piątek, 30 października 2015
3. ,, Iskierka nadziei...''
24.12.2015 Innsbruck
( Stefan )
Ostatni raz poprawiłem krawat, wiszący na mojej szyi i wyszedłem z sypialni. Udałem się do kuchni, gdzie spojrzałem na Marisę zabawiającą mojego syna. Mimowolnie uśmiech wkradł się na moje usta.Nie żałuję decyzji, że to właśnie z nią chciałem spędzić te święta. Podszedłem do nich i objąłem ramieniem dziewczynę.
- Dobrze, że już jesteś. Muszę jeszcze dokończyć doprawiać potrawy, a Leo mi w tym nie pomaga.- uśmiechnęła się. Wyswobodziła się z uścisku i podeszła do garnków.
- Marisa?- podszedłem do niej.- Dziękuję, że tu jesteś ze mną, z nami. Gdyby nie ty nie wiem, jakbym sobie poradził.
- Nie musisz mi dziękować, cała przyjemność po mojej stronie. Tylko obiecaj mi coś.
- Wszystko.
- Nie pozwól jej, aby mi ciebie zabrała.- a mimowolnie zrzedła mina, bo przypomniała mi się sytuacja z Engelbergu. A było to tak...
- Vicktoria musisz mi w czymś pomóc!- nie chciałem żadnego rozgłosu, a tym bardziej nie chciałem, żeby ona tu przyszła i mi pomagała.
- Trenerze, ale to nic poważnego. Bóle prędzej, czy później przestaną się nasilać.- próbowałem jakoś wybronić się z sytuacji zostania sam, na sam z blondynką.
- Słucham trenerze.- popatrzyła, najpierw na niego, później na mnie i ona także była, niezadowolona z faktu, że będzie musiała mi pomóc.
- Stefan dzisiaj na siłowni musiał sobie naciągnąć czwórkę, mam nadzieję, że mu jakoś pomożesz. Ja niestety muszę uciekać. Sprawy papierkowe czekają.- powiedział i nawet nie czekał na jakikolwiek odzew z naszej strony, wyszedł z sali.
- Miejmy to już za sobą.- beznamiętnie powiedziałem i próbowałem wstać, jednak ból mi to uniemożliwił.
- Chodź pomogę ci wstać.- powiedziała zakłopotana i wzięła mnie za rękę i pomogła mi wstać. Szliśmy w milczeniu, aż nie dotarliśmy pod jej pokój. - Usiądź tutaj, a ja otworzę drzwi.
Gdy już byliśmy w pokoju usiadłem na jej łóżku, a sama zajęła się rozstawianiem sprzętu. Gdy już była gotowa popatrzyła na mnie i wiedziałem, że muszę się położyć.
- Gdzie cię boli?- zapytała otwierając żel.
- Od kolana w górę.
Powoli wcierała żel w moją nogę, a ja nawet nie zaszczyciłem jej wzrokiem. Wiedziałem, że jej też jej ciężko z tą sytuacją. Po wszystkim umyła dłonie i spytała:
- Coś jeszcze cię boli?- spojrzałem w jej oczy. Były dość czerwone, a powieki opuchnięte.
- Nie.- odpowiedziałem i wstałem z leżaka.Odczuwałem jeszcze lekki dyskomfort, ale nie chciałem zostać z nią sam, na sam dłużej. Jednak coś dręczyło moje sumienie. Gdy już miałem wychodzić powiedziałem.
- Dzięki. Vicktoria możemy porozmawiać?
- Proszę, siadaj.- wskazała na łóżku. Usiadłem z jednej strony, a ona obok mnie. Dzieliło nas kilka centymetrów.
- Pewnie boisz się, co ci zaraz powiem. Nie zamierzam cofnąć papierów złożonych w sądzie, ale też nie pozwolę zabronić ci się spotykać z Leonem. Sam nie wierzę, że w to mówię, ale...- zamyśliłem się na chwilę.
- Ale?- dopowiedziała.- Jeżeli chcesz mi zabrać prawa rodzicielskie, to dlaczego nie chcesz mi przy okazji utrudnić kontaktów z synem?
- Bo coś zrozumiałem.- spojrzałem w jej oczy. Dzieliło nas parę centymetrów. Znów widziałem w nich tą szczęśliwą dziewczynę sprzed roku. Pełni radości i życia. Zbliżyła momentalnie swoją twarz do mojej i stało się coś, co nie powinno. Nasze usta złączyły się w krótkim pocałunku. Oderwałem się od niej.- To nigdy nie powinno się zdarzyć. Nas już nie ma i nie będzie Vicktoria.- z mieszanymi uczuciami, wybiegłem z jej pokoju i stanąłem na korytarzu, próbując złapać oddech.
To nigdy nie powinno było się zdarzyć. Nie mogłem dopuścić, aby ta sytuacja powtórzyła się w Oberstdorfie. Przylgnąłem niską blondynkę do siebie i szepnąłem na ucho:
- Jej już nie ma, jesteś ty, Leon i ja. - skłamałem, skłamałem w żywe oczy.
- A teraz weź Leona i idź go przebież, a ja zaraz nakrywam do stołu.
Wyciągnąłem Leona z chodzika i zabrałem do pokoju, gdzie ubrałem go w granatowe jeansowe spodnie i w koszulę w kratę.
( Vicktoria )
Wigilia. Z czym kojarzy się nam wigilia? Dla innych to zwykłe święto które obchodzą co rok. Innym kojarzy się z rodzinnym domem, śpiewem kolęd, syto wystawionym stołem, dzieleniem się opłatkiem. A dla mnie? Kolejnym wieczorem, który muszę spędzić sama. W odosobnieniu. Serce mi pęka, że gdybym rok wcześniej podjęła słuszną decyzję, dzisiaj byłabym szczęśliwą żoną i matką. Ale człowiek uczy się na błędach.
Zapaliłam ostatnią świeczkę na stole i pomodliłam się cichutko, podeszłam do okna i poprosiłam w duchu, aby wszystkie moje zmartwienia odeszły w niepamięć.
Śnieg prószył niemiłosiernie. Gdzie, nie gdzie można było zobaczyć w oknach szczęśliwe rodziny, usłyszeć śpiew kolęd. Czułam się, jak skazaniec w swoim własnym mieszkaniu. Nie miałam nikogo, kto mógłby spędzić ze mną te święta. Z matką nie odzywam się już nie pamiętam od kiedy. Jedyny tato, który zaakceptował moje decyzje i Marinus utrzymują ze mną kontakt.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos dzwonka, sygnalizujący, że ktoś postanowił odwiedzić mnie w ten magiczny wieczór. Powolnym krokiem podeszłam do drzwi i sprawdziłam przez wizjer. Na mojej twarzy zagościł uśmiech, kiedy zobaczyłam, że przyszedł Gregor. Przekręciłam klucz w zamku i zapytałam:
- Co cię do mnie sprowadza?
- Nie chciałem, abyś była sama.- podrapał się w tył głowy, to było dla niego charakterystyczne, gdy nie wiedział co powiedzieć.
- A Amelia nie ma nic przeciwko, że przyszedłeś do mnie, a nie spędzasz tych świąt z nią?
- Rozstaliśmy się.
- Nie wiedziałam, przepraszam. Wchodź, nie będziesz przecież cały czas stać w drzwiach.
Skierowaliśmy się do salonu.
- Przepraszam, nie spodziewałam się dzisiaj nikogo. Usiądź, a ja nakryję do stołu.- złapał mnie za rękę.
- Nie trudź się. Nie jestem głodny, wracałem od rodziców i tak pomyślałem, że wpadnę.
- To może coś obejrzymy?- zaproponowałam i podeszłam do regału z płytami.
- Co powiesz na jakąś komedie świąteczną? ,,Kevin sam w domu'' ?
- Jestem za.- odpowiedział z uśmiechem.
- To ja pójdę po jakieś przekąski, a ty tu się wszystkim zajmij. W razie czego to krzycz.- oddaliłam się i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam, z szafki nad mikrofalówką, ciasteczka, popcorn i żelki, a z lodówki sok pomarańczowy. Wróciłam go Gregora, który puścił już początek, aby przeminęły napisy. Usiedliśmy na łóżku blisko siebie i zaczęliśmy oglądać film.
Witam z nowym rozdziałem. Jak zauważyłyście wybiegłam trochę z czasem, ale o to mi chodzi. Nie chciałabym tej historii ciągnąć w nieskończoność, bo w zanadrzu mam napisane już prolog i 2 rozdziały z nowej historii.
Tak więc, oddaje wam to coś na górze do oceny. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Dziękuję za każde ciepłe słówko, nawet nie wyobrażacie sobie, jaką dajecie mi motywację.
Dobrze, że jesteście :*
To do następnego!
sobota, 17 października 2015
2. Obiecuję Ci...
,, I jeśli wierzysz w to tak samo
To tak jak jeden plus dwa
Bo Twoje serce to ułamek – zawsze tworzy z kimś całość ''
(Stefan )
Kwalifikacje nie poszły po mojej myśli. 35 miejsce nie jest szczytem moich możliwości. Miałem nadzieję na lepsze, choć wiedziałem , że na początku nie będzie mi szło dobrze. Moje myśli obejmowały wydarzenia, które wczoraj się wydarzyły. Do tego doszedł telefon od moich rodziców. Poinformowali mnie , że Leon znajduje się w szpitalu. Co może się jeszcze wydarzyć?
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Gregora:
-Idziesz na kolację, czy zejdziesz później? -zapytał.
-Za 5 minut przyjdę. - odpowiedziałem.
Gdy wyszedł wybrałem numer do mamy. Nie wiedziałem , czy dobrze robię zostając tutaj. Powinienem być tam , przy nich, przy Leonie. Ta jednak mnie uspokoiła i kazała walczyć o dobre miejsce. Po skończonej rozmowie, schowałem telefon do kieszeni , ubrałem bluzę i wyszedłem z pokoju , zamykając go na dwa spusty. Na korytarzu spotkałem Manuela, z którym się przywitałem i razem poszliśmy na kolację. Weszliśmy na stołówkę, a wtedy każdy spoglądał na mnie, mamrocząc między sobą. Zdziwiłem się, bo do końca nie wiedziałem, dlaczego stałem się celem do plotkowania. Usiadłem między Gregorem i Thomasem i cichym szeptem, zapytałem tego pierwszego:
- O czym oni gadają?- mówiąc to, wskazałem głową na Niemców i Polaków.
- Usłyszeli, jak kłóciłeś się ze mną, a później wydarłeś się na pół hotelu na Vicktorię. Stefan, ja wiem, że ty cierpisz, ale wy musicie się w końcu dogadać. Jeżeli nie, to cały team się rozleci. Będą formować się obozy. Nie każdy poprze twoją stronę.- odparł spoglądając mi w oczy.
A ja nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Na moje szczęście, po chwili głos zabrał Kuttin:
- Dzisiaj przyjeżdża w końcu wasza pani psycholog, mam nadzieję, że wam pomoże. Nie zróbcie mi wstydu, jak ostatnio.
- Tak jest trenerze.-odpowiedzieli wszyscy chórem.
- I nie zapomnijcie o jutrzejszym konkursie. Mam nadzieję na dobre miejsca. A teraz zjadać kolację.
Wszyscy dokończyli swoje posiłki i zaczęli rozchodzić się do swoich pokoi, a ja nadal siedziałem dłubiąc widelcem w talerzu. Po chwili usłyszałem, że ktoś siada koło mnie. Niepewnie podniosłem głowę, a moim oczom ukazała się Vicky.
- Ja wiem, że sobie możesz wyobrażać same najgorsze rzeczy o mnie, ale ja się zmieniłam. Na prawdę się zmieniłam Stefan. Przez ostatni czas chodziłam do psychologa, było mi ciężko. Nie poddałam się. Oswoiłam się z myślą, że mam synka. Tylko mam do ciebie prośbę. Pozwól mi chociaż go na chwilę zobaczyć.- a we mnie zaczęło się buzować.
- Tak myślę o tobie, jak o najgorszej matce. Jesteś dla mnie nikim. Gdzie byłaś, kiedy wychodził mu pierwszy ząbek?! Gdzie byłaś, jak stawiał pierwsze kroki?! No pytam się, gdzie wtedy byłaś?! Zostawiłaś mnie w trudnym okresie, do tego z synem, którego nie chciałaś. Nie pamiętasz, jak do ciebie codziennie jeździłem, dzwoniłem, a ty?! A ty miałaś nas gdzieś. Teraz my mamy cię dość!- odsunąłem krzesło i gwałtownie wstałem. - A Leona na razie nie zobaczysz!- dodałem i opuściłem stołówkę, wychodząc na zewnątrz, aby ochłonąć, ale to mi i tak nie pomogło. Po chwili poczułem wibracje w kieszeni, wyciągnąłem telefon, a moim oczom ukazało się zdjęcie rodziców, przejechałem po ekranie palcem w celu odebrania połączenia:
- Halo?- usłyszałem głos mamy.
- Jak tam z Leonem?- zapytałem.
- Lekkie przeziębienie, niedługo ma wyjść ze szpitala, a jak u ciebie?
- Może jednak wrócę, powinienem z nim być. Przecież to ja jestem jego rodzicem. Jedynym rodzicem.
- Stefan nie możesz tak mówić, jest jeszcze Vicktoria.- dlaczego wszyscy trzymają jej stronę?!
- Wy też się jej uczepiliście? Ona jest tylko jego matką na papierku. Kto ci powiedział, że wróciła?
- Gregor dzwonił. Stefan nie możesz jej skreślać już na starcie. Porozmawiajcie na spokojnie, kłótnie, wrzaski nie prowadzą do niczego dobrego.- i wszystko wiadome.
- Mamo, ale ja tak nie umiem. Gdy pojawia się na horyzoncie, na moje usta cisną się same najgorsze słowa.
- Stefan, to chociaż raz go jej pokaż. Jak wrócicie z Niemiec, wtedy ją przyprowadź.
- Spróbuję.
- Jutro masz wygrać!- zaśmiała się do słuchawki.
- Dobrze. Ja kończę, bo stoję w samym swetrze na dworze.
- Stefan uważaj na siebie.- powiedziała cichym głosem.
- Kocham cię mamo.- rozłączyłem się i wszedłem do hotelu. Spokojnym krokiem poszedłem do swojego pokoju. Wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i wszedłem do łazienki, gdzie się umyłem i przebrałem w krótkie spodenki i bluzkę. Po kilku minutach odświeżony wyszedłem i położyłem się na łóżku. Spojrzałem na Gregora, który przeglądał swojego bloga. Sam wyciągnąłem słuchawki, podłączyłem je do telefonu i usnąłem w rytmie wolnej muzyki.
Dzień konkursu.
Od samego rana, wszyscy chodzą jak na szpilkach. Dzisiaj okaże się, kto najlepiej przepracował lato. Mam wielką ochotę na podium, ale wiem, że będzie ciężko. Dwa skoki, które mogą zadecydować o moim dalszym losie. Nie widzę problemu w skakaniu dla własnej przyjemności, schody zaczynają się dopiero wtedy, kiedy wiesz, że możesz wiele, a nic nie robisz w tym kierunku, aby polepszyć swoją sytuację. Nie myślałem za wiele w tym ważnym dniu. Próbowałem się wyciszyć, ale gdy w twoim pobliżu są osoby, które ci to uniemożliwiają, nic nie jest już pewne.
Tak więc ruszam w osamotnieniu na górę, na rozbieg. Gdy jestem już na miejscu, nadal słychać krzyki kibiców i chyba za to kocham ten sport. Możliwość uszczęśliwiania innych osób. Podzielania ich pasji. Słyszę głos komentatora, wywołujący moje imię i nazwisko. To już. Siadam powoli na belkę, poprawiam gogle i czekam na machnięcie chorągiewką od trenera. Mój umysł skupia się jedynie na trenerze. Powoli uciszają się krzyki kibiców, tętno powoli wzrasta. Adrenalina buzuje mi w żyłach. Dostaję sygnał, odpycham się od belki i sunę po rozbiegu. Odpycham się i czuję się, jak ptak. Wszystko wraca do normalności, kiedy opadam na śnieg. Słyszę pisk z każdej strony. Wydaję mi się, że dobrze skoczyłem. Niedługo koło mojego nazwiska pojawia się cyferka 1, która mnie bardzo uszczęśliwia. Ściągam narty i udaję się na miejsce lidera. Po kilkunastu skokach nadal jestem pierwszy.
Tak więc kończę pierwszą serię na 3 miejscu. Jestem niewyobrażalnie szczęśliwy. Ale na gratulację i radość będzie czas, dopiero po drugiej serii.
Kończę konkurs na 1 miejscu, wyprzedzając drugiego Petera Prevca. Czuję się, jakbym wygrał w totka. Po tylu przykrych wydarzeniach, udało mi się powrócić, powrócić w wielkim stylu. Koło mnie po chwili zjawiają się wszyscy koledzy z kadry, a z nimi ona. Wszyscy klepią mnie po plecach i gratulują, a na końcu ona wychrypuje ciche gratulacje i odchodzi. Nic nie mówię, bo chcę trwać jak najdłużej w tej magicznej chwili
23.11.2015 Innsbruck, Austria
( Vicky )
Wyciągnęłam ostatnią walizkę z samochodu i udałam się w stronę domu. Po drodze zajrzałam do skrzynki, aby sprawdzić pocztę. Z pośród wielu ulotek i kopert, jeden list zwrócił moją uwagę. Był z sądu. Zdziwiłam się, więc, jak najszybciej udałam się w stronę drzwi. Otworzyłam je i weszłam do mieszkania, walizki rzuciłam w kąt, a sama udałam się w stronę salonu, gdzie usiadłam na kanapie i pomału zabrałam się za rozpakowanie listu. Pierwsze słowa, które przeczytałam wbiły mnie w sofę, niczym wielki głaz. Było to wezwanie do sądu, w sprawie odebrania mi całkowitych praw rodzicielskich do Leona. Nie spodziewałam się tego po Stefanie. Wiedziałam, że początek naprawienia relacji będzie trudny, ale nie brałam pod uwagę takiego ruchu z jego strony. Zabrałam kluczyki ze stołu, a list włożyłam do bocznej kieszeni. Zamknęłam dom i udałam się w stronę samochodu, gdzie po chwili go zapaliłam i udałam się w stronę mieszkania Krafta.
Po dziesięciu minutach stałam pod drzwiami jego starego mieszkania. Bałam się teraz tej konfrontacji, ale chciałam to z nim wyjaśnić. Zadzwoniłam dzwonkiem, raz, drugi. Cisza. Już miałam odchodzić, kiedy drzwi się otworzyły, a w nich stanęła jego mama.
- Vicktoria, myślałam że już nie przyjedziesz.
- Jest Stefan?- zapytałam nieśmiało.
- Jest z Leonem w szpitalu. Dzisiaj go wypisują i po niego pojechał. Wchodź do domu.- ustąpiła mi miejsce w drzwiach, abym mogła wejść.
- Nie ja może poczekam tutaj.
- Oj nie wstydź się, wchodź.- nie wiedziałam, dlaczego była dla mnie taka życzliwa. Pokiwałam tylko głową i udałam się za nią. - Może się czego napijesz?
- Nie dziękuję, ja tylko chcę coś wyjaśnić.- uśmiechnęłam się i usiadłam przy stole. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły, a w nich stanął Stefan z nosidełkiem.
- Mamo, kto przyjechał?- usłyszałam jego krzyk z korytarza i śmiech chłopca.
- To ja was zostawię, a z Leonem pójdę do pokoju go uspać.
- Kupiłem wszystko, o co mnie prosiłaś, a tu masz resztę pieniędzy.- położył na stole i chyba mnie nawet nie zauważył. Cicho kaszlnęłam i wtedy zwrócił na mnie swój wzrok.
- Co ty tu robisz?- zapytał z lekkim zdenerwowaniem.
- Chciałam się zapytać, co to ma być?- wyciągnęłam z kieszeni list.
- Coś co powinienem zrobić dawno.- po chwili dodaje.- Nie widzisz, że kłótnia już nie ma tu najmniejszego sensu?- zapytał mierząc mnie wzrokiem.
- Nie rozumiesz, że ja chcę to wszystko naprawić?
- Tu już nie ma czego naprawiać Vicktoria!- rzucił ze złością, trzymane wcześniej kluczki do auta.
- Dlaczego, nie pozwalasz abym mogła z nim nawiązać jakiś kontakt?
- A gdzie byłaś wtedy, kiedy najbardziej cie potrzebowaliśmy ? No powiedz mi, gdzie byłaś?- podszedł do mnie na małą odległość. Dzieliło nas może z metr.
- Phillip miał depresję.
- No i mamy winowajcę! Wolałaś zająć się nim niż małym. Ty zawsze nie jesteś niczemu winna, szukasz winnych wokół siebie.
- Stefan to nie tak.- próbowałam się bronić.
- A jak?- krzyknął.
- Nie zauważyłeś, że nie było go w ostatnim konkursie? Ni pozbierał się po ostatnich wydarzeniach. Po tym, jak powiedziałam, że chcę od niego odejść, chciał popełnić samobójstwo.
- Pasujecie do siebie nie sądzisz? Ty desperatka, a on samobójca. Po prostu fajną parę tworzyliście, tworzycie, czy będzie tworzyć. Nie mnie to już oceniać. A teraz jeśli mogłabyś to wyjdź i nie przyjeżdżaj. Nie pisz, nie dzwoń. Nie wierzę, że wróciłaś. Było dobrze bez ciebie!- w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Pokiwałam przecząco głową i ostatni raz na niego spojrzałam - Oj proszę cię. Nie niszcz tego co stworzyłem przez ostatni rok. Jeśli naprawdę ci na nas zależy, to odejdź. Odejdź i nie wracaj.
Wyszłam z mieszkania i gdy już byłam w samochodzie, dałam upust moim łzom. Nie wiedziałam, że ta rozmowa będzie tak trudna. Przetarłam załzawione oczy, odpaliłam silnik w samochodzie i odjechałam z nieznanym mi kierunku. Zostałam sama. Jak zwykle. Ale ja się nie poddam. Za dużo na to pracowałam, aby teraz to wszystko zburzyć.
Witam! Przebywam z nowym rozdziałem, mam nadzieję, że przypadnie Wam od do gustu. Mi jako tako, się podoba.
Jednak tego błędu nie zauważyłyście, ale w tym rozdziale na pewno już zauważycie. Chodzi mi o konkurs. Pierwszy jest drużynowy, a ja dałam tylko indywidualny, no ale to nic. Dziękuję za każdy dodany komentarz. Nawet nie wiecie, jak one podnoszą na duchu. Chciałabym prosić, aby każdy kto przeczyta ten rozdział, zostawił po sobie przynajmniej jakiś znak. Może być kropka, buźka. Będę wiedziała kto czyta te marne moje wypociny :)
To do następnego ;)
niedziela, 4 października 2015
1. Bezsilność...
( Vicky )
Minął rok. Minęły te nie przespane noce, podczas których z moich oczu wypływały hektolitry łez. Minęły czarne dni, dziwne spojrzenia, ale nie minęło uczucie wstydu, winy. Dlaczego, aby zrozumieć jaki błąd popełniłam, musiało dojść do tragedii.
Zaczynam od nowa. Udaję silną, lecz każda drobnostka potrafi mnie złamać. Zamykam wszystkie drogi prowadzące do mnie, tak aby nikt nie mógł do mnie dotrzeć, a wtedy? A wtedy wyciągam z pobliskiej szafki małe żyletki i daje ukojenie mojej podświadomości. Po wszystkim idę pod prysznic z nadzieją, że zmyję z siebie poczucie bezradności i winy. Na koniec obiecuję sobie, że to się więcej nie powtórzy. Lecz na cóż mi to, jeżeli samą swoją postawą doprowadzasz mnie do łez, a zarazem chcę wbić się zachłannie w twoje usta i marzę, aby ta chwila trwała wiecznie?
Pozwól mi w końcu być szczęśliwa. Pozwól mi spojrzeć chociaż raz, na mojego syna.
( Stefan )
Mały kolejną noc nie mógł spać. To wszystko zaczyna mnie przerastać. Leon potrzebuje matki, każdy to powtarza, ale ja nie mogę nikogo na nowo pokochać. Jest Marisa, ale ona nie jest nią. To dziwne, chcę ją nienawidzić, ale jest między nami cienka nić, która ciągnie mnie do niej. Nie wiem jak mam dalej żyć. Każdy mi pomaga, na swój sposób. Dzięki najbliższym mogłem wrócić do skoków, to jest moja odskocznia od tego świata. Wciąż mogę robić to co kocham, lecz trudno mi zostawiać Leona pod opieką rodziców lub przyjaciół i obarczać ich opieką nad nim. To jest mój obowiązek, a nie ich. Próbuję wszystko ze sobą połączyć. Nawet zrezygnowałem z częstszych zgrupowań, aby być jak najbliżej przy synku. Bo co to jest za ojciec, który jest w domu tylko kilkadziesiąt dni w roku?
Aktualnie trwa sezon. Jesteśmy w drodze do Klingenthal. Pojutrze odbędzie się pierwszy konkurs otwierający Puchar Świata w skokach narciarskich. Czy się stresuję? Chciałbym wygrać, po prawie dwóch latach wracam. Wracam ze zdwojoną siłą. Z nową energią, zadziornością, chęcią bycia najlepszym.
Od ostatniego konkursu nic się tutaj nie zmieniło. Wszystko tam samo wygląda, ma to samo miejsce. Nawet w przydzielonym dla naszej kadry domku, nadal przyklejona jest guma Michaela. Michael. Na każde wspomnienie o nim, robi mi się słabo... Zniszczył wszystko, nad czym dużo pracowałem. Na razie znajduje się w więzieniu i nie zapowiada, żeby z niego szybko wyszedł, razem ze swoim kolegą Richardem. Się dobrali...
- Może królewna, by się w końcu obudziła?- zapytał z uśmiechem trener. On jako jedyny nie wiedział o zaistniałej sytuacji. Albo udawał głupiego, albo na prawdę nie wiedział.
- Może się biedak zakochał!- trzepnąłem Gregora po głowie.
- Po kolacji zebranie w sali konferencyjnej. Obecność obowiązkowa! Zrozumiano?
- Tak jest tatusiu!- zasalutował Poppi
Trener wyszedł zamykając za sobą szczelnie drzwi, a wszyscy zabrali się za przebieranie. Po wszystkim zabraliśmy narty i wyjechaliśmy wyciągiem na górę skoczni i zaczęliśmy oddawać pierwsze skoki.
Po treningu chodziłem cały czas poddenerwowany. Doszły do mnie słuchy, że trener postanowił po raz kolejny zmienić fizjoterapeutę. Podobno miała to być młoda dziewczyna, którą Heinz bardzo dobrze zna.
Usiadłem przy stoliku, między Gregorem, a Thomasem i zabrałem się za jedzenie kanapek, które popijałem skokiem. Po krótkiej wymianie zdań i skończeniu kolacji, trener poprosił nas do sali, gdzie stała niska, szczupła dziewczyna, o blond włosach. W duchu poprosiłem
,, Tylko nie ona''
( Vicky )
Mówią, że po każdej porażce trzeba się podnieść i uwierzyć w siebie. Bardzo bym chciała, aby tak było, ale chcieć nie znaczy móc.
Zdziwiła mnie propozycja Kuttina. Myśłałam, że po tym wszystkim mnie znienawidzi, a tu wyciągnął pomocną dłoń. Pomyślałam, że może by się udało spróbować. Zbliżyłabym się do Stefan. Jednak wiedziałam, że jak mnie zobaczy wyjdzie i trzaśnie drzwiami, lecz takiej reakcji się nie spodziewałam... A do tego Phillip. Po raz kolejny narobiłam mu nadziei i go porzuciłam bez słowa.
Przekręciłam klucze w drzwiach i weszłam do pokoju, kładąc torbę przy drzwiach. Wzięłam głęboki oddech, za chwilę miałam się spotkać z chłopakami. Nie wiedziałam, jak zareagują. Próbowałam nie myśleć, co za chwilę się wydarzy. Popatrzyłam na widok z okna i momentalnie moje myśli się uspokoiły. Wzięłam butelkę wody, najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z pokoju zamykając go na dwa spusty. Zeszłam po schodach i zaraz znalazłam się w sali konferencyjnej. Czas mijał nie ubłagalnie szybko. Zegarek wskazywał chwilę wcześniej 19:30, teraz 20.00. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanął Heinz.
- Gotowa?- zapytał, a ja nerwowo przytaknęłam głową. Po krótkiej chwili drzwi ponownie się otworzyli, a ja odwróciłam się do nich tyłem. Mimo, że ich nie widziałam, czułam ich wzrok na sobie. Powolnie się odwróciłam, a ich buzie otworzyły się ze zdziwienia, a oczy mało co nie wyskoczyły z oczodołów. Nadal miał te same brązowe włosy, przenikliwe spojrzenie. Jednak, jak mnie zobaczył stanął w osłupieniu. Jak pozostali. Jedyny przytomny z nich wszystkich Morgenstern, podszedł i z całej siły mnie przytulił:
- Witamy na pokładzie pani Kraus!
- Więc już wiecie kto będzie was masował i udzielał rad przez najbliższe miesiące. Chyba nikogo nie zdziwił fakt, że wybrałem akurat ją. Zna was chyba lepiej niż ja sam.- uśmiechnął się i popatrzył w moją stronę, na co ja jedynie przytaknęłam i popatrzyłam w stronę Stefana, który kręcił nerwowo głową, śmiejąc się. Później wzrok przeniosłam na Gregora, który wymownie na mnie spojrzał. Ta pieprzona, męska solidarność.
- Jeśli będziecie mięli problemy, proszę się do niej zgłaszać. Na dzisiaj, to chyba tyle. Jakieś pytania?- popatrzył się na każdego.
- A co jeśli nie będę chciał, aby mnie dotykała? Zbytnio jej nie ufam. - nie zaszczycił mnie spojrzeniem, tylko zdenerwowany zapytał.
- Jeśli nie chcesz, aby ona była twoim fizjoterapeutą to będziesz miał kontuzje. Decyzja podjęta, więc nie ma odwrotu.
Stefan, chciał coś powiedzieć, jednak Gregor cicho powiedział, że kłótnia nie ma sensu, bo nic nie wskóra. Wyszedł z sali trzaskając drzwi, a ja wpatrywałam się w punkt, gdzie chwilę wcześniej stał.
- Dziękuję za rozmowę, możecie się rozejść!- powiedział zabierając teczkę trener. Wszyscy wyszli zostałam tylko ja i on.
- Nie wiem, czy to był dobry pomysł Heinz.
- Vicky, wy wszyscy macie mnie za starego zgreda, który o niczym nie wie, co się dzieje w jego kadrze. Myślisz, że dlaczego cię poprosiłem o to, żebyś wróciła. Małymi kroczkami dojdziemy do miejsca, w którym każdy będzie szczęśliwy. A teraz zmykaj i przygotuj się na jutrzejszy dzień.- uśmiechnęłam się i wyszłam z sali i zmierzałam w stronę schodów, gdy usłyszałam czyjąś kłótnię w schowku na szczotki?:
- Mógłbyś się w końcu uspokoić?
- A ty jakbyś się zachował na moim miejscu? Jaka matka zostawia swoje dziecko?! No powiedz mi? Która życzy mu śmierci?
- Stefan, ona żyła świadomością, że jej dziecko uznane za zmarłe, jednak żyło. To dla niej było za dużo. - Gregor próbował mnie chyba bronić
- A dla mnie nie? Wy tylko mówicie, że ona przeżyła niemiłe wydarzenie, a ja?
Nie dość, że zmagałem się z nowotworem, później żyłem świadomością, że moje dziecko nie żyje, a na na koniec musiałem zaopiekować się moim synem, który uważany był za zmarłego. Byłem dla niego nie tylko ojcem, ale także matką, bo jego własna matka nie chciała go znać! I co dalej myślisz, że tylko ona była i jest w tym wszystkim najbardziej pokrzywdzona?!- krzyknął, ale nie usłyszałam nic od Gregora- Wiedziałem!
Zobaczyłam, jak drzwi otwierają się z impetem, a z nich wybiega Stefan, patrzy na mnie nerwowym wzrokiem i wypowiada jedno zdanie, które działa na mnie jak uderzenie w oba policzki:
- Nigdy nie pozwolę ci się do niego zbliżyć! - wymija mnie i udaję się w stronę schodów. Zaraz pojawia się Gregor, który chce do mnie podejść. Jednak ja kręcę głową, a do moich oczu zaczynają napływać łzy. Wymijam go i udaję się biegiem do pokoju, gdzie zamykam się na cztery spusty i bezwładnie opadam na łóżko i daję upust swoim łzom.
No to pierwszy rozdział za nami. Jestem z niego troszeczkę niezadowolona. Popełniłam duży błąd, mam nadzieję, że go nie zauważycie, ale powątpiewam w to. Nie chcę przez to psuć całego rozdziału i zaczynać od początku.
Dziękuję, za tak dużą frekwencję pod prologiem. Nie spodziewałam się, że komuś się on spodoba.
Dziękuję za każdy komentarz pozostawiony pod nim.
Do następnego :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)