapać oddech. 

To nigdy nie powinno było się zdarzyć. Nie mogłem dopuścić, aby ta sytuacja powtórzyła się w Oberstdorfie. Przylgnąłem niską blondynkę do siebie i szepnąłem na ucho:
- Jej już nie ma, jesteś ty, Leon i ja. - skłamałem, skłamałem w żywe oczy.
- A teraz weź Leona i idź go przebież, a ja zaraz nakrywam do stołu.
Wyciągnąłem Leona z chodzika i zabrałem do pokoju, gdzie ubrałem go w granatowe jeansowe spodnie i w koszulę w kratę.



                                                  ( Vicktoria )
Wigilia. Z czym kojarzy się nam wigilia? Dla innych to zwykłe święto które obchodzą co rok. Innym kojarzy się z rodzinnym domem, śpiewem kolęd, syto wystawionym stołem, dzieleniem się opłatkiem. A dla mnie? Kolejnym wieczorem, który muszę spędzić sama. W odosobnieniu. Serce mi pęka, że gdybym rok wcześniej  podjęła słuszną decyzję, dzisiaj byłabym szczęśliwą żoną i matką.  Ale człowiek uczy się na błędach. 
Zapaliłam ostatnią świeczkę na stole i pomodliłam się cichutko, podeszłam do okna i poprosiłam w duchu, aby wszystkie moje zmartwienia odeszły w niepamięć. 
Śnieg prószył niemiłosiernie. Gdzie, nie gdzie można było zobaczyć w oknach szczęśliwe rodziny, usłyszeć śpiew kolęd. Czułam się, jak skazaniec w swoim własnym mieszkaniu. Nie miałam nikogo, kto mógłby spędzić ze mną te święta. Z matką nie odzywam się już nie pamiętam od kiedy. Jedyny tato, który zaakceptował moje decyzje i Marinus utrzymują ze mną kontakt.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos dzwonka, sygnalizujący, że ktoś postanowił odwiedzić mnie w ten magiczny wieczór. Powolnym krokiem podeszłam do drzwi i sprawdziłam przez wizjer. Na mojej twarzy zagościł uśmiech, kiedy zobaczyłam, że przyszedł Gregor. Przekręciłam klucz w zamku i zapytałam:
- Co cię do mnie sprowadza?
- Nie chciałem, abyś była sama.- podrapał się w tył głowy, to było dla niego charakterystyczne, gdy nie wiedział co powiedzieć.
- A Amelia nie ma nic przeciwko, że przyszedłeś do mnie, a nie spędzasz tych świąt z nią? 
- Rozstaliśmy się.
- Nie wiedziałam, przepraszam. Wchodź, nie będziesz przecież cały czas stać w drzwiach.
Skierowaliśmy się do salonu.
- Przepraszam, nie spodziewałam się dzisiaj nikogo. Usiądź, a ja nakryję do stołu.- złapał mnie za rękę.
- Nie trudź się. Nie jestem głodny, wracałem od rodziców i tak pomyślałem, że wpadnę.
- To może coś obejrzymy?- zaproponowałam i podeszłam do regału z płytami.
- Co powiesz na jakąś komedie świąteczną?  ,,Kevin sam w domu'' ?
- Jestem za.- odpowiedział z uśmiechem.
- To ja pójdę po jakieś przekąski, a ty tu się wszystkim zajmij. W razie czego to krzycz.- oddaliłam się i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam, z szafki nad mikrofalówką, ciasteczka, popcorn i żelki, a z lodówki sok pomarańczowy. Wróciłam go Gregora, który puścił już początek, aby przeminęły napisy. Usiedliśmy na łóżku blisko siebie i zaczęliśmy oglądać film.





Witam z nowym rozdziałem. Jak zauważyłyście wybiegłam trochę z czasem, ale o to mi chodzi. Nie chciałabym tej historii ciągnąć w nieskończoność, bo w zanadrzu mam napisane już prolog i 2 rozdziały z nowej historii.
Tak więc, oddaje wam to coś na górze do oceny. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Dziękuję za każde ciepłe słówko, nawet nie wyobrażacie sobie, jaką dajecie mi motywację.
Dobrze, że jesteście :*
To do następnego!

7 komentarzy:

  1. Cudoo!
    Sytuacja z Engelbergu ? Nie spodziewałam się. Za żadne skarby świata ^^
    Wigilia spędzają samemu to naprawdę smutne :| powiem , ze smutno mi sie zrobiło. Dobrze, ze pojawił się Gregor :/ :)
    Czekam na kolejny jak zawsze zresztą :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem! ^^ Już.. xD
    Podoba mi się! ♥
    Tylko zaskoczyłaś mnie tym pocałunkiem Vicktorii i Stefana...
    Jestem bardzo zadowolona, że Kraft ułożył sobie życie z Marisą, że jest z nią szczęśliwy, że Marisa traktuje Leona jak własne dziecko... :) Zasłużył na tę odrobinę szczęścia. Zwłaszcza po tym, co działo się w jego życiu przez ostatni czas...
    OK, pocałunku się nie spodziewałam, ale wizyty Gregora to już w ogóle! :D Ty to potrafisz człowieka zaskoczyć, nie ma co! ^^
    Myślę, że nawet Vicktoria zasługuje na nico radości. Zwłaszcza w święta. To okres, w którym nikt nie powinien się smucić. NIKT! :)
    Myślę też, że Stefan bardzo rozsądnie postąpił wycofując pozew...
    Jestem ciekawa co będzie dalej! :)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się :)
    Kochana, rozdział cudowny! U ciebie nigdy nie będę narzekać, bo nie mam na co :)
    Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Stefan powoli układa sobie życie. Sporo przeszedł, należy mu się w końcu szczęście i odrobina spokoju.
    No, powiem ci szczerze, jestem odporna na zaskoczenia, ale tej wizyty Gregora za żadne skarby się nie spodziewałam! :)
    Jestem strasznie ciekawa, co przygotujesz dla nas dalej ^^
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Stefan niby jest szczęśliwy z Marisą, a jednak ten pocałunek z Vicktorią ewidentnie coś dla niego znaczył. Dobrze, że wreszcie zrozumiał, że ona ma prawo, jeśli nie do normalnego życia z Leonem, to chociaż do widywania go od czasu do czasu. Dziecko potrzebuje matki i nawet Marisa mu jej nie zastąpi. A to nagłe pojawienie się Gregora... Cóż, to miło z jego strony, ale ciekawi mnie, czym tak właściwie się kierował przychodząc do Vicktorii. Musiał dużo o niej myśleć wcześniej, skoro nie chciał, żeby była sama w wigilijny wieczór.
    Czekam na ciąg dalszy!
    Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo spóźniona ale jestem :D No proszę... sytuacja w Engelbergu... kto by pomyślał ;) Stefan chyba jednak nie umie zamknąć rozdziału pod tytułem "Vicky", okłamał Marisę myśląc o Vicktorii. No i jeszcze teraz Gregor... nie jestem pewna co mam myśleć o jego wizycie u dziewczyny i nie mogę się doczekać jak sytuacja się rozwinie :D
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytane - rozdział niesamowity!
    Dłuższy komentarz przy kolejnym rozdziale. Obiecuję.
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde ta sytuacja w Engelbergu daje do myślenia... Coś tu się kroi i to na pewno nie byle co.
    No niby Stefan z Marisą wszystko cacy,ale jednak coś jest na rzeczy.
    Haha rozbroiłaś mnie jedną rzeczą... Jak może być inaczej w Wigilię Kevin sam w domu :p
    Weny i jeszcze raz weny.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń